Akordeon to fascynujący instrument
Miło mi, że mogę Państwu przedstawić Weronikę Surę, wirtuozkę akordeonu i niezwykłą postać muzycznego młodego pokolenia artystów klasycznych.
Artystka urodziła się i rozpoczynała muzyczną edukację w Rzeszowie. Jest absolwentką Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie w klasie prof. Mirosława Dymona i Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie akordeonu prof. Klaudiusza Barana, zaliczanego do światowej czołówki akordeonistów swego pokolenia.
Jest laureatką wielu polskich i zagranicznych konkursów akordeonowych oraz uczestniczką wielu kursów mistrzowskich.
Koncertuje w kraju i za granicą, współpracuje z kompozytorami młodego pokolenia, angażuje się w innowacyjne projekty artystyczne.
W grudniu 2019 roku ukazała się debiutancka płyta Weroniki Sury zatytułowana „Road to Cordoba” i dlatego nasza rozmowa rozpoczyna się od przybliżenia Państwu tego albumu.
Zofia Stopińska: Z pewnością przygotowania do wydania tej płyty trwały długo, bo z wielu powodów wydanie płyty nie jest łatwe.
Weronika Sura: Od dość dawna jednym w moich marzeń było wydanie płyty i na szczęście udało mi się to zrealizować. Ostatecznie zmobilizował mnie do tego Łukasz Pawlak, mój wydawca, który rok przed wydaniem płyty zaprosił mnie na koncert dla artystów wydawnictwa Requiem Records i przyszło na ten koncert mnóstwo osób. Po moim koncercie Łukasz Pawlak w obecności wszystkich powiedział: „To jest kolejna nasza artystka, która wyda płytę w serii Opus”. Bardzo mnie to zmobilizowało i zaczęłam intensywnie myśleć nad repertuarem. Wiedziałam, że na pewno będzie na tym krążku muzyka hiszpańska, ale zastanawiałam się, czy to ma być projekt kameralny, czy solowy, bo przygotowywałam w tym czasie wiele różnych projektów. Zdecydowałam się na solowy album i cieszę się, że tak się stało, bo łatwiej promować taki album, organizować koncerty – wystarczy, że uzgodnię termin, wezmę akordeon i pojadę wykonać koncert.
Cudowna, pełna słońca muzyka hiszpańska dominuje na tym krążku.
- Tak, to jest głównie z muzyką hiszpańską. Chciałam także pokazać szeroki przekrój tej muzyki – od dawnej, i dlatego zamieściłam utwór Antonio Solera, który reprezentuje schyłkowy okres baroku, po współczesnego Fermina Gurbinda czy Anatolija Beloshitsky’ego, bo to schyłek ubiegłego wieku.
Uśmiecha się pani pewnie dlatego, że Anatolij Beloshitsky nie był Hiszpanem, ale chociaż był ukraińskim kompozytorem, to w idealny sposób potrafił oddać klimat hiszpańskiego flamenco. Dlatego na płycie nie mogło zabraknąć jego Suity no. 3 , bo ona jest prawdziwie hiszpańska.
Wyjątkiem jest cykl Martina Lohse. Jedyny żyjący kompozytor, którego utwór zamieszczony został na tej płycie. Martin Lohse jest duńskim kompozytorem, przebywającym obecnie w Kopenhadze. Trzy jego Passingi, które zamieściłam, nie pasują do konwencji płyty, długo też pracowałam nad nimi, bo to są najbardziej chyba wymagające utwory na tej płycie i dlatego stwierdziłam, że nie może tej pięknej muzyki zabraknąć. Zakochałam się po prostu w tych Passingach i napisałam do Martina Lohse, czy zgadza, aby te utwory znalazły się na płycie z takim repertuarem. Nie tylko zgodził się, ale bardzo mnie wspierał w czasie trwania nagrań i bardzo się cieszył, że ta muzyka będzie w Polsce propagowana.
Dodam jeszcze, że wszystkie nagrania zostały zarejestrowane w ubiegłym roku, w sali koncertowej Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Trzeba także podkreślić, że jest to płyta nie tylko dla akordeonistów i melomanów. Jestem przekonana, że z wielką przyjemnością słuchają jej wszyscy, którzy lubią dobrą muzykę.
- Starałam się wybrać taki repertuar, aby każdy mógł posłuchać tej płyty z przyjemnością. Ponieważ w czasie studiów gra się bardzo dużo muzyki współczesnej, to tęskniłam do melodii. Jak sięgnęłam po Passingi Martina Lohse, okazało się, iż pomimo, że jest to muzyka współczesna, jest w tych utworach także dużo melodii. Dlatego znalazły się one na płycie. Ja chcę pokazywać akordeon szerokiemu gronu odbiorców, a nie pozostawać w gronie akordeonistów i muzyków fascynujących się muzyka współczesną.
