Sonaty fortepianowe Haydna i Mozarta na płycie "Fermata" Piotra Kościka

          Talent, pasja, wielka miłość do muzyki klasycznej i ciężka codzienna praca nad własnym rozwojem, najpierw w rodzinnym Rzeszowie, a później za granicą, zaowocowały wieloma sukcesami i propozycjami koncertowymi w wielu ośrodkach muzycznych na świecie. Tak można w jednym zdaniu napisać o znakomitym pianiście Piotrze Kościku, który od kilkunastu lat mieszka w Wiedniu. Nie mogąc się spotkać osobiście, postanowiłam poprosić Artystę o wywiad, kontaktując się za pomocą Skype’a. Zapraszam do lektury.

            Proponuję, aby naszą rozmowę rozpocząć od polecenia czytelnikom nowej płyty, którą zatytułował Pan „Fermata”, a zawiera Sonaty Józefa Haydna i Wolfganga Amadeusa Mozarta. Skąd pomysł na ten repertuar?
             - Już od czternastu lat mieszkam w Wiedniu i cały czas mam do czynienia z namacalną spuścizną tych kompozytorów, a podróżując, przez cały czas odwiedzam także miasta, w których oni żyli i komponowali, i wykonywali muzykę. Eisenstadt, w którym większość życia spędził Józef Haydn, jest bardzo blisko Wiednia, podobnie jak Salzburg, w którym urodził się Wolfgang Amadeus Mozart. Czułem się już w pewnym sensie ukształtowany muzyką tych kompozytorów, a ponieważ na mojej pierwszej płycie znalazł się wyłącznie repertuar romantyczny, bo są to utwory Fryderyka Chopina i Ferenca Liszta, pomyślałem, że ta druga płyta z muzyką Mozarta i Haydna będzie dobrym uzupełnieniem.

             Nie zastanawiał się Pan nad nagraniem chociażby jednego utworu Ludwiga van Beethovena, zaliczanego do wielkiej trójcy klasyków wiedeńskich?
Przyznam szczerze, że jakoś specjalnie nie celowałem w Rok Beethovenowski z płytą Mozarta i Haydna. To jest czysty przypadek, a nie jakaś strategia.
Beethoven jest przez pandemię i tak wielką ofiarą w tym roku, ponieważ Jego wielki jubileusz (250 rocznica urodzin) przypadł na ten bardzo zły czas i zdecydowana większość koncertów upamiętniających jego twórczość została odwołana.
             Grałem bardzo dużo sonat Mozarta i Haydna, zawsze sprawiało mi to dużą radość i wykonywanie ich było takie naturalne, i to się przejawiało też na wielu poziomach. Oto jeden z przykładów – zawsze utwory Mozarta i Haydna zostawiam sobie na zakończenie mojej codziennej pracy, ponieważ to są utwory, które gram z największą chęcią. Gram je nawet wtedy, kiedy jestem już bardzo zmęczony, kiedy bolą mnie plecy, bo niestety po wielu godzinach ćwiczenia boli praktycznie wszystko. Siedzenie przy fortepianie nie jest anatomicznie łatwe, bo siedzi się bez oparcia przez 5 lub 6 godzin, balansując ciałem z lewej na prawą stronę i odwrotnie. Podczas grania pracuje bardzo dużo mięśni. Jak człowiek jest zmęczony, to trzeba się jakość zmotywować. Wiadomo, że ciężko byłoby wtedy sięgać po utwory, które są dla mnie trudne i wymagające, a wykonywanie utworów Mozarta i Haydna zawsze było, i jest dla mnie czymś w rodzaju nagrody na zakończenie dnia pracy. To jest muzyka, która jest dla mnie bardzo organiczna, witalna i nie sprawia mi żadnych problemów.
To nie jest recepta dla wszystkich, mówię wyłącznie o sobie, ponieważ każdy ma inny stosunek do muzyki - jedni wolą muzykę romantyczną, inni barok, a ja zawsze najchętniej grałem utwory klasyków wiedeńskich.

             Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że muzyka klasyków wiedeńskich chyba najchętniej jest słuchana w Austrii i w Wiedniu. Jednocześnie musi to być wykonanie, które czymś ujmie bardzo wymagającą publiczność, szczególnie jeśli dotyczy to utworów Haydna, Mozarta i Beethovena. W dzisiejszych czasach nie wystarczy grać dobrze. Trzeba słuchacza zachwycić.
             - To prawda, nagrywanie utworów z tak zwanego standardowego repertuaru, które zostały utrwalone już tysiące razy, które są bardzo znane, jest ryzykowne.
Kolejnym ryzykiem jest to, że muzyka Mozarta i Haydna jest bardzo przejrzysta, dlatego też nie tylko wykonawca ma więcej czasu w swojej interpretacji zająć się szczegółami i niuansami, ale też publiczność ma więcej czasu na to, żeby je śledzić. Zupełnie inaczej jest, kiedy jesteśmy na koncercie muzyki romantycznej, kiedy słuchamy na przykład sonaty Rachmaninowa czy jakiejkolwiek symfonii romantycznej, gdzie spotykamy się z masą dźwięków i szybkimi przebiegami rytmicznymi. Jeśli ktoś nie grał tego utworu, nie jest w stanie przyswoić sobie wszystkich informacji, które docierają do niego ze sceny. Natomiast w muzyce, szczególnie fortepianowej, Haydna i Mozarta jest na to czas, bo jak to się powszechnie mówi, „wszystko jest jak na patelni”, „wszystko leży jak na dłoni” i każda nuta ma wtedy ogromne znaczenie.
              Uznałem, że jest sens wracać do takich kompozycji, ponieważ one chyba najdłużej towarzyszą życiu muzyka, a szczególnie pianisty. Sonat Mozarta zaczynamy się uczyć jako dzieci i bardzo często musimy je później powtarzać, ponieważ są one jakby takim elementem składowym wszystkich egzaminów semestralnych, końcowych, wstępnych na studia – zawsze jest sonata klasyczna. Praktycznie nie ma takich konkursów czy egzaminów (z małymi wyjątkami), które nie mają w programie formy sonatowej.
Po zakończeniu edukacji także nie odkłada się tych sonat, ponieważ one również wykonywane są podczas recitali i jak słusznie pani zauważyła, są bardzo chętnie słuchane przez publiczność na całym świecie. Dlatego też te utwory towarzyszące nam przez całe życie idą swoją drogą w głowach, rękach i sercach każdego wykonawcy, i na tej drodze przez cały czas ewoluują, cały czas się zmieniają, tak jak zmienia się wykonawca i jego umiejętności. Często wykonawcy nawet sami o tym nie wiedzą. Kiedyś Światosław Richter powiedział do Heinricha Neuhausa, że dopiero teraz zrozumiał, co miał na myśli, mówiąc o legato w jednym z utworów. Dopiero teraz jest w stanie zrealizować to, co było od niego wtedy wymagane.
               Myślę, że wiedza i doświadczenie zawodowe maja wpływ i przekładają się na repertuar, który z nami jest od dawna. Gramy je inaczej nie dlatego, że trzeba coś zmieniać, ale to wynika z coraz większej dociekliwości wobec danego utworu, wobec danej partytury, bo znamy ją coraz bardziej.
Można to porównać do oddalania się od obrazu w galerii sztuki, kiedy stojąc przed nim bardzo blisko, nie widzimy tak wiele. Zobaczymy o wiele więcej, dopiero jak zmienimy naszą perspektywę i zwiększymy kąt widzenia.
Myślę, że tak jest z takimi utworami, jak sonaty Beethovena czy Mozarta. W trakcie naszej edukacji, w trakcie działalności artystycznej oddalamy się od tego obrazu i widzimy coraz więcej, stąd jesteśmy w stanie coraz więcej z niego wydobyć.
Pomyślałem, że to jest dobry moment, żeby nagrać te sonaty i była to też dość spontaniczna decyzja i teraz tego nie żałuję ponieważ sytuacja z pandemią uczy nas tego, że w każdej chwili może się wszystko zmienić. Dlatego to, co chcemy zrobić, należy zrealizować od razu, ponieważ nie wiadomo, czy będzie to możliwe do zrobienia za miesiąc lub za rok.
Bardzo się cieszę, że płyta została nagrana przed marcem tego roku.

              Polecając płytę, zacytował Pan stwierdzenie, że utwory Haydna i Mozarta są łatwe dla młodych pianistów, ale trudne są dla koncertujących artystów.
              - To jest znany cytat Artura Schnabela, który powiedział, że utwory Mozarta są za łatwe dla dzieci, a za trudne dla dorosłych.
Jest w tym bardzo dużo prawdy, ponieważ kiedy sięgamy po te nuty, będąc dzieckiem, to wszystko wydaje nam się łatwe, czyste i przejrzyste. Te nuty aż się proszę, żeby postawić je na pulpicie fortepianu i zacząć je grać. Dla dzieci są łatwe, ponieważ nie jest to wirtuozeria najwyższych lotów, ponieważ to nie było celem tej muzyki. Natomiast dla dorosłych te utwory są trudne, ponieważ w pewnym momencie muzycy nie wiedzą, co mogą zrobić z tą pustą przestrzenią, która w tych utworach się wyłania. W tym momencie trzeba się skupić na czymś innym niż tylko na samych nutach, a to wymaga więcej pracy. Opanowanie tekstu muzycznego i gra utworów w tempie, na pamięć, ze wszystkim, co jest napisane w nutach, jest już standardem – bazą, od której się dopiero rozpoczyna pracę nad utworem. Zarówno u Mozarta, jak i u Haydna to się bardzo szybko osiąga, ponieważ można się szybko nauczyć tych utworów. Natomiast jest w tych nutach wiele informacji, które nie są bezpośrednimi informacjami, ale wskazówkami i trzeba szukać ich sensu ukrytego właśnie pomiędzy tymi nutami.

               Słuchając sonat Józefa Haydna i Wolfganga Amadeusa Mozarta w Pana wykonaniu zachwyciłam się klarownością i brzmieniem dźwięku. Słychać także urodę akustyki wnętrza, w którym Pan nagrywał.
               - Dziękuję bardzo za miłe słowa Powiem może najpierw o akustyce. Miałem przyjemność nagrywać tę płytę w Sali o wspaniałej akustyce, która pomagała wykonawcy. Ta sala znajduje się w Liszt Center w Raiding – miejscowości, w której urodził się Franz Liszt. Taka sala była dostępna i myślę, że ani Mozart, ani Haydn, ani Liszt nie mieliby nic przeciwko temu, że tam została nagrana ta płyta.
Raiding jest niedaleko od Eisenstadt i jestem pewien, że Haydn często tamtędy przejeżdżał. Jest to sala spektakularna pod względem miejsca i akustyki, a jeszcze bardziej spektakularne jest to, że wchodzimy do tej Sali wprost z pól rzepakowych. Znajduje się ona w małej wiosce, która liczy 800 mieszkańców. Zbliżając się do Raiding, widzimy z daleka tylko wieżę kościoła i Liszt Center. Jest tam oprócz tego jeszcze Muzeum Franza Liszta, ale jest to mała, spokojna miejscowość i można się tam doskonale wyciszyć, a tego potrzebuje wykonawca podczas nagrań.
Miałem możliwość mieszkać w pobliżu tej Sali w czasie trwania nagrań, chociaż z powodzeniem mogłem mieszkać w domu, bo do Wiednia stamtąd jedzie się samochodem niecałą godzinę, ale z dala od metropolii mogłem się lepiej skoncentrować i wsłuchać w to co, chciałem nagrać.
               Wspomniała Pani o klarowności, przejrzystości interpretacji i chcę podkreślić, że jest to moje podejście do utworów Mozarta i Haydna. Ta muzyka jest sama w sobie tak naturalna i tak piękna, że nie trzeba dodawać żadnego botoksu, nie trzeba nic modelować, upiększać na siłę, ponieważ Mozart był mistrzem semplice i jestem przekonany, że grając tę muzykę bez specjalnych rubat, których tam nie ma zapisanych, bez hiperbolizacji tego, co jest zapisane, wyławiania na siłę głosu, żeby wszyscy usłyszeli, że ja ten głos słyszę. Moja ostatnia Pani Profesor powiedziała: „Jeżeli to wiesz, że ten głos tam istnieje, to już wystarczy, nie musisz go dodatkowo uwypuklać, ponieważ publiczność to też usłyszy”. Najważniejsze podczas gry jest mieć świadomość tego, co w tym momencie przekazujemy publiczności, co się dzieje w tym momencie, kiedy my to gramy. Starałem się w czasie sesji grać wszystko w sposób naturalny i na szczęście ten sposób był mi bliski. To nie są interpretacje, które zostały, że tak powiem, ulepione z poleceń nauczycieli czy profesorów, z którymi miałem do czynienia, tylko ja tak kreuję tę muzykę.

               Na szczęście to bardzo dobrze słychać na nagraniu. Dobrze to zostało uchwycone przez reżysera nagrania. Płyta jest już dostępna w Internecie.
               - Nagrania są dostępne online na kilku portalach muzycznych i streamingowych, takich jak Spotify. Jest także dostępna w wersji fizycznej i można ją nabyć w sklepie internetowym -
Link: https://redpmusic.at/p/piotr-koscik-fermata

               Doceniam wszystkie elektroniczne środki przekazu, które umożliwiają nam szybkie dotarcie do materiału muzycznego i słuchanie płyty, ale uwielbiam włożyć krążek do odtwarzacza i słuchać muzyki z okładką płyty w ręku. Od niedawna mam już płytę "Fermata", słucham jej często z coraz większym zachwytem. Gorąco Państwu polecam ten krążek.
Jeśli Państwo chcą się dowiedzieć więcej o pasjach i działalności artystycznej pana Piotra Kościka zapraszam do odwiedzenia portalu Klasyka na Podkarpaciu i przeczytania wywiadu z Artystą.
Link: https://www.klasyka-podkarpacie.pl/wywiady/item/2473-piotr-koscik-najwazniejsze-jest-aby-pianista-nie-byl-tylko-odtworca-na-estradzie-czesc-ii

 

Zofia Stopińska