Jestem pewna, że śpiew musi mieć miejsce w moim życiu.
Przedstawiam Państwu panią Paulę Maciołek – młodą śpiewaczkę urodzoną na Podkarpaciu, solistkę Opery Krakowskiej, którą z pewnością pamiętają mieszkańcy Rzeszowa, interesujący się muzyką klasyczną. Z pewnością śledzą z wielkim zainteresowaniem karierę swojej krajanki mieszkańcy Ustrzyk Dolnych, gdzie Pani Paula się urodziła i mieszkała do ukończenia liceum ogólnokształcącego. Także w tym mieście rozpoczęły się jej pierwsze kontakty z muzyką.
Zofia Stopińska: Niedawno powróciła Pani z Warszawy, gdzie 10 czerwca odbyła się miła dla Pani uroczystość, bowiem ogłoszono nominacje do XIII Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury.
Paula Maciołek: Do konkursu rekomendował mnie pan Bogusław Nowak – dyrektor Opery Krakowskiej. Nominacja była dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Było ponad 150 zgłoszeń, a w mojej kategorii – za najlepszy debiut sceniczny, nominację otrzymały tylko trzy śpiewaczki. Nominację otrzymałam za spektakl „Gianni Schicchi”- Giacomo Pucciniego, w którym debiutowałam w partii Lauretty w marcu zeszłego roku. 30 września dowiem się, czy udało mi się zdobyć statuetkę Jana Kiepury, ale już sama nominacja jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem, z którego się bardzo cieszę.
Niedawno w Operze Krakowskiej odbyła się promocja płyty z nagraniem spektaklu operowego, w którym Pani uczestniczyła.
- Płyta została nagrana w wersji koncertowej w ubiegłym roku we wrześniu. Jest na niej utrwalona jednoaktowa opera pt. „Beata”- Stanisława Moniuszki, w której śpiewałam partię Doroty, jednej z trzech kumoszek, które komentują zażyłości bohaterów na scenie, głównie skupiając się na relacji między Beatą i jej ukochanym Maksem. W roli tytułowej wystąpiła primadonna Opery Krakowskiej – Katarzyna Oleś-Blacha. Promocja płyty odbyła się w maju i jest ona już dostępna w sklepach Empik, w Księgarni Muzycznej „Kurant” w Krakowie, i zapewne także w innych sklepach z płytami z muzyką klasyczną.
Aktualnie najczęściej śpiewa Pani w Operze Krakowskiej, bo tam jest Pani zatrudniona.
- Od września 2018 roku jestem na stałe zatrudniona w Operze Krakowskiej i uważam to za duży sukces. Bardzo rzadko się zdarza, aby osobie zaraz po ukończeniu studiów zaproponowano stałą pracę w teatrze operowym.
Tak się stało dlatego, że z tą Operą współpracowała Pani już w czasie studiów.
- Będąc na IV roku studiów udało mi się rozpocząć współpracę z Operą Krakowską. Podczas obowiązkowych zajęć na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej w Krakowie, pracowaliśmy nad operą „Wesele Figara” - W. A. Mozarta, gdzie jako jedna z wielu studentek przygotowywałam partię Suzanny. Jest to bardzo obszerna i niełatwa rola. Nasz rocznik jako pierwszy rozpoczął zajęcia z Maestro Tomaszem Tokarczykiem, kierownikiem muzycznym Opery Krakowskiej. Zakończeniem projektu był spektakl na scenie Opery Krakowskiej w reżyserii Laco Adamika, w którym zostałam wybrana do zaśpiewania roli Suzanny.
W trakcie przygotowań do „Wesela Figara” otrzymałam propozycję zaśpiewania partii Lizy w operetce „Hrabina Marica” - Imre Kálmána. Za jakiś czas wystąpiłam w partii Lauretty w „Gianni Schicchi”- G.Pucciniego, a następnie była Norina w „Don Pasquale”- G.Donizettiego (moja ulubiona rola). Dwie ostatnie partie zaśpiewałam, będąc na ostatnim roku studiów. Po ukończeniu nauki w Akademii Muzycznej, otrzymałam propozycję stałej pracy w Operze Krakowskiej.