Nie wszyscy zdają sobie sprawę z ogromnych możliwości akordeonu, a jednocześnie, że jest to instrument trudny i nauka gry na nim wymaga wielkich zdolności i wytrwałości.
- Kiedyś dr Małgorzata Chmurzyńska, która zajmuje się psychologią muzyki, robiła badania, ile ćwiczą pianiści przed Konkursem Chopinowskim i okazało się, że średnio jest to 11 godzin dziennie. Na akordeonie także można tak długo ćwiczyć, tylko czasami się zastanawiam, po co (śmiech).
Wiadomo, że technikę można kształcić w nieskończoność, ale trzeba mieć także zdrowy balans. Niemniej jednak dobra gra na akordeonie wymaga wielu godzin ćwiczeń. Na przykład ja jestem niezbyt wysoka i szczupła, dlatego nie mam możliwości, żeby patrzeć na klawiaturę. Wszystko muszę realizować za pomocą zmysłu dotyku. Te nawyki trzeba wypracować.
Grający na akordeonie może operować różnymi barwami, włączając różne registry, dźwięk wydobywany jest za pomocą strumienia powietrza i grający robi to poruszając miechem, a wiem, że to nie jest proste.
- W instrumentach smyczkowych mamy smyczek, a w akordeonie miech. Akordeon jest połączeniem wielu instrumentów i może brzmieć jak wiele instrumentów, a czasem nawet jak cała orkiestra. To jest fascynujący instrument.
Nikt sobie nie zdaje sprawy z tego, że akordeon waży z pewnością kilkanaście kilogramów.
- Mój akordeon waży 14 kilogramów (są oczywiście instrumenty cięższe i lżejsze). Pomimo, że mój należy do średnich, nie byłabym w stanie nosić go na plecach. Dlatego zaprojektowałam i zmontowałam sobie futerał, który ma kółka i dlatego instrument jeździ ze mną jak walizka. Nadal jest dosyć ciężki i nieporęczny, ale o wiele mniejszy i łatwiejszy w transportowaniu od kontrabasu. Pocieszam się, że inni mają gorzej (śmiech).
Ciekawa jestem, czy będąc małą dziewczynką i rozpoczynając naukę w szkole muzycznej sama wybrała Pani instrument, czy też rodzice mieli w tym udział?
- Moi rodzice nie byli związani z muzyką i moje uzdolnienia muzyczne były dla nich nowością, i odkryciem. Bardzo dobrze pamiętam moment wyboru instrumentu. Jak każda mała dziewczynka chciałam grać na fortepianie albo na skrzypcach. Podczas lekcji otwartych w Zespole Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie byłam z rodzicami na lekcji skrzypiec i fortepianu, ale po drodze weszliśmy do sali, gdzie odbywały się lekcje akordeonu, a prowadził je prof. Mirosław Dymon.
Nie potrafię tego nazwać, ale od razu zaiskrzyło, jakaś chemia zadziałała. Pewnie bardziej spodobał mi się Pan Profesor niż ten instrument, chociaż instrument też był dla dziecka oczywiście ciekawy, bo miał mnóstwo przycisków.
Zdecydowałam, że chcę się na tym instrumencie uczyć gry. Rodzice się zgodzili i instrument coraz bardziej mnie interesował, a prof. Mirosław Dymon miał świetne podejście do dzieci i przez cały czas chodziłam na lekcje z radością, początkowo jak na najlepszą zabawę. Ponieważ robiłam szybko postępy, stawiał mi coraz to większe wymagania. Uczyłam się u prof. Dymona przez 12 lat.
Później studiowała Pani w Warszawie, ale już w czasie nauki w Rzeszowie uczestniczyła Pani w wielu konkursach. Ja pamiętam Pani występ w czasie Międzynarodowych Spotkań Akordeonowych w Sanoku. Jak z perspektywy czasu ocenia Pani udział w konkursach, bo według mnie wiele się można nauczyć, ale też często obserwuję, że młodzi ludzie uczestniczą z nastawieniem, że muszą zdobyć nagrodę, a to wpływa negatywnie.
- Uważam, że konkursy były dla mnie bardzo ważne, szczególnie na etapie szkoły muzycznej, bo przede wszystkim przygotowywałam inny repertuar na każdy konkurs. Miałam szansę pokazać się i funkcjonować w społeczności akordeonistów. Jak się już jest w tym środowisku, to każdy konkurs daje możliwość spotkania się ze znajomymi z całej Polski, którzy mają to samo hobby. W szkole I stopnia nikt z nas nie ma świadomości, że to może być kiedyś sposób na życie. Wtedy uwielbiałam konkursy.
