Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Filharmonia Podkarpacka im. Artura Malawskiego w Rzeszowie odwołuje koncerty

Szanowni Państwo,

W związku z komunikatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego informujemy, że zawieszone zostają wszystkie imprezy, odbywające się w Filharmonii Podkarpackiej.

Zwrotu biletów (na koncerty organizowane przez Filharmonię) zarówno zakupionych online, jak i w Kasie można dokonywać WYŁĄCZNIE w KASIE FILHARMONII.

W sprawie zwrotu biletów na imprezy zewnętrzne prosimy o bezpośredni kontakt z organizatorami.

Prosimy śledzić informacje zamieszczane na naszej stronie internetowej.

250 rocznica urodzin Ludwiga van Beethovena

UWAGA!!!  KONCERT PRZENIESIONY NA INNY TERMIN!!!

15 marca 2020 roku godz. 18.00  sala Sanockiego Domu Kultury

Ludwig van Beethoven -  Koncert skrzypcowy D-dur op. 61

                                     -  V Symfonia c-moll op.67

Kamila Wąsik – Janiak – skrzypce

Jiri Petrdlik – dyrygent
Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej

Bezpłatne wejściówki do odebrania w Sanockim Domu Kultury od 24 lutego 2020r.

W roku obchodów 250. rocznicy urodzin Ludwiga van Beethovena (1770 -1827) – jednego z najbardziej odkrywczych kompozytorów w historii muzyki - Filharmonia Podkarpacka zaprasza na koncert, podczas którego zabrzmią dwa arcydzieła - Koncert skrzypcowy D - dur op. 61. (1806) oraz Symfonia c- moll op. 67 (1808). Swój jedyny Koncert skrzypcowy napisał Beethoven dla Franza Clementa, skrzypka- wirtuoza i dyrygenta orkiestry Theater an der Wien. Według relacji ucznia Beethovena, Carla Czernego, kompozytor ukończył Koncert w ostatnim momencie - zaledwie na dwa dni przed premierą. Można zatem przypuszczać, że wykonanie Koncertu dalekie było od ideału - Clement zagrał swoją partię po raz pierwszy niemal a vista. Być może dlatego publiczność wiedeńska przyjęła Koncert z rezerwą. Dopiero w 1844 roku skrzypek Józef Joachim i Feliks Mendelssohn – dyrygent ukazali prawdziwe oblicze beethovenowskiego arcydzieła. Dzisiaj Koncert skrzypcowy D - dur zajmuje czołowe miejsce w literaturze skrzypcowej. Kunsztowna partia solowych skrzypiec zintegrowana jest z orkiestrą, dzięki czemu dzieło nabiera cech symfonicznych. Koncert łączy w sobie wirtuozerię z liryzmem, a tematy pełne tanecznych rytmów splatają się w nim z poetycką, rozmarzoną aurą dźwiękową. Część pierwsza – Allegro ma non troppo jest allegrem sonatowym, w którym myśli tematyczne wprowadza orkiestra w rozbudowanej ekspozycji. Następnie liryczną melodię głównego tematu przejmują skrzypce, włączając się w tok muzycznej narracji. II część, to romantyczne Larghetto, które poprzez recytatywny łącznik prowadzi do finałowego Ronda (Allegro). Skrzypce intonują tutaj zamaszysty, taneczny refren - to najbardziej błyskotliwa, wirtuozowska część Koncertu D - dur. V Symfonia budzi u słuchaczy ogromne emocje, bo jest to dzieło o głęboko ludzkiej, wyrazistej wymowie. Utwór powstawał w tragicznym okresie życia Beethovena, w którym kompozytor zmagał się z utratą słuchu. Cierpienie - walka - zwycięstwo – w tych trzech słowach zamknąć by można przesłanie tej niezwykłej Symfonii. Dzieło rozpoczyna wstrząsający motyw, interpretowany najczęściej jako „los uporczywie pukający do drzwi”, a kończy oszałamiający blaskiem brzmienia - triumfalny finał. Dramatyczny „motyw losu” jest myślą przewodnią scalającą wszystkie części symfonii, choć każda z nich ma odmienną budowę i charakter. Część pierwsza Symfonii c- moll, to burzliwe – Allegro con brio, które rodzi się z jednego, kilkudźwiękowego „motyw losu”. Kontrastuje z nią refleksyjna część druga - Andante con moto, w której naprzemiennie prezentuje kompozytor dwa tematy – pierwszy liryczny i drugi bardziej energiczny. Część trzecia, to zachwycające oryginalną instrumentacją Scherzo. Allegro, którego „siłą napędową” jest przetworzony „motyw losu”. Scherzo bezpośrednio połączył kompozytor z Finałem – Allegro wybrzmiewającym w jasnej tonacji C-dur. Dla spotęgowania brzmienia triumfalnego marsza, wieńczącego V Symfonię, Beethoven wykorzystał cały aparat orkiestrowy - dodając flet piccolo, kontrafagot i trzy puzony, co w tamtych czasach stanowiło odważną nowość. „Ilekroć się ją słyszy - pisał o V Symfonii romantyczny kompozytor niemiecki Robert Schumann - działa na nas z niezmienną mocą, jak owe zjawiska przyrody, które napełniają nas zawsze lękiem i zdumieniem”.

