Z Tomaszem Ritterem nie tylko o fortepianach historycznych
Zofia Stopińska: Z panem Tomaszem Ritterem spotykamy się 21 lutego 2019r. po recitalu w Filharmonii Podkarpackiej. Bardzo Panu dziękuję za wspaniały romantyczny chopinowski wieczór, przypominający nam jednocześnie, że niedługo będzie kolejna rocznica urodzin Fryderyka Chopina. Recital był także bardzo interesującą kompozycją, prezentującą większość form solowych utworów fortepianowych pisanych przez Chopina.
Tomasz Ritter: Jest mi bardzo miło, że spodobała się pani moja gra. Z utworów Fryderyka Chopina, które mam teraz w repertuarze, ułożyłem i zaprezentowałem program, w którym znalazły się kolejno: Etiuda cis-moll op.25 nr 7, dwa polonezy cis-moll i es-moll op.26, cztery mazurki – gis-moll, C-dur, D-dur i h-moll op. 33, Scherzo h-moll op. 20, a po krótkiej przerwie wykonałem: Nokturn, Etiudę e-moll op. 25 i Balladę f-moll op. 52. Za gorące przyjęcie podziękowałem publiczności wykonując dwa bisy – najpierw Polonez d-moll Karola Kurpińskiego, a później Scherzo z Sonaty czeskiego kompozytora Jana Hugo Vacláva Vořiška, który często nazywany jest czeskim Beethovenem, chociaż miał swój własny styl i uznaje się go także za twórcę formy Impromptu, którą później rozwinęli Chopin i Schubert.
W ten sposób organizatorzy i Pan podkreślili kolejną rocznicę urodzin Fryderyka Chopina.
- Z pewnością tak. 1 marca gram urodzinowy koncert w Filharmonii Narodowej i będę jeszcze występował z tej okazji 3 marca.
Dzisiaj publiczność słuchała Pana w wielkim skupieniu, nagradzając oklaskami tylko po pierwszej części i na zakończenie.
- Bywa różnie – często publiczność nie może wytrzymać i klaszcze po każdym utworze, w Rzeszowie było inaczej i to też miało swój urok. Nie przeszkadza mi oklaskiwanie każdego utworu, chyba, że chcę zagrać razem całą formę, to wtedy staram się nie dać możliwości oklaskiwania.
Od kilkunastu lat zgłębia Pan pilnie tajniki gry na fortepianie, czy sam Pan wybrał ten instrument?
- Jak byłem małym chłopcem, koniecznie chciałem grać na organach. Dźwięki organów bardzo mnie fascynowały, ale musiałem przyjąć do wiadomości, że muszę zacząć od nauki gry na fortepianie i pozostałem przy tym instrumencie, ale z organów jeszcze nie zrezygnowałem i ciągle myślę, że kiedyś będę grał na tym instrumencie. Oprócz fortepianu studiuję także grę na innych instrumentach klawiszowych i mam świadomość, że nie da się wszystkiego robić jednocześnie. Fortepian współczesny, klawesyn i szeroka gama fortepianów historycznych są bardzo absorbujące, a w dodatku bardzo mnie interesują, ale organy są ciągle z sferze moich marzeń.
Nie wiem, czy mam rację, ale wydaje mi się, że historyczne fortepiany bardzo się różnią i każdy ma swoją duszę.
- Nie ma dwóch identycznych instrumentów, każdy fortepian jest inny, ale instrumenty historyczne różnią się bardzo, bo powstawały w różnych epokach – od pierwszych fortepianów czasów Bacha aż do początków XX wieku.
Fortepiany współczesne, mimo indywidualnych cech poszczególnych egzemplarzy, posiadają taką samą konstrukcję, mechanizm i wszystkie podstawowe elementy są takie same, natomiast w fortepianach historycznych w XIX wieku równocześnie funkcjonowały instrumenty o zupełnie innych mechanizmach – to wszystko rozwijało się szybko i bardzo się zmieniało.
Jest Pan zwycięzcą I Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych. Każdy z uczestników mógł wybierać spośród wielu instrumentów. Przez cały czas grał Pan na jednym fortepianie?
- Na scenie było 5 instrumentów koncertowych i każdy z nich innej marki, ale ja grałem na różnych instrumentach i dopasowywałem je do poszczególnych utworów oraz do osobistego komfortu. Starałem się wybierać najlepszy instrument do danego utworu, akustyki sali i dla mnie, ale to wcale nie oznacza, że nie mógłbym tych utworów zagrać na innych instrumentach.
Bardzo rzadko się zdarza taka możliwość wyboru, jak podczas konkursu i było to bardzo ciekawe doświadczenie.
Rzadko się też zdarza, aby instrumenty były pod tak pieczołowitą opieką fachowców najwyższej klasy.