Bardzo ważne jest to, żeby mieć zdrowe podejście do rywalizacji. Jadąc na konkursy nigdy nie nastawiałam się, że „jadę po złoto”. To nie jest sport, tego nie da się zmierzyć, w konkursie muzycznym nie wygrywa najszybszy czy najsprawniejszy, tylko decydują inne zalety i każdy juror ma swoje preferencje, na podstawie których ocenia i czasami jurorom bardzo podobały się moje wykonania, a czasami nie.
Zawsze byłam nastawiona przez mojego profesora oraz przez moich rodziców, że mam się jak najlepiej pokazać, zagrać najpiękniej, jak potrafię, abym była z siebie zadowolona. Wiadomo, że wyjazdy na konkursy wiążą się z dużymi wydatkami, ale nigdy nie było presji – wydaliśmy dużo pieniędzy i musisz wygrać, albo przynajmniej wrócić z nagrodą.
Rodzice pewnie często musieli się zastanawiać, skąd wziąć pieniądze – szczególnie na kilkuetapowe konkursy zagraniczne.
- Na szczęście dostawałam stypendia za osiągnięcia czy za wyniki w nauce i to najczęściej wystarczało na wpisowe na konkursy. Oczywiście to nie wystarczało, jak wymyślałam sobie konkursy zagraniczne – byłam w Szwajcarii, Czechach. Na szczęście otrzymałam na tych konkursach nagrody, które jednak nie pokryły w całości kosztów wyjazdów, ale w domu było to traktowane jako inwestycja.
Uczestniczyła Pani także w wielu kursach mistrzowskich, prowadzonych przez wybitnych akordeonistów.
- Pierwszy raz byłam na kursie w 2009 roku, czyli 11 lat temu i to były jednocześnie pierwsze kursy zagraniczne, bo byłam w Detmoldzie w Niemczech u prof. Grzegorza Stopy. Potem zaczęłam regularnie jeździć na kursy organizowane prze Stowarzyszenie Akordeonistów Polskich. Początkowo były to Kursy w Miętnem, które później przeniosły się do Lusławic, do Europejskiego Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego. Na te kursy zapraszani byli zawsze profesorowie z całego świata i uczestnicy mogli obserwować różne spojrzenia na muzykę, na dane utwory. Było to dla mnie zawsze bardzo inspirujące. Bardzo często jeździłam na różne kursy. Na przykład byłam dwukrotnie w Szwajcarii na kursie i otrzymałam stypendium, które w pełni pokryło koszty pobytu. Byli także zapraszani różni akordeoniści do nas na różne warsztaty. Uważam, że to jest bardzo potrzebne. Dzięki akordeonowi zwiedziłam tak naprawdę pół świata.
Podkreślmy jeszcze, że jest Pani absolwentką Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie znakomitego akordeonisty prof. Klaudiusza Barana. Po ukończeniu studiów pozostała już Pani w Warszawie i prowadzi Pani ożywioną działalność artystyczną w tym mieście, ale także koncertuje Pani w kraju i za granicą. Występuje Pani jako solistka i kameralistka.
- Od dziecka gram w zespołach kameralnych. Zaczęłam już w drugiej klasie szkoły podstawowej, tworząc duet akordeon i wiolonczela. Później każdego roku grałam w innych zespołach, były różne pomysły i tak zostało do dzisiaj.
Niedługo rozpoczynamy pracę w bardzo ciekawym składzie, bo 8 marca będę miała okazję grać w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Zespół wystąpi w składzie: akordeon, gitara i dwie marimby.
Przez cały czas mam różne pomysły na dziwne składy, a zaczęło się to już w Zespole Szkół Muzycznych w Rzeszowie. Pamiętam jak graliśmy w sekstecie: dwoje skrzypiec, wiolonczela, marimba lub ksylofon, fortepian i akordeon.
Bardzo lubię ciekawe barwy, które są wynikiem połączń brzmienia akordeonu z różnymi instrumentami – na przykład z flugelhornem czy dudukiem ormiańskim. Fascynuje mnie, jak akordeon odnajduje się w różnych składach.
Ostatnio zainteresowana byłam bardzo muzyką hiszpańską, ale były okresy, kiedy fascynowała mnie muzyka japońska, niemiecka, francuska...
Te różne poszukiwania instrumentalne, i różnych brzmień, wiążą się z tym, że cały czas staram się poznawać muzykę różnych kultur, różnych krajów i poszukiwać instrumentów spójnych z tamtymi kulturami.