Anna Wiślińska

 

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie, to jeden z najlepszych zespołów symfonicznych w Polsce. Rozpoczęła działalność w 1955 roku. Rzeszowscy Filharmonicy koncertowali nie tylko w całej Polsce, ale także w takich krajach jak: Gruzja, Włochy, Austria, Niemcy, Hiszpania, Belgia, Litwa, Ukraina, Węgry, Słowacja, Czechy, Chiny i USA. O randze zespołu świadczą koncerty w najbardziej prestiżowych salach koncertowych; w latach 2013-2019 Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej aż siedmiokrotnie wystąpiła w wiedeńskim Musikverein, pod batutą: A. Barnasa, M. Caldiego, M. Ota, J. Petrdlika, T. Wojciechowskiego, gdzie była oklaskiwana przez publiczność i doceniona przez krytyków muzycznych. Zespół współpracuje wybitnymi dyrygentami, solistami i chórami z kraju i zagranicy. Co roku bierze udział w organizowanym przez Filharmonię Podkarpacką Muzycznym Festiwalu w Łańcucie, który cieszy się zasłużoną renomą w całej Europie.W dorobku Orkiestry znajduje się szereg nagrań fonograficznych, m.in. płyty CD z utworami: Józefa Wieniawskiego, Raula Koczalskiego, Jana Kantego Pawluśkiewicza, a także Missa Solemnis Ignazego Rittera von Seyfrieda - nagrodzona „Złotym Orfeuszem” (Paryż, 2016). Orkiestra ma również na swoim koncie wiele prawykonań, w tym: utwory Joanny Bruzdowicz, „Rapsodia 1939-1945” Leo Spellmana, Kantata „Tajemnice Fatimskie” Henrique SilveIry, „Symfonia Światła” Stanisława Fiałkowskiego. Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej prowadzi także regularną działalność koncertową na terenie województwa podkarpackiego w ramach projektu „Przestrzeń otwarta dla muzyki”, a także uczestniczy w realizacji spektakli organizowanych w ramach programu pod nazwą „BOOM” (BALET, OPERA, OPERETKA, MUSICAL). Wykonuje również koncerty dedykowane dzieciom i młodzieży. Repertuar Orkiestry zawiera dzieła symfoniczne należące do światowej literatury muzycznej oraz liczne utwory polskich kompozytorów, w tym twórców współczesnych. Nową inicjatywą kulturalną (wrzesień 2019 r.) związaną z obchodami 200. rocznicy urodzin Stanisława Moniuszki był Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej jego imienia. Konkurs, którego organizatorem jest Instytut Muzyki i Tańca, a współorganizatorem Filharmonia Podkarpacka, ma na celu popularyzowanie muzyki polskiej XIX i XX stulecia. W etapie finałowym uczestnikom konkursu towarzyszyła Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej. Od 2008 roku dyrektorem Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie jest prof. Marta Wierzbieniec, a funkcję pierwszego dyrygenta od 2017 roku pełni Massimiliano Caldi.

Kamila Wąsik – Janiak - skrzypaczka; solistka i kameralistka, pedagog. Absolwentka Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Studia uwieńczone dyplomem z wyróżnieniem ukończyła w klasie prof. Romana Lasockiego otrzymując Medal Magna cum Laude za wybitne osiągnięcia dla najlepszego absolwenta UMFC (2010). W roku 2018 uzyskała stopień doktora sztuk muzycznych.