- Instrumenty znajdujące się na scenie zostały wybrane spośród kilkunastu instrumentów, które były dostarczone na Konkurs i pochodziły z najlepszych kolekcji z Polski i zagranicy. Mieliśmy do dyspozycji fortepiany najlepszej jakości.
Ja grałem na kopii fortepianu Buchholtza, który został wykonany przez mistrza Paula McNulty – Amerykanina, który osiedlił się w Europie i ma swoją pracownię niedaleko czeskiej Pragi. Był to instrument specjalnie zrobiony na zamówienie Instytutu Fryderyka Chopina, bo na takim instrumencie Chopin grał w młodości, w czasach warszawskich. Jest to instrument z mechaniką wiedeńską, bardzo lekki, i z czterema pedałami. Grałem też na fortepianie Pleyela – taki instrument Chopin miał w Paryżu i były to jego ulubione fortepiany. Do wykonania Sonaty wybrałem fortepian Erarda, który w porównaniu z innymi fortepianami ma nieco mocniejsze brzmienie, zbliżone do współczesnego instrumentu. Erard w porównaniu z Pleyelem był instrumentem nowoczesnym, o większym zakresie dynamiki w forte i chętnie na tych fortepianach grali tacy wirtuozi, jak Liszt. Natomiast Chopin był specyficznym wirtuozem, który preferował przede wszystkim intymność, która najlepiej brzmiała na fortepianach Pleyela.
Słyszałam, że te instrumenty nie są zbyt wygodne i każdy z historycznych fortepianów ma swoje tajemnice.
- Zgadza się, każdy ma swoje ograniczenia, ale fortepian współczesny ma także swoje ograniczenia. Wszystko zależy od podejścia – kto gra na danym instrumencie i jakie ma doświadczenia.
Ktoś rozpoczynający muzyczną edukację na fortepianie powie nam, że też nie jest to wygodny instrument, bo grać na współczesnym fortepianie lekko, szybko i pianissimo jest bardzo trudno.
O wiele łatwiej to osiągnąć na fortepianie Buchholtza, który jest tak leciutki, że wystarczy tylko dotknąć i już mamy dźwięk.
Każdy fortepian ma jakieś ograniczenia, ale do każdego można się przyzwyczaić. To wszystko wymaga czasu, umiejętności i „dobrego ucha”, aby z instrumentu wydobyć wszystkie jego walory.
Dzisiaj zachwycił mnie Pan pięknymi, nasyconymi i dźwięcznymi pianami. Nie wszyscy pianiści to potrafią.
- Chcę powiedzieć, że to wymaga to dużo sił i koncentracji. Jeśli udało mi się to osiągnąć chociaż częściowo, to bardzo się cieszę, bo to nie jest naturalne środowisko tego fortepianu, bo on ma szerokie możliwości, ale gra pianissimo nie przychodzi najłatwiej.
Najłatwiej jest grać pełnym dźwiękiem i w dużej sali, gdzie dźwięk się pięknie rozchodzi, a w sali kameralnej z dużym fortepianem jest zupełnie inaczej i trzeba być zawsze ostrożnym.
Chcę jeszcze powrócić do początków Pana edukacji w zakresie gry na fortepianie. Myślę, że został Pan pianistą dzięki mistrzom, do których Pan trafił – od pierwszej nauczycielki w rodzinnym Lublinie poczynając.
- Miałem i do tej pory mam duże szczęście do pedagogów. W Lublinie, w Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej im. Karola Lipińskiego była to pani Bożena Bechta-Krzemińska, a później pani prof. Irina Rumiancewa w Zespole Szkół Muzycznych nr 4 im. Karola Szymanowskiego w Warszawie. Kontynuuję naukę pod kierunkiem prof. Alexieia Lubimova w Konserwatorium Moskiewskim, a przy okazji uczę się także u innych wybitnych pedagogów. Uczyłem się u prof. Mihaila Woskirisienskiego, studiuję również klawesyn u prof. Marii Uspienskiej. Miałem szczęście, że w sposób naturalny przechodziłem z rąk do rąk, bo to jest także bardzo ważne.
Aktualnie jestem na piątym roku studiów w Konserwatorium Moskiewskim i niedługo ukończę studia.
Ma Pan na swoim koncie wiele osiągnięć konkursowych i myślę, że najważniejszymi oprócz nagrody w I Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim na Instrumentach Historycznych, było zwycięstwo w IX Międzynarodowym Konkursie Młodych Pianistów „Artur Rubinstein im memoriam” w Bydgoszczy oraz nagroda specjalna im. Anieli Młynarskiej-Rubinstein i Rubinowa Szpila Artura Rubinsteina dla osobowości artystycznej konkursu i inne nagrody pozaregulaminowe, które dały Panu wiele możliwości – w tym występy z orkiestrą symfoniczną.