Proszę powiedzieć o projektach realizowanych w różnych miejscach.
- Bardzo lubię współpracować z ludźmi i stąd te liczne zespoły kameralne są dla mnie bardzo ważne, bo dzięki temu poznaję nowe, bardzo ciekawe osoby.
Lubię poznawać muzyków i dlatego tworzę z Fundacją Julian Cochran Foundation projekt „Klasyczne rozmowy” i mam okazję przeprowadzać wywiady z artystami po koncertach w ramach cyklu „Klasyka na Koszykach”. Są to bardzo ciekawe wydarzenia, które bardzo mnie inspirują. Staram się w tych wywiadach przekazywać jak najwięcej informacji dla oglądającego, bo chcę, aby dla widzów były ciekawe, ale zawsze pytam też o to, co mnie interesuje.
Jeszcze wcześniej stworzyłam kanał na YouTube Weronika Sura i zaczęłam tam wrzucać swoje nagrania, ale wkrótce pomyślałam, że warto byłoby zrobić coś więcej, bo mam potrzebę edukacji w sobie. Pomyślałam o kanale edukacyjnym dla muzyków albo dla osób, które kiedyś będą się chciały zajmować muzyką i chcą poszerzać wiedzę na ten temat. Dlatego stworzyłam cykl „Weronika Sura Vlog” i mówię tam o muzyce i poruszam różne tematy około-muzyczne, bo są filmy na temat: frazy, ćwiczenia na instrumencie i czasami poruszam tematy bieżące, które w jakiś sposób można odnieść do naszego muzycznego świata.
Jest Pani także zapraszana do szkół muzycznych, aby poprowadzić warsztaty dla uczniów klas akordeonu.
- Mogę to robić, bo mam w tej dziedzinie doświadczenia, ponieważ sama prowadzę także klasę akordeonu w Szkole Muzycznej w Warszawie. Jak już powiedziałam, czuję potrzebę edukacji młodzieży, pomimo tego, że młodzież teraz jest już zupełnie inna niż wtedy, kiedy ja byłam w ich wieku. Czasami i trudno jest do niej dotrzeć, i przy tak wielu możliwościach, jakie teraz ma, ciężko zainteresować jest akordeonem na taką skalę, jak my (akordeoniści) w jej wieku byliśmy nim pochłonięci. Przede wszystkim najważniejsze jest to, żeby te dzieci zainteresować, żeby kształcić pokolenie słuchaczy muzyki klasycznej, a dopiero potem wykonawców. Żeby zostać wykonawcą tej muzyki trzeba mieć odpowiednie predyspozycje i nie każdy może zostać zawodowym muzykiem, bo ten zawód wymaga wielu wyrzeczeń. Ważne jest to, żeby zainteresować tych młodych ludzi muzyką klasyczną i żeby później chcieli chodzić do filharmonii, żeby kiedyś wybierali koncert, recital czy spektakl operowy, a nie tylko kino albo wyjście na pizzę.
Pomimo to lubię prowadzić warsztaty i uczyć młodych akordeonistów, bo może ktoś z nich zdecyduje się, zostanie zawodowym akordeonistą i zastąpi mnie, jak ja już nie będę mogła grać.
W rodzinnym Rzeszowie bywa Pani rzadko, ale jak Pani przyjeżdża, to spotyka się Pani ze swoim Profesorem i kolegami z ZSM nr 1.
- Oczywiście, z panem prof. Mirosławem Dymonem jesteśmy w stałym kontakcie i jak jestem w Rzeszowie, to staram się wygospodarować czas na spotkanie i rozmowę. Bardzo się cieszę, że Profesora ciekawi to, co się u mnie dzieje. Traktuję go jak członka swojej rodziny, bo szczerze mi kibicuje w tym, co robię.
Na zakończenie rozmowy mamy jeszcze wspaniałą wiadomość – zaproszenia na koncert.
- Bardzo się cieszę, bo już 20 lutego o godzinie 18 wykonam recital w sali koncertowej Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Wypełnią go utwory, które są utrwalone na płycie „Road to Cordoba” i jest to ważne dla mnie miejsce, bo w tej sali nagrywałam wszystkie utwory na ten album. Mam nadzieję, że podczas koncertu utwory te zabrzmią równie pięknie jak na płycie.
Trzeba jeszcze dodać, że wstęp jest wolny, a po koncercie będzie można zakupić płytę i Pani ją chętnie podpisze.
- Oczywiście, zapraszam serdecznie na koncert i dziękuję pani za rozmowę.
Z Weroniką Surą, wirtuozką akordeonu romawiała Zofia Stopińska 11 lutego 2020 roku w Rzeszowie.