Miała Pani szczęście, bo większość teatrów operowych zatrudnia młodych śpiewaków jedynie na potrzeby konkretnego spektaklu, a wcześniej trzeba się zgłosić i wziąć udział w castingu. Nie wiem, czy te same zasady obowiązują solistów etatowych.
- Będąc solistką Opery Krakowskiej, moim obowiązkiem jest zaśpiewanie spektakli przewidzianych w repertuarze teatru. Jeśli chodzi o dobór obsady do spektaklu, w którym angażowane są osoby będące na etacie, decyzję podejmuje dyrektor muzyczny, reżyser oraz dyrektor naczelny. Oczywiście jest możliwość realizowania się na różnych innych scenach operowych i branie udziału w organizowanych przesłuchaniach, co uważam za pomocne w rozwoju artystycznym śpiewaka.
Często takie przesłuchania owocują propozycjami w przyszłości. Ktoś nie szuka takiego głosu do danej partii, ale poznał i zapamiętał Pani możliwości wokalne i aktorskie. Realizując następne produkcje może zaproponować Pani konkretne role już w następnych produkcjach. Chcę także zauważyć, że miała już Pani szczęście występować u boku znakomitych śpiewaków i pewnie tym wydarzeniom towarzyszyły dobre emocje.
- Podczas takich występów, gdy mogę zetknąć się z doświadczonymi artystami i wspaniałymi śpiewakami, zawsze towarzyszą mi pozytywne emocje. Obserwując pracę tych osób podczas prób i spektakli, sama dużo się uczę. Zazwyczaj spotykałam życzliwych ludzi, którzy byli nastawieni przyjaźnie i pomocnie również podczas spektaklu na scenie. Było to dla mnie bardzo ważne – jako dla osoby dopiero rozpoczynającej pracę w teatrze.
Podczas koncertu, a zwłaszcza podczas spektaklu widzimy i słyszymy solistów zazwyczaj świetnie śpiewających i grających swoje role, w pięknych kostiumach, ale nie zdajemy sobie sprawy, ile trudu i czasu trzeba poświęcić, aby taki spektakl przygotować. Nawet w dniu spektaklu solista musi być w operze dużo wcześniej.
- Przed spektaklem należy się dobrze wyspać i dobrze zjeść, bo mnóstwo energii potrzebne jest na śpiew i ruch na scenie. W dniu spektaklu nie lubię długo spać. Wolę wstać około ósmej godziny, żeby dobrze rozruszać ciało. Ćwiczenia fizyczne są potrzebne, żeby głos także mógł się rozbudzić. Jest to jednak bardzo indywidualna sprawa, ponieważ część moich znajomych woli w dniu spektaklu przed południem odpocząć, posiedzieć lub poleżeć. Obowiązkiem solisty jest pojawienie się odpowiednio wcześniej w garderobie, ponieważ potrzebna jest odpowiednia charakteryzacja oraz fryzura, trzeba mieć czas na skupienie się i „wejście” w postać. W dniu spektaklu zazwyczaj wolę być dużo wcześniej w teatrze, ok. 2,5 godziny przed rozpoczęciem przedstawienia, aby na spokojnie mieć na wszystko czas.
Chcę jeszcze zapytać, kiedy zaczęła Pani poważnie myśleć o zawodzie śpiewaczki, bo ukończyła Pani studia techniczne – jak wielu znanych śpiewaków. Studiowała Pani na Wydziale Budownictwa i Inżynierii Środowiska Politechniki Rzeszowskiej. Podejmując te studia, nie myślała Pani chyba o śpiewaniu.