- To prawda, doceniono mnie tam w sposób szczególny i miałem możliwość występu z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Pomorskiej. Ten konkurs był bardzo owocny, to konkurs, dzięki któremu zrobiłem ważny krok naprzód.
Ważnym następstwem był 46 Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku, gdzie został Pan laureatem Estrady Młodych oraz nagrody specjalnej Festiwalu – zaproszenia do zagrania z orkiestrą symfoniczną podczas kolejnej edycji.
- Tak, do Słupska będę miał okazję powrócić także w tym roku, bo zostałem zaproszony przez pana Jana Popisa, z którym mam kontakt od wielu lat, wielokrotnie mi doradzał i pomagał. W tym roku będę grał w Słupsku na fortepianie historycznym, co bardzo mnie cieszy.
Długo można by było wymieniać konkursy w Polsce i za granicą, w których Pan uczestniczył i każde zwycięstwo było ważne.
- To prawda, każdy był ważnym krokiem w moim rozwoju, bo każdy mobilizował mnie do pracy. Miałem też możliwość sprawdzenia się „pod napięciem”, bo konkurs jest już czymś innym niż zwykła praca w szkole, każdy stawiał wyżej poprzeczkę, a często po konkursach otrzymywałem zaproszenia do wykonania koncertów, nagrań i zdobywałem nowe doświadczenia.
Kilkakrotnie spotykaliśmy się w Sanoku podczas Międzynarodowego Forum Pianistycznego „Bieszczady bez granic”.
- Dzisiejszy recital w Filharmonii Podkarpackiej jest nagrodą, którą otrzymałem podczas ubiegłorocznego Forum.
Miałam kiedyś w Sanoku okazję przysłuchiwać się Pana pracy z nieodżałowaną prof. Tatianą Shebanovą.
- To prawda, chociaż po raz pierwszy spotkałem panią prof. Tatianę Shebanovą w Dusznikach-Zdroju podczas kursów, ale wtedy miałem lekcje z prof. Wiktorem Mierżanowem. Wkrótce spotkaliśmy się na lekcjach w Sanoku i dzięki temu trafiłem do klasy prof. Rumiancewej. Bardzo sobie cenię te spotkania z prof. Tatianą Shebanovą w Sanoku. W moim odczuciu była to bardzo dobra lekcja, bo Pani Profesor miała mnóstwo uwag i mówiąc prawdę, „wywróciła mi wszystko do góry nogami”. Ktoś mniej odporny mógłby się tym załamać, bo to była lekcja otwarta, przy publiczności. Ja uważam, że po to te lekcje są i im więcej uwag oraz nowych pomysłów przekazuje mi prowadzący profesor, tym lekcja jest lepsza. Była pani świadkiem lekcji, którą pamiętam do dzisiaj. Bardzo sobie cenię to doświadczenie, wiele zawdzięczam pani prof. Tatianie Shebanovej i wielka szkoda, że tak wcześnie odeszła.
Chcę jeszcze podkreślić, że na różne kursy zacząłem wyjeżdżać już w wieku 11 lat i pracowałem pod kierunkiem wielu wybitnych mistrzów. Gdybym zaczął wyliczać, to lista kursów byłaby chyba o wiele dłuższa niż lista konkursów. Takie spotkania wiele dają, bo uczymy się, kiedy czynnie uczestniczymy w lekcji, ale także obserwując lekcje z innymi uczestnikami. Często się zdarza, że kilka osób gra ten sam utwór i jest okazja do porównania i dyskusji.
Otrzymał Pan także niedawno podczas Forum w Sanoku Nagrodę Artystyczną Elżbiety i Krzysztofa Pendereckich.
- Owszem, bardzo sobie ją cenię, bo to była bardzo istotna dla mnie pomoc finansowa.
Wielu ludziom może się wydawać, że młodzi pianiści nie potrzebują takiego wsparcia finansowego niż inni instrumentaliści, bo zasiadają do fortepianu i grają, a jeżeli mają talent i ćwiczą, to sukcesy są prawie pewne. To nie jest prawda.
- Ma pani rację. Ja doświadczyłem tego i nadal doświadczam. Powinna Pani jeszcze spytać moich Rodziców, ile to wszystko kosztowało. Rozmawiamy o konkursach i kursach, o tym, jak dużo one dają młodym muzykom, ale na każdy wyjazd na kurs czy konkurs potrzebne są pieniądze na podróż, pobyt, zapłacić wpisowe, itd.
Największym wyzwaniem finansowym dla moich Rodziców były studia w Konserwatorium Moskiewskim, które są płatne, a do tego jeszcze muszę mieć pieniądze, aby tam mieszkać i żyć. Pomogło mi wiele osób z rodziny i zaprzyjaźnionych, a także pomagali mi pedagodzy i melomani, którzy nie są muzykami. Otrzymywałem także różne stypendia artystyczne, ale są one różnej wielkości. W tym roku udało mi się uzyskać stypendium „Młoda Polska” i po wygranym konkursie jestem spokojniejszy o stronę finansową, ale nadal potrzebuję wsparcia rodziny i innych osób.
Pianista, który stawia na karierę solową, musi być człowiekiem bardzo zdyscyplinowanym, bo pracuje w samotności.
- To prawda, z tą samotnością trzeba się zmierzyć, bo dotyczy to zarówno pracy, jak i faktu, że będąc na scenie solo, sam sobie muszę poradzić ze stresem i zazwyczaj podróżuję sam. Występując z orkiestrami gra się o wiele lepiej niż samemu, ale jest tak tylko wówczas, kiedy wszyscy muzycy uczestniczący w koncercie pilnie słuchają się nawzajem, są zaangażowani i są gotowi pracować. Myślę, że najtrudniejszą formą grania razem jest kameralistyka. Trzeba czuwać nad wszystkim, bo często fortepian jest instrumentem łączącym wszystko w jedną całość, nadaje rytm, musi kontrolować balans. Swoją partię pianista musi mieć tak dobrze opanowaną, bo nie ma czasu o niej myśleć, bo trzeba bardzo dobrze słuchać pozostałych muzyków. Jest to bardzo wymagająca, ale także inspirująca forma muzykowania.
Cały czas trzeba także pracować nad nowym repertuarem.
- Trzeba przez cały czas budować szeroki repertuar. Fakt, że wygrałem Konkurs Chopinowski wcale nie oznacza, że gram tylko Chopina. Owszem, zdarzają się takie koncerty jak dzisiaj, ale staram się grać szeroki repertuar. Dotyczy to także klawesynu i historycznych fortepianów.
Mam w repertuarze wiele bardzo ciekawych utworów – od epoki renesansu do współczesności. Ogromną przyjemność sprawia mi wykonywanie utworów kompozytorów zapomnianych, a jest ich wiele.
Gra Pan dużo muzyki polskiej?
- Staram się, od dość dawna wykonuję sporo utworów Szymanowskiego, staram się grać dużo utworów kompozytorów, którzy żyli i działali w czasach Chopina, a także muzyki nowszej – utwory Wojciecha Kilara, Pawła Szymańskiego i wielu innych twórców. Nie powiem, że muzyka polska stanowi przytłaczającą większość mojego repertuaru, ale ciągle się ta ilość powiększa.
Wspominał Pan o szerokich zainteresowaniach dotyczących instrumentów klawiszowych i repertuaru. Które z nich są najbliższe Pana sercu?
- To zależy od dnia (śmiech). W tej chwili najpewniej mogę się poczuć, grając na fortepianie XIX-wiecznym i współczesnym. Z dużą pokorą podchodzę zarówno do klawesynu, jak i fortepianów młoteczkowych. Mam już pewne doświadczenie i trochę studiów za sobą z tej dziedziny, ale mam także świadomość, że jeszcze wiele pracy przede mną. Często zasiadając przy klawesynie jestem tak zafascynowany tym instrumentem, że nie chce mi się nawet myśleć o innych. Mam także wielką przyjemność z grania dla siebie, bo niewielkie klawesyny, klawikordy czy szpinety mają to do siebie, że to są instrumenty stworzone tak naprawdę do grania dla siebie. Najlepiej brzmią w niewielkich pomieszczeniach. Granie dla siebie albo kilku osób daje zupełnie inna satysfakcję niż granie w salach koncertowych. To bardzo intymna i osobista rozmowa. Ten rodzaj muzykowania bardzo mi się podoba.
Czy ma Pan czas na odpoczynek, a jeżeli tak, to jak Pan odpoczywa?
- Czasami trzeba odpocząć i robię to, co wiele ludzi na świecie. Czasami lubię coś obejrzeć, poczytać literaturę o tematyce popularnonaukowej, interesuje mnie kosmonautyka, lotnictwo. Bardzo też lubię chodzić, jeśli mogę to przemieszczam się i spaceruję, bo zawsze mogę sobie w tym czasie coś przemyśleć, czegoś posłuchać.
Mam nadzieję, że będzie okazja do kolejnych spotkań i jeszcze raz dziękuję za wspaniały recital oraz za czas, który mi Pan poświęcił.
- Ja również bardzo dziękuję za miłe słowa i za spotkanie.
Z panem Tomaszem Ritterem – młodym polskim pianistą, zwycięzcą I Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych rozmawiała Zofia Stopińska 21 lutego 2019 roku w Rzeszowie