Z Markiem Toporowskim nie tylko o muzyce barokowej.
Z panem Markiem Toporowskim, wybitnym polskim klawesynistą, organistą i dyrygentem, spotykamy się przed koncertem w ramach 23. Mieleckiego Festiwalu Muzycznego. Niedługo zasiądzie Pan przy organach kościoła pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy, ale to nie pierwszy Pana pobyt po pandemicznej przerwie na Podkarpaciu. 5 sierpnia tego roku w ramach XX Międzynarodowego Przemyskiego Festiwalu „Salezjańskie Lato” koncertował Pan w kościele pw. Świętej Trójcy – pp. Benedyktynek w Przemyślu. To wyjątkowo piękne miejsce.
- Tak, ten klasztor jest niezwykle urokliwym miejscem, piękny kościół, fantastyczna akustyka i cudowna atmosfera tam panowała.
Zabrałem tam ze sobą dwa instrumenty: klawikord częściowo przeze mnie zbudowany i duży klawesyn. Grywam też często koncerty na trzech instrumentach na przykład: klawikord, szpinet, wirginał.
W Przemyślu przeważały utwory Johanna Sebastiana Bacha, ale były także utwory z Tabulatury przemyskiej i na finał Sonata klawesynowa Dymitra Bortniańskiego do wykonania której klawesyn był potrzebny.
- Dymitr Bortniański był kompozytorem współczesnym Mozartowi, a nawet go przeżył, bo zmarł w 1825 roku. Komponował wspaniałe wielkie utwory, a niektóre sonaty doskonale nadają się do grania tak na fortepianie, jak i na klawesynie.
Cieszę się, że kościół był wypełniony publicznością, która przyjęła mnie bardzo gorąco.
Dzisiaj zasiądzie Pan przy organach, które już Pan dobrze zna.
- Tak, kilka, a może nawet kilkanaście lat temu grałem na tych organach. Bardzo lubię ten instrument i cieszę się, że mogę znowu tutaj zagrać. Dzisiaj gram wyłącznie repertuar barokowy, zarówno solo jak i w części kameralnej, który nie jest wymagający pod względem szybkości zmian registracji. Nie mam dziś asystenta- registranta, a mielecki instrument nie ma urządzeń umożliwiających szybką zmianę registrów.
Pana działalność od lat toczy się w kilku nurtach, występuje Pan jako klawesynista, organista, często zasiada pan przy innych dawnych instrumentach klawiszowych, przygotowuje i kieruje Pan wykonaniami dużych form instrumentalno-wokalnych. To wszystko wymaga sporo pracy i wiedzy.
- Ostatnio także dużo gram i nagrywam na fortepianach historycznych, mam niewielką kolekcję instrumentów historycznych. To wszystko wymaga nie tylko przygotowania się do wykonania, ale także przygotowania instrumentów i opieki nad nimi. Muszę też pracować nad umiejętnością dostosowania się do każdego z nich, a wcześniej dobrze poznać każdy instrument i dostosować się do wymagań, a czasami też ograniczeń, które te instrumenty stawiają przed wykonawcą.
Mogę powiedzieć, że pod względem ilości instrumentów do których mam dostęp, na których gram i nagrywam, jestem chyba jestem jednych z najbogatszych muzyków. Nie chodzi tu o bogactwo finansowe, ale o różnorodność instrumentarium.
Na Podkarpaciu, po dłuższej przerwie, życie koncertowe tak naprawdę dopiero się rozpoczyna. Pan pewnie też miłą przerwę w koncertach. Jak ją Pan wykorzystał?
- Mnie też ta przerwa bardzo mocno dotknęła. Właściwie przez prawie pół roku nie grałem koncertów, a miałem zaplanowane w tym czasie ważne dla mnie wydarzenia. Niektóre musiały zostać przełożone na inne terminy, a inne utracone bezpowrotnie.
W tym czasie przygotowałem trochę nowego repertuaru na instrumenty na których gram. Wielu muzyków zaczęło robić półprofesjonalne filmy. Dla mnie filmy z krótkimi utworami były o tyle ważne, że pozwoliły mi udokumentować instrumenty, które są w mojej kolekcji. Jeżeli Państwo wejdą na stronę www.fortepianarium.wordpress,com , to poznają Państwo moją kolekcję, która jest eksponowana w Zabrzu, tam też organizujemy koncerty i niektóre przynajmniej na niektórych z tych instrumentów udało mi się wyprodukować krótkie filmy, aby udokumentować ich brzmienie.
Zawsze brakowało mi na to czasu, a dzięki wirusowi i pandemii mogłem to zrobić.
Na szczęście coraz więcej jest koncertów z udziałem publiczności, mam co robić i bardzo tęsknię za Rzeszowem. Bardzo miło wspominam koncerty, które miałem przyjemność grać z Filharmonią Podkarpacką. Były to zazwyczaj duże, oratoryjne projekty w których wykonywałem partie klawesynu, nawet grałem z tym zespołem raz w Musikverein w Wiedniu. Poznałem wielu muzyków grających w Orkiestrze Filharmonii Podkarpackiej z którymi do dzisiaj się przyjaźnię.
Pamiętam, że konsultowano z Panem zakup klawesynu dla naszej Orkiestry.
- To prawda i bardzo się cieszę, że ten instrument w Filharmonii Podkarpackiej jest, bo dzięki temu wiele koncertów okazało się możliwych bez pożyczania instrumentu i wielokrotnie na tym klawesynie grałem.
Dobry instrument ułatwia klawesynistom podróże koncertowe, a jeśli go brak to często trzeba podróżować ze swoim klawesynem.
- Ja też często zabieram swoje instrumenty, bo w wielu miejscach instrumentów nie ma, ale bardzo sobie cenię jeżeli instrument jest na miejscu. Klawesyn jest dosyć dużym i ciężkim instrumentem. Oprócz umiejętności artystycznych trzeba również użyć siły własnych mięśni w przeniesienie tego instrumentu i odpowiednie zabezpieczenie go przed podróżą samochodem.
Rzeszowski instrument jest uniwersalny, w dobrym stanie, zadbanym i bardzo dobrze, że można na nim grać.
Często występuje Pan też jako dyrygent.
- Owszem i zdarza się dosyć często, że kieruję zespołem grając jednocześnie na klawesynie, ale przy dużych formach chętnie biorę batutę i dyryguję.
Mam zaplanowany wkrótce koncert w Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku z Oratorium na Boże Narodzenie Johanna Sebastiana Bacha. Wiem, że na miejscu są muzycy, którzy doskonale wykonują partie basso continuo i mogę się skupić tylko na dyrygowaniu.
Dyrygowanie od klawesynu ma też swoje zalety, ale bywa tak, że trzeba wybrać, czy człowiek skupia się na własnym graniu, czy na prowadzeniu zespołu. Czasami jest to trudne do pogodzenia.
Założył Pan zespoły specjalizujące się w wykonywaniu muzyki XVII i XVIII wieku – orkiestrę Concerto Polacco i chór kameralny Sine Nomine. Na jakich zasadach one działają?
- Chór Sine Nomine zakończył działalność już kilka lat temu, natomiast Concerto Polacco działa w tej chwili jako mniejsza formacja kameralna. W tej chwili nie mamy już możliwości organizacyjne podejmowania się dużych produkcji orkiestrowo-chóralnych, dlatego, że nie byliśmy zespołem etatowym. Bez bazy etatowej można funkcjonować przez kilka lat, ale jest to bardzo trudne i w wypadku jakiegokolwiek kryzysu finansowego, chudszych lat, przetrwanie nie jest możliwe. Dlatego teraz koncentrujemy się na graniu w mniejszych składach, a jeżeli dyryguję większymi formami muzycznymi, to zazwyczaj jestem zapraszany jako dyrygent gościnny,
Na przykład dwa lata temu wykonywałem z Capellą Cracoviensis operę „Hipolit i Arycja” Jeana Philippa Rameau. Do wykonania tego dzieła trzeba zaprosić dużą ilość muzyków grających na instrumentach dętych, bo to jest wyrafinowana instrumentacja wymagająca dużej orkiestry.
W Mielcu występuje Pan z wybitnymi polskimi flecistami Łukaszem Długoszem i Agatą Kielar-Długosz. Wiem, że już nie raz spotkaliście się z okazjo koncertów.
- Tak, my regularnie gramy koncerty w trio. Gramy koncerty z programem barokowym i wtedy gram na klawesynie. Jak wykonujemy koncerty muzyki klasycznej i romantycznej , to zasiadam do kopii historycznego fortepianu albo biorę moje pianoforte. Są również napisane specjalnie dla nas utwory na dwa flety i klawesyn, w ramach programu „Zamówienia kompozytorskie”.
Nie wiedziałam, że interesuje Pana muzyka współczesna.
- Mam w tej dziedzinie również parę znaczących dokonań m.in. udział w pełnej dokumentacji „live” twórczości Pawła Szymańskiego zrealizowanej przez Narodowy Instytut Audiowizualny. Zainteresowały też mnie napisane dla nas bardzo ciekawe utwory Krzysztofa Baculewskiego i Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil. Iwona Kisiel również napisała interesujący utwór na ten skład. Trochę tych utworów jest i pewnie będą powstawały kolejne.
Oczywiście te utwory są pewnego rodzaju wyzwaniem, bo grając continuo w wypadku muzyki barokowej można się oprzeć na ogólnych doświadczeniach i swoich umiejętnościach grania basso continuo, to w muzyce współczesnej każdy utwór stawia inne i nowe wymagania. Do każdego utworu trzeba podejść na nowo, bez wcześniejszych umiejętności, które ułatwiałyby „rozgryzienie tego orzecha”.
Często można się spotkać z kompozytorem i kierować się jego sugestiami.
- Ta pomoc kompozytora okazuje się często bardzo cenna, bo po wyjaśnieniu idei przez kompozytora, wszystko staje się proste i jasne. No, może trochę prostsze i trochę jaśniejsze. Wiemy też na czym zależy kompozytorowi i na co trzeba zwrócić szczególną uwagę, a gdzie można sobie pozwolić na pewną swobodę, bo takie miejsca też są w nowej muzyce. Są też kompozytorzy, którzy są bardzo trudni i bardzo ich denerwuje najdrobniejsza nieścisłość w stosunku do zapisanego przez nich tekstu.
Granie muzyki współczesnej jest także fascynującą przygodą, bo każdy nowy utwór jest wyprawą z nieznane.
Za chwilę czeka nas wyprawa w zupełnie inne rejony, bo do epoki baroku. Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas i udajemy się na koncert.
- Ja również bardzo dziękuję i cieszę się, ze przyjechała pani na nasz koncert.
Chcę się jeszcze podzielić wrażeniami z koncertu, który rozpoczęła przepiękna, ale niełatwa dla wykonawców Sonata e-moll na dwa flety i organy Georga Friedricha Haendla wykonana z wielką precyzją i wdziękiem, podobnie jak pozostałe dwa dzieła na ten skład: Trio sonata A-dur Georga Philippa Telemanna oraz Trio sonata g-moll Antonio Vivaldiego.
Zwrócić trzeba także uwagę, że partia organów była nie tylko bardzo precyzyjna, ale także znakomicie dobrane były rejestry i barwy do brzmienia fletów.
Pięknie wykonał Pan Marek Toporowski Koncert a-moll BWV 594 Johanna Sebastiana Bacha oparty na kompozycji Vivaldiego. Mnie natomiast bardzo się spodobała przeznaczona na organy solo Batalha de 5. tom anonimowego twórcy portugalskiego. Przyznam się, ze utwór ten usłyszałam po raz pierwszy i zachwyciła mnie zarówno muzyka, dająca wykonawcy możliwość wirtuozowskiego popisu, jak i wykorzystanie przez Marka Toporowskiego możliwości mieleckich organów. To był cudowny wieczór.
Z prof. Markiem Toporowskim, wybitnym polskim klawesynistą, organistą i dyrygentem rozmawiała Zofia Stopińska 14 września 2020 roku w Mielcu.