- Było inaczej. Plany związane z muzyką były mi bliskie, odkąd pamiętam. Po ukończeniu Liceum Ogólnokształcącego w Ustrzykach Dolnych, wiedziałam, że chcę iść na studia muzyczne, ale nie miałam wtedy żadnego przygotowania wokalnego. Pani Barbara Kamińska, wspaniały muzyk, uczyła mnie grać na gitarze i fortepianie. Po maturze po raz pierwszy spróbowałam swoich sił i przystąpiłam do egzaminu wstępnego w Akademii Muzycznej w Krakowie i niestety po pierwszym etapie odpadłam.
W przerwie następnego dnia przesłuchań, spotkałam panią prof. Monikę Swarowską-Walawską, która powiedziała mi, że absolutnie nie mogę zaprzepaścić mojego potencjału, ponieważ z mojego głosiku można zrobić duży i piękny głos. Profesor Swarowska-Walawska poleciła mi Szkołę Muzyczną II stopnia w Rzeszowie.
Jeszcze wcześniej mój Dziadzio, który uczył mnie chemii w liceum, polecił mi bardzo przyszłościowe studia inżynieryjne – Inżynieria Środowiska na Wydziale Budownictwa i Inżynierii Środowiska na Politechnice Rzeszowskiej. Poradził, abym tam także złożyła dokumenty „na wszelki wypadek”, gdyby mi nie wyszło ze śpiewem.
Dlatego rozpoczęłam studia na Politechnice Rzeszowskiej, a będąc na drugim roku studiów rozpoczęłam naukę w Szkole Muzycznej II stopnia w klasie śpiewu. Ponieważ zostałam przyjęta od razu na drugi rok, kończąc studia miałam już ukończoną Szkołę Muzyczną. Przez trzy lata uczyłam się w klasie śpiewu pani Stanisławy Mikołajczyk-Madej, a akompaniował mi pan Janusz Tomecki, z którym mam do dziś świetny kontakt i czasami występujemy razem na różnych koncertach.
Później pani inżynier rozpoczęła drugie studia.
- Po ukończeniu Szkoły Muzycznej II stopnia, udało mi się nawiązać kontakt z panią prof. Katarzyną Oleś-Blachą. Podczas nauki na ostatnim roku w Szkole Muzycznej w Rzeszowie wygrałam IV Ogólnopolski Konkurs im. Barbary Kostrzewskiej i pani prof. Katarzyna Oleś-Blacha była w komisji tego konkursu. Po ogłoszeniu wyników podeszłam do Pani Profesor i zapytałam o możliwość konsultacji, bo przez ten cały czas nie porzuciłam silnego pragnienia studiowania śpiewu klasycznego w Akademii Muzycznej w Krakowie.
Przed egzaminami wstępnymi pani prof. Katarzyna Oleś-Blacha podpowiedziała mi, jaki repertuar mam przygotować na egzaminy wstępne. Tym razem wszystko potoczyło się dobrze i tak jak marzyłam, zostałam studentką Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Krakowie.
Pani prof. Katarzyna Oleś-Blacha wzięła Panią pod swoje skrzydła.
- Miałam ogromne szczęście studiować przez pięć lat pod jej kierunkiem – trzy lata trwały studia licencjackie i dwa lata magisterskie. Pani Oleś-Blacha jest nie tylko wspaniałą śpiewaczką, ale również świetnym pedagogiem oraz bardzo życzliwą osobą. Zawsze mogłam liczyć na dobrą radę i wparcie pani profesor. Nie wyobrażam sobie tak wspaniałej współpracy w ciągu całego toku studiów z kimś innym.
Na studiach mieliśmy sporo zajęć teoretycznych, w tym duży nacisk na naukę języków obcych, ale najwięcej było zajęć praktycznych. Było nas w sumie 15 osób na roku. Studia muzyczne bardzo różniły się od wcześniej ukończonych. Przez to, że było nas tak niewielu na jednym roku, każdy miał indywidualny kontakt z wykładowcami. Zajęcia wymagały niesamowitego skupienia i zaangażowania. Wspaniale wspominam czas spędzony w Akademii Muzycznej w Krakowie i muszę przyznać, że po skończeniu studiów długo brakowało mi wspólnych zajęć i atmosfery panującej na uczelni.
Wspominała Pani, że w czasie studiów brała Pani udział w spektaklach operowych i koncertach, ale uczestniczyła Pani również w festiwalach połączonych z konkursami. Dla przykładu wymienię III miejsce w Międzynarodowym Konkursie Operetkowym im. Iwony Borowickiej. Takie sukcesy chyba utwierdzają, że wybrało się właściwy kierunek studiów i należy robić wszystko, aby nadal się rozwijać.
- To prawda, starałam się uczestniczyć w wielu konkursach, jest to bardzo ważny element w rozwoju śpiewaka, bez względu na to, czy otrzyma się nagrodę, czy nie. Konkursy bardzo hartują i umożliwiają pokazanie się przed wpływową komisją. Motywują do poszerzania repertuaru. Na większych konkursach bywają agenci, którzy wybierają osoby, z którymi chcieliby podjąć współpracę i nie zależy to od zdobytego miejsca. Czasami nie przechodząc do finału konkursu, można nawiązać współpracę z agencją.
Miałam przyjemność oklaskiwać Panią w Kąśnej Dolnej, w spektaklu opery „Carmen” G. Bizeta. Patrząc na Panią uważnie stwierdziłam, że nie ma Pani tremy, bo wszystko było wykonane bardzo swobodnie, zarówno jeśli chodzi o śpiew, jak i stronę aktorską.
- Na scenie zawsze czuję się bardzo pewnie. Kocham to, co robię i wychodząc na scenę skupiam się na odzwierciedleniu postaci, którą śpiewam. Trema natomiast towarzyszy mi zawsze przed występem. Jest to trema mobilizująca, która moim zdaniem jest potrzebna, aby zmotywować organizm do odpowiedniej koncentracji i wysiłku fizycznego. Będąc na scenie zawsze staram się dawać z siebie wszystko.
Śpiewając spektakl operowy, często nie ma możliwości bezpośredniego kontaktu z publicznością, co umożliwiają koncerty. Myślę, że sukcesem jest nawiązanie kontaktu pośredniego, gdy poprzez porywający śpiew, autentyczność gry aktorskiej i przekazywanie szczerze emocji granej postaci, oddziałujemy na emocje i reakcje publiczności.
Wielu nawet bardzo doświadczonych śpiewaków ma osoby, z którymi utrzymuje stały kontakt i w każdej chwili mogą ich poprosić o radę. Pani z pewnością taką osobę ma.
- Oczywiście, jest to moja Pani Profesor – prof. Katarzyna Oleś-Blacha, z którą zawsze mogę porozmawiać o różnych wątpliwościach i problemach związanych ze stroną wokalną.
Drugą taką osobą jest także prof. Ryszard Karczykowski, do którego co roku jeżdżę na kursy wokalne do Radziejowic. Jest to ta sama szkoła wokalna.
Młodemu śpiewakowi często trudno samemu zadecydować, czy może się już podjąć wykonania danej partii. W obecnym świecie śpiewaków jest tak dużo, że każda propozycja jest kuszącą szansą na pokazanie się w różnych miejscach. Bardzo często pojawia się problem, czy wybrać najlepszą dla siebie partię, czy jednak zaryzykować i wybrać partię, która jeszcze nie jest dla mnie, ale umożliwia mi pokazanie się na większej scenie. Na szczęście mam kogo się poradzić.
Z panią prof. Katarzyną Oleś-Blachą pracujecie razem w Operze Krakowskiej i w każdej chwili można zapytać o radę, a ponadto połączyła panie przyjaźń.
- To prawda, ale pani Kasia przez całe studia była dla mnie ogromnym autorytetem i nadal jest. Przez ogromny szacunek, jakim ją darzę, ciężko jest mi się przełamać, aby zwracać się do pani Katarzyny tak samo, jak do innych koleżanek.
Pewnie zdarza się Pani czasem wygospodarować wolny czas na odwiedzanie rodziny w Ustrzykach Dolnych. Czy dawni sąsiedzi, znajomi, koleżanki szkolne, interesują się Pani zawodowymi sukcesami?
- Owszem, zawsze jak wracam do domu, to spotykam się z dużym zainteresowaniem, a nawet podziwem ze strony tych osób. Zawsze jest mi bardzo miło, kiedy słyszę, że ludzie cieszą się, że znana im osoba z małego miasteczka – Ustrzyk Dolnych, ma szansę rozwijać się i występować na dużej scenie.
Poznała Pani blaski i cienie zawodu śpiewaczki. Nadal Pani uważa, że to był właściwy wybór?
- Tak. Jestem pewna, że wybrałam dobrze. Miałam taki okres w życiu, że przestałam mieć na co dzień do czynienia z muzyką i ze śpiewem. Było to po ukończeniu szkoły muzycznej II stopnia, gdy został mi ostatni rok studiów w Rzeszowie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że mimo sukcesów na studiach i w życiu prywatnym, zawsze będzie mi brakowało tego pierwiastka muzyki. Śpiew jest dla mnie niesamowicie ważny i musi mieć miejsce w moim życiu.
Niedawno założyła Pani rodzinę. Czy mąż interesuje się Pani pracą i może Pani liczyć na jego wsparcie?
- Bardzo się interesuje i bardzo mnie wspiera, pomimo, że nie jest muzykiem. Zawsze mogę z nim porozmawiać o wszystkim, co jest związane z moim zawodem. Jest na każdym moim spektaklu, szczególnie tych śpiewanych po raz pierwszy. Wsparcie z jego strony jest dla mnie niezwykle ważne.
Na razie cierpliwie znosi wszystko, nawet w dniu spektaklu?
- Dokładnie tak. W tym sezonie miałam szczęście śpiewać duże role. Była to niesamowicie rozwijająca, ale również bardzo odpowiedzialna praca. Mój mąż to rozumie i cierpliwie znosi wszystkie moje zachcianki.
Czy interesuje Panią jeszcze coś poza muzyką, a jeśli tak, to czy jest na to czas?
- Moją drugą ogromną pasją jest taniec. Przed rozpoczęciem pracy w operze, przez dwa lata miałam okazję tańczyć w Zespole Pieśni i Tańca Ludowego „Krakowiacy” w Krakowie i równocześnie w Zespole Tańca Ludowego „Bandanki” w Ustrzykach Dolnych, który prowadzi moja mama. Bardzo mi brakuje tańca, ale mam tyle obowiązków, że nie jestem w stanie chodzić regularnie na próby, a to w zespole tanecznym jest niezbędne. Poza tym, swoją pasję taneczną mogę wykorzystać w niektórych spektaklach w Operze, jak np. „Hrabina Mariza”- I. Kalmana, „Zemsta nietoperza”- J. Straussa, czy „Kandyd”- L. Bernsteina. Bardzo lubię role, w których jest dużo ruchu na scenie.
Teraz będzie trochę czasu na odpoczynek, ale za kilka tygodni zaczną się próby i nowe wyzwania.
- Już nawet wiem, że w połowie września będę mieć spektakl wyjazdowy w Sanoku w ramach Festiwalu im. Adama Didura. Opera Krakowska wystawi tam operę „Don Pasquale”- G. Donizettiego, a ja wystąpię w roli Noriny.
Serdecznie Państwa zapraszam.
Może znajdzie się czas na rozmowę. Dziękuję, że przyjechała Pani do Rzeszowa i poświęciła Pani sporo czasu na miłą rozmowę, którą czytelnicy „Klasyki na Podkarpaciu” przyjmą życzliwie.
- Ja również bardzo dziękuję.
Z Panią Paulą Maciołek - solistką Opery Krakowskiej rozmawiała Zofia Stopińska 12 czerwca 2019 roku w Rzeszowie