Zwyciężyła w Międzynarodowym Konkursie im. Karola Szymanowskiego w Łodzi (2009) a w 2006 roku otrzymała z rąk przewodniczącego Jury prof. Zakhara Brona II nagrodę i nagrodę specjalną dla najlepszego polskiego uczestnika na X Międzynarodowym Konkursie im. Karola Lipińskiego i Henryka Wieniawskiego w Lublinie. Jest również laureatką m.in. 11. Internationaler Wettewerb für Violine w Kloster Schöntal (Niemcy). W Polsce koncertowała z orkiestrami większości filharmonii, w tym orkiestrą Filharmonii Narodowej i Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia. Jako solistka współpracowała z wieloma wybitnymi dyrygentami takimi jak: Mirosław Jacek Błaszczyk, Tomasz Bugaj, Czesław Grabowski, Michał Klauza, Wojciech Michniewski, Marek Pijarowski, Wojciech Rajski, Zygmunt Rychert, czy Jerzy Salwarowski. Kamila Wąsik - Janiak często udziela się na gruncie muzyki kameralnej. Otrzymała nagrodę fonograficzną Fryderyk 2017 za płytę Musica profana 1 z kompozycjami Pawła Łukaszewskiego czy nagrodę krytyków francuskich Les Orphees d' Or - Prix de la SACD i dwie nominacje do Fryderyków 2016 za płytę Joanna Freszel Real Life Song, obydwie wydane nakładem firmy DUX. Artystka dokonała wielu światowych prawykonań utworów koncertujących, kameralnych i solowych prezentując owe dzieła zarówno na scenach polskich jak i za granicą. Od 2015 roku jest członkiem zespołu Hashtag Ensemble, z którym regularnie koncertuje i nagrywa płyty. Występowała na tak ważnych festiwalach jak m.in.: Tallin Afekt Festival (Estonia 2018), Festiwal prawykonań Polska Muzyka Najnowsza w Katowicach (2013), 64. Międzynarodowy Festiwal Chopinowski w Dusznikach Zdroju (2009), Westdeutsche Rundfunk Musikfest w Mϋnster (Niemcy 2009) czy International Student Festiwal w Kyoto (Japonia, 2007) a także na większości polskich festiwali muzycznych (Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Jelenia Góra, Zielona Góra, Częstochowa). W roku jubileuszowym UMFC Kamila Wąsik- Janiak uświetniła galowy koncert dedykowany Jego Królewskiej Mości, Księciu Walii, następcy tronu brytyjskiego - Księciu Karolowi, oraz jego małżonce, Księżnej Kornwalii – Kamili. Artystka pracowała z wybitnymi osobowościami i pedagogami tj.: Kaja Danczowska, Igor Frołow, Tadeusz Gadzina, Marina Jaszwili, Mirosław Ławrynowicz, Krzysztof Węgrzyn, Wanda Wiłkomirska. Jest również laureatką Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2005 i 2009), stypendystką Prezydenta Miasta Gdańska za wybitne osiągnięcia (2009) oraz laureatką prestiżowego stypendium Młoda Polska przyznawanego przez MKiDN (2007). Obecnie pracuje na stanowisku asystenta na swojej macierzystej uczelni.

Jiří Petrdlík /1977/ jest uznawany za jednego z najbardziej uznawanych europejskich dyrygentów swojego pokolenia. Studiował grę na fortepianie, puzonie i dyrygenturę (1995-2000 w Konserwatorium w Pradze, 2000-2005 w Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze) u prof. Miroslava Košlera, prof. Miriam Němcovej, prof. Jiří Bělohlávka, prof. Radomila Eliški, prof. Františka Vajnara, prof.Tomáša Koutníka i innych. Ukończył studia w klasie mistrzowskiej głównego dyrygenta orkiestry Filharmonii w Nowym Jorku prof. Kurta Masura we Wrocławiu i głównego dyrygenta Filharmonii BBC prof. Jiří Bělohlávka. W latach 2002-2009 był stałym dyrygentem Teatru Narodowego w Brnie i dyrektorem muzycznym Teatru Miejskiego w Brnie. Od 2004 r. jest zatrudniony jako stały dyrygent w Teatrze im. J. K. Tylta w Pilźnie. Petrdlík regularnie współpracuje gościnnie z prestiżowymi międzynarodowymi scenami operowymi (np. W Mesynie, Tuluzie, Warszawie, Północnym Teksasie, Pradze, Szegedzie, Kairze, Aleksandrii itp.). W dziedzinie muzyki symfonicznej Jiří Petrdlík dyryguje czołowymi orkiestrami czeskimi i zagranicznymi (Praska Orkiestra Symfoniczna, Czeskie Radio SO, Czeskie Narodowe SO, Filharmonia Janáček w Ostrawie, Morawska Filharmonia w Ołomuńcu, Północnoczeska Filharmonia w Teplicach, Wrocławska Filharmonia, Orkiestra Filharmonii Śląskiej w Katowicach, Orkiestra MTM w Warszawie, KSO w Toronto, Iwasaki Philharmonic ao) i regularnie pojawia się jako gość na różnych festiwali muzycznych w Europie, Japonii, Chinach, Kanadzie i USA. Od sezonu 2010/11 z powodzeniem rozwija bogatą współpracę artystyczną z Kairską Orkiestrą Symfoniczną, gdzie został mianowany Dyrektorem Artystycznym Generalnym i Głównym Dyrygentem w latach 2011-15.. W sezonie 2014/15 Petrdlík został zaproszony do Alte Oper w Frankfurcie, a w sezonie 2015/16 był gościnnym dyrygentem w Wiener Musikverein. Od tego czasu rozwijał bogatą współpracę artystyczną jako stały dyrygent gościnny Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie. Od roku 2015 Petrdlík regularnie organizuje prestiżowe noworoczne trasy koncertowe w Chinach z wybitnymi europejskimi orkiestrami. Petrdlík prowadził także szeroką działalność jako chórmistrz (od 2009 r. Dyrektor artystyczny praskiego chóru mieszanego), muzykolog (Uniwersytet Karola w Pradze) - zdobył tytuł doktora), wydawca i pedagog (kierownik wydziału dyrygentury Konserwatorium im. Jaroslava Ježka w Pradze) i z powodzeniem wziął udział w kilku konkursach (np. w konkursach: Prague Cantat, American Opera Competition, D. Flick Conductor Competition London). Jest przewodniczącym Jury Konkursu "Praga Kantat" i Towarzystwa Fibicha, a od 2017 r. Został dyrektorem unikalnego w skali światowej festiwalu melodramatu koncertowego „Melodramfest" i głównym dyrygentem międzynarodowej orkiestry Carpathia. Szeroki repertuar Petrdlíka zawiera kompozycje różnych gatunków muzycznych, stylów i okresów. W dziedzinie dyskografii Petrdlík często zwraca uwagę na rzadko pojawiające się tytuły (np. Ezio Glucka - światowa premiera praskiej wersji opery Beethovena - Habsburskich kantat, Foerster - Glagolitic Mass, Fibich - Missa brevis, Prokofieva – Eugeniusz Oniegin, Arend – Astral Travels i in.)

 

Najpiękniejsze tanga Astora Piazzolli w wykonaniu Klaudiusza Barana & Con Affetto

           „Tango moja miłość”, tak zatytułowany był koncert, który odbył się 8 marca 2020 roku w Sali zamku Kazimierzowskiego staraniem Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki Zamek w Przemyślu.
           Niespodzianką dla większości kobiet, które wybrały się na ten koncert, było powitanie. Pan Wojciech Bakun, Prezydent Miasta Przemyśla, wręczał każdej kobiecie różę, a przedstawiciel firmy kosmetycznej „Inglot” obdarował panie kosmetykami z limitowanej kolekcji Jennifer Lopez.
           Jednak najważniejszy był koncert w wykonaniu Klaudiusza Barana, wybitnego akordeonisty i bandoneonisty, który tym razem grał tylko na bandoneonie, oraz kwartetu smyczkowego „Con Affetto” w składzie: Angelina Kierońska – I skrzypce, Karolina Bartczyszyn-Południak – II skrzypce, Karolina Stasiowska – altówka i Anna Podkościelna-Cyz – wiolonczela.
           Słusznie napisane zostało na programach, że jest to fuzja „męskiego” brzmienia bandoneonu oraz „kobiecej siły żeńskiego kwartetu smyczkowego”, szczególnie w programie niedzielnego wieczoru, który wypełniły najpiękniejsze tanga Astora Piazzolli.
           Koncert rozpoczął się cyklicznym utworem „Five Tango Sensations” złożonym z pięciu tang: „Asleep”, „Loving”, Anxiet”, „Despertar” i „”Fear”.
Kolejne ogniwa stanowiły: „Milonga del Angel”, „Chiquilin de Bachin”, „Adios Nonino”, „Oblivion” oraz „Fuga y Misterio”.
           Wszystkie utwory nagradzane były gorącymi oklaskami, a po zakończeniu ostatniego zerwała się istna burza oklasków i publiczność powstała z miejsc.
Wykonawcy jeszcze raz zachwycili nas wspaniałą kreacją chyba najbardziej znanego utworu Astora Piazzolli zatytułowanego „Libertango”.
Po koncercie pobiegłam szybko za kulisy, aby podziękować wykonawcom i chociaż przez chwilę porozmawiać z Maestro Klaudiuszem Baranem.

            Zofia Stopińska: Cudownie kończy się dla mnie Dzień Kobiet w 2020 roku, bo przed chwilą w Sali Zamku Kazimierzowskiego w Przemyślu wysłuchałam wspaniałego koncertu, a teraz mogę kilka zdań zamienić z głównym bohaterem tego wieczoru i jedynym mężczyzną wśród wykonawców – panem prof. Klaudiuszem Baranem. Dla Pana to był także wyjątkowy wieczór.
            Klaudiusz Baran: Byłem bardzo szczęśliwy już w chwili otrzymania zaproszenia, że tutaj przyjadę 8 marca, bo Podkarpacie słynie z pięknych kobiet.
Nie ukrywam, że jest to dla mnie ogromnie sentymentalna podróż, bo przypominają mi się wydarzenia z dzieciństwa, moja rodzina, moja edukacja – wszystko wiąże się z Przemyślem. Staram się to zawsze podkreślać, jak bardzo jestem dumny, że jestem z Przemyśla.
Zaproszenie do wykonania koncertu w moim mieście w Dniu Kobiet, wypełnionego emocjonalną muzyką związaną z miłością, z uczuciami, było dla mnie szczególnym przeżyciem.

            Koncert miał dla publiczności także walory poznawcze, bo oprócz tego, że słuchaliśmy przepięknej muzyki, wiele dowiedzieliśmy się o bandoneonie, który być może ktoś zobaczył po raz pierwszy, o Astorze Piazzolli, twórcy wszystkich wykonywanych dzisiaj utworów, a wszystko to zostało bardzo ciekawie przekazane, nie miało charakteru wykładu.
           - Starałem się unikać akademickiej formuły, natomiast uważam, że trochę o tej muzyce trzeba opowiedzieć, pomimo, że ona się sama znakomicie broni, ale warto dodać trochę bardzo ważnych elementów – skąd się ona wywodzi, kto był z nią związany i jaka ona jest ważna, bo dotyka takich najbardziej ludzkich uczuć i głębokich ludzkich emocji.

            Czy często wykonuje Pan koncerty poświęcone wyłącznie muzyce Piazzolli?
            - Owszem, na przykład w przyszłym tygodniu będziemy grać pełny koncert z Piazzollą w Filharmonii Śląskiej w Katowicach, ale już z orkiestrą Narodowego Forum Muzyki. Wystąpi ze mną gitarzysta Michał Nagy i wykonamy Koncert podwójny. Wykonamy też koncert Piazzolli na bandoneon solo i orkiestrę smyczkową, i jeszcze kilka bardzo znanych utworów, a wśród nich klasyczne tanga.
            Koncert poprowadzi od pulpitu Christian Danowicz, który ma korzenie argentyńsko-francusko-polskie i ma te utwory „we krwi”. Będzie to powtórzenie koncertu, który odbył się w zeszłym roku we Wrocławiu i odnieśliśmy wówczas ogromny sukces. Sala wypełniona była do ostatniego miejsca, a mieści się tam 1800 osób, i Filharmonia Śląska w Katowicach tak pozazdrościły Wrocławiowi, że zaprosiły nas z tym projektem do siebie. Jeżeli ktoś ma ochotę, to serdecznie zapraszam 13 marca do Sali koncertowej Filharmonii Śląskiej.

           Dzisiaj wystąpił Pan z kwartetem smyczkowym „Con Affetto”, który tworzą kobiety, i występuje Pan z tym zespołem już od dłuższego czasu.
           - Tak, gramy regularnie repertuar, który dzisiaj wykonaliśmy w Przemyślu. Graliśmy także sporo nowszej muzyki i mamy także w planie inne utwory. Podobnie jak publiczność, czujemy, że nasze występy są zderzeniem dwóch emocji: kobiecej i męskiej. Świetnie mi się z nimi muzykuje, bo Astor Piazzolla jest naszą wspólną miłością. Wykonywałem te utwory z wieloma kwartetami, ale uważam, że z „Con Affetto” jest zawsze wyjątkowo.

           Cieszymy się, że występuje Pan dzisiaj w Przemyślu, bo tak naprawdę powinien być Pan w Katowicach, gdzie odbywa się aktualnie wielka gala w NOSPR, połączona z wręczeniem nagród „Fryderyk” w kategorii muzyka poważna. Był Pan pierwszą osobą, która otrzymała tę nagrodę spośród akordeonistów.
           - To prawda i otrzymałem „Fryderyka” za album „Astor Piazzolla – Tango”, nagrany dla wytwórni Sony Classical. Niedługo będę wracał do Warszawy i po drodze będę słuchał transmisji, bo ciekawy jestem losów wydawnictwo PWM „100 na 100 Muzyczne Dekady Wolności”, między innymi z nagranym przeze mnie Koncertem potrójnym Zbigniewa Bargielskiego, które nominowane zostało w dwóch kategoriach: Najwybitniejsze Nagranie Muzyki Polskiej i Album Roku Muzyka Symfoniczna. Będę śledził, czy udało nam się coś zdobyć.

            Nominacje otrzymały także płyty wyprodukowane przez wydawnictwo UMFC.
            - Oczywiście, wśród nominowanych są dwie płyty wydane przez Chopin University Press. Miałem do wyboru – być w Katowicach na Gali , albo zagrać w Przemyślu. Wybrałem koncert w Przemyślu, bo nie mogłem sobie odmówić przyjemności występu w rodzinnym mieście.

           Za mną ustawiła się długa kolejka. Wszyscy chcą Panu podziękować i zamienić chociaż kilka słów, a młodzież przygotowała programy i długopisy z myślą o autografach. Musimy kończyć już rozmowę.
            - Bardzo dziękuję za udział w koncercie i rozmowę, i mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.

Wiele osób zrobiło to po koncercie, a ja pozwolę sobie teraz podziękować pani dyrektor Renacie Nowakowskiej i wszystkim pracownikom Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki ZAMEK za zaproszenie znakomitych artystów, stworzenie wspaniałej atmosfery i znakomitą organizację tego wieczoru.

Zofia Stopińska

Mistrzowski recital Wojciecha Świtały w Jarosławiu

          Czas szybko biegnie i zainaugurowane 29 lutego 2020 roku IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu przeszły już do historii, ale pozostały piękne, niezapomniane wspomnienia z koncertów w wykonaniu znakomitych artystów.
          Organizatorami tego wspaniałego święta muzyki są: Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu oraz Zespół Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu, gdzie odbyły się wszystkie koncerty.
           Podczas każdej edycji organizatorzy proponują publiczności mistrzowski recital fortepianowy, który jest hołdem i wyrazem pamięci dla Marii Turzańskiej, wybitnej pianistki, założycielki jarosławskiej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina i patronki tego festiwalu.
           W tym roku 5 marca z recitalem wystąpił Wojciech Świtała, wybitny polski pianista i pedagog Akademii Muzycznej w Katowicach.
Po zakończeniu świetnego, koncertu entuzjastycznie przyjętego przez publiczność, prof. Wojciech Świtała zgodził się na rozmowę, którą polecam Państwa uwadze.

           Zofia Stopińska: Chcę Panu serdecznie podziękować za rewelacyjny recital chopinowski, który był piękną kompozycją złożoną głównie z preludiów i mazurkó, pomiędzy które wplecione zostały: Nokturn E-dur, Barkarola Fis-dur i Scherzo b-moll.
          Wojciech Świtała: Zrobiłem taki „przeplataniec”. Preludia op. 28 są generalnie traktowane jako cykl, ale mogą też pełnić rolę utworu wprowadzającego w klimat następnego dzieła, nawet jeżeli są to utwory w odległych tonacjach, chociaż enharmonicznie na przykład Des-dur z Fis-dur bardzo dobrze się kojarzy. Chciałem, aby ten recital składał się z różnorodnych utworów Fryderyka Chopina.

          Często jest Pan proszony o wykonywanie recitali chopinowskich?
          - Tak, tym bardziej, że często występuję w miejscach związanych z Fryderykiem Chopinem – Żelazowa Wola, Warszawa oraz w miejscach gdzie odbywają się różne festiwale chopinowskie. Trzeba kultywować te tradycje, bo muzyka Chopina to nasz największy skarb.

           Trzeba jednak przyznać, że w ostatnich latach na estradach koncertowych coraz częściej rozbrzmiewają także utwory innych polskich kompozytorów i są one także bardzo piękne.
           - To prawda, coraz więcej zapomnianej, wartościowej polskiej muzyki odkrywamy, ale jednak utwory Fryderyka Chopina są ciągle na czele, odrobinę dalej jest Szymanowski, a rówieśnicy Chopina są jednak co najmniej trzy pięterka niżej (śmiech).

           Nie bez powodu jest Pan kojarzony z muzyką Chopina, bo przecież był Pan najlepszym polskim uczestnikiem XII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie w 1990 roku. Otrzymał Pan wtedy nagrodę za najlepsze wykonanie poloneza oraz szereg nagród pozaregulaminowych, które później zaowocowały licznymi koncertami.
          - Najistotniejsze jest, aby zostać zauważonym podczas konkursu, bo jak pani powiedziała owocuje to propozycjami koncertów. W świadomości Polaków pozostaje także „etykietka” chopinisty i uważam, że to jest bardzo przyjemne.

           Pewnie nie wszyscy wiedzą, że jest Pani także znakomitym kameralistą i nie można chyba powiedzieć, że kameralistyka w Pana działalności jest nurtem pobocznym.
           - Tak naprawdę ostatnio moją największą pasją i zajęciem podstawowym jest pedagogika, w której dobrze się realizuję i która stawia sobie inne cele. Prawdą jest także, że granie ze świetnymi muzykami, współtworzenie muzyki sprawia mi ogromną przyjemność. W dodatku łączy się to z inną odpowiedzialnością i możliwością poznania innego repertuaru.
           Bardzo sobie cenię wszystkich swoich współwykonawców, bo zawsze trafiałem na osoby wyjątkowe, które czasami będąc młodymi, dopiero zapowiadającymi się ludźmi, wkrótce rozkwitali. Dla przykładu podam Royal String Quartet – kiedy grałem z nimi po raz pierwszy koncerty Chopina, byli nieznanym kwartetem, który wkrótce zrobił olbrzymią karierę.
Dużo grałem i gram z Kwartetem Śląskim, który od wielu lat jest renomowanym zespołem i gości w największych salach koncertowych Europy.
Piotr Pławner należy do czołówki światowej sławy skrzypków, Szymon Krzeszowiec, prymariusz Kwartetu Śląskiego jest także doskonałym skrzypkiem, a z sopranistką Ewą Iżykowską występowaliśmy z pieśniami Chopina nawet w Paryżu.
          Trudno wymieniać wszystkich znakomitych wykonawców, z którym grałem utwory kameralne, ale podczas pracy ze wszystkimi zdobyłem cenne doświadczenia i nauczyłem się muzycznej pokory, która jest konieczna w uprawianiu muzyki kameralnej. Koncepcję interpretacyjną wykonywanych utworów musimy wspólnie wypracować.

          Przed laty zachwyciłam się płytą nagraną przez Pana z Szymonem Krzeszowcem.
          - Nagraliśmy Sonaty Brahmsa jako bardzo młodzi muzycy, może nawet za młodzi jak na Brahmsa, ale było to dla nas bardzo cenne doświadczenie. Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że podczas jednego koncertu wykonywaliśmy trzy sonaty Brahmsa.

           Należy Pan do niewielu pianistów, którzy chętnie zasiadają przy instrumentach historycznych.
           - To nie jest takie proste. Trzeba je polubić, poznać i nie mieć żadnych uprzedzeń. Trzeba mieć też przywilej zetknięcia się z dobrymi fortepianami, czy nawet pianinami historycznymi. To pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Ja miałem tę przyjemność, że spotkałem Erarda po raz pierwszy w Warszawie. Był to instrument świeżo zakupiony przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina w Warszawie i to była fascynacja od pierwszej chwili.
          Myślę, że dobrze jest, jeśli na tych instrumentach lubią grać tylko niektórzy pianiści, bo to jest obszar bardzo intymny, bardzo niszowy. Jak obserwuję, że teraz prawie każdy pianista jest specjalistą od grania na instrumencie historycznym, to mam obawy, znając pewne osoby z bardzo brawurowych i intensywnych wykonań na fortepianach marki Steinway. Trochę się martwię o fortepian w Żelazowej Woli, który w każdą niedzielę jest traktowany „dosyć poważnie” przez niektórych pianistów, bo Narodowy Instytut Fryderyka Chopina promuje również to wykonawstwo historyczne, zalecając wręcz zagranie jednego z recitali tam.
           Fortepianów historycznych jest niewiele, ale dobrze je znać, dobrze jest zrozumieć, jak ten proces historyczny się kształtował i skąd pochodzi współczesny fortepian.
Z kolei poznanie dobrze tekstu muzycznego Chopina uwiarygadnia go bardziej na instrumencie historycznym, bo wtedy wszystkie uwagi artykulacyjne, dynamiczne są bardzo zrozumiałe.

          Wspomniał Pan o pracy pedagogicznej i jak szybko policzyłam uczy Pan już 22 lata.
          - Tak, to jest kawał czasu i dosyć duże grono absolwentów, którzy z powodzeniem prowadzą działalność koncertową. Jak obserwuję ich rozwój, to czuję satysfakcję.

          Nagrał Pan kilkanaście płyt i kilka z nich zostało uhonorowanych nagrodami fonograficznymi. W latach 2000 i 2005 Pana płyty zostały wyróżnione nagrodą Grand Prix du Disque Frédéric Chopin, zaś w latach 2002, 2009 i 2019 uhonorowane nagrodą „Fryderyk”. W tym roku ogłoszenie nagród odbędzie się 8 marca.
          - W tym roku nie nagrałem żadnej płyty i chociażby dlatego nie otrzymam nagrody „Fryderyk”, a ponadto zostałem zrugany za to, że nigdy nie głosuję jako członek Akademii Fonograficznej i zdaje się, że zrezygnują z mojego uczestnictwa, bo nie jestem karnym „oddawaczem punktów”, a moja filozofia jest taka, że zanim oddam głos na jakąś płytę, to musiałbym przesłuchać wszystkie płyty, które startują w danej kategorii, żeby mieć czyste sumienie, że głosuję na najlepszą płytę, a nie mam na to czasu. Dlatego nie mogę głosować i te Fryderyki przechodzą obok mnie.
          Muszę jednak przyznać, że otrzymanie tej nagrody jest bardzo przyjemne. Ponadto można sobie wpisać tę nagrodę do życiorysu, bo to w naszej polskiej rzeczywistości jest jednak poważane.

          Był Pan zapraszany i koncertował Pan na wszystkich kontynentach, a w Jarosławiu już Pan kiedyś tu występował?
          - Niestety, grałem tu po raz pierwszy i jestem pod wielkim wrażeniem. Piękna sala, piękny instrument, wspaniała atmosfera podczas koncertu. Gratuluję organizatorom i dziękuję za zaproszenie.
           Żałuję, że nie mam czasu zwiedzić miasta i okolic. Przyjechaliśmy dzisiaj, zdążyłem poćwiczyć i zjeść obiad. Jutro musimy z rana wyjechać, bo mam do odrobienia jeszcze zajęcia, których dzisiaj nie mogłem przeprowadzić. Może dzisiaj zobaczymy chociaż piękny, zabytkowy Rynek w Jarosławiu. Nocleg mamy bardzo blisko. Lubię takie niewielkie miasta pełne zabytków.
          Trochę o tym pięknym festiwalu i o jego patronce Marii Turzańskiej, uczennicy Teodora Leszetyckiego, zdążyłem się już dowiedzieć. Jeszcze raz gratuluję organizatorom tej imprezy pomysłu i życzę, aby w następnych latach z powodzeniem mogli kontynuować swoje dzieło

Z prof. Wojciechem Świtałą, wybitnym polskim pianistą i pedagogiem rozmawiała Zofia Stopińska 5 marca 2020 roku po trzecim koncercie w ramach IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu.

IX Dni Muzyki Fortepianowej – Włodek Pawlik – America

Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu przy współpracy z Zespołem Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu już po raz dziewiąty zaprasza na wyjątkowe koncerty w ramach IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej.

IX DNI MUZYKI FORTEPIANOWEJ Im. MARII TURZAŃSKIEJ

7 marca, godz. 18:00, Sala Koncertowa

Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu

Koncert finałowy

Włodek Pawlik Trio – America

 

Włodek Pawlik - Pianista i kompozytor.

W swoim dorobku ma 30 autorskich płyt, szereg dział muzyki filmowej, teatralnej, kompozycji orkiestrowych, operowych, etiud, itp.

Artysta jest laureatem pierwszej i jedynej w historii polskiej muzyki jazzowej nagrody Grammy (2004) za płytę Night in Calisia. Za muzykę do filmu Rewers otrzymał nagrodę w konkursie głównym w kategorii Nagrody Indywidualne 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Od początku lat 80. XX w. był związany z Festiwalem Artystycznym Młodzieży Akademickiej, podczas którego prowadził również warsztaty jazzowe.

W lutym 2017 był jednym z jurorów w finale krajowych eliminacji do 62. Konkursu Piosenki Eurowizji.

Najnowsza płyta Włodka Pawlika ukazała się w 2019 roku. Jako że był to rok poświęcony Stanisławowi Moniuszce, jazzman wziął na warsztat jego najbardziej znane arie i pieśni aranżując je i nagrywając w jazzowej estetyce. Płyta Pawlik/Moniuszko – Polish Jazz powstała we współpracy z Pawłem Pańtą (kontrabas) i Adamem Zagórskim (perkusja)

.
Ewelina Szymańska

Filharmonia Podkarpacka - Mozart, Lessel i Beethoven

AB 6 III 2020 r. piątek, godz. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ

DAWID RUNTZ – dyrygent

EMILIAN MADEY – fortepian 

W programie:

W.A. Mozart - Uwertura do opery "Łaskawość Tytusa" KV 621

F. Lessel – Koncert fortepianowy C- dur op. 14

L. van Beethoven – III Symfonia Es - dur op. 55

 

Wielka władza i wielka miłość – to temat opery Łaskawość Tytusa (1791), z której Uwertura otworzy symfoniczny wieczór. Wpływy muzyki Mozarta słychać będzie w Koncercie fortepianowym C- dur zapomnianego polskiego kompozytora Franciszka Lessla. Dzieło ujmuje piękną melodyka i motywami ludowymi w finałowym Rondzie. Geniusz Beethovena odsłoni legendarna „Eroica” – III Symfonia Es – dur. Już sam początek utworu wywołuje oszałamiające wrażenie - to obraz siły i walki. Po pierwszej części Symfonii następuje majestatyczny Marsz żałobny, z którego wyłania się pełne werwy Scherzo, a całe dzieło wieńczy cykl wariacji opartych na temacie zaczerpniętym z muzyki, którą Beethoven napisał do baletu „Prometeusz”. Ale III Symfonia, to przede wszystkim świadectwo nieugiętej woli kompozytora, który mimo głuchoty kontynuował pracę twórczą pisząc wówczas swoje najwybitniejsze dzieła. Czyż sam kompozytor nie jest prawdziwym bohaterem „heroicznej” symfonii?

DAWID RUNTZ

Od grudnia 2017 piastuje stanowisko pierwszego dyrygenta Polskiej Opery Królewskiej w Warszawie. W 2016 roku ukończył studia dyrygenckie na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w klasie Maestro Antoniego Wita, debiutując koncertem z Orkiestrą Filharmonii Narodowej w Warszawie. Wyjątkowym artystycznym osiągnięciem było ukończenie "Riccardo Muti Italian Opera Academy” w Rawennie, prowadzonej przez światowej sławy dyrygenta Maestro Raccardo Mutiego, obecnego dyrektora Chicago Symphony Orchestra. Współpracował ze znakomitymi polskimi orkiestrami takimi jak: Sinfonia Varsovia, Filharmonia Narodowa w Warszawie, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach, Polska Orkiestra Radiowa. W kwietniu 2018 roku otrzymał zaproszenie i zadyrygował Boston Symphony Orchestra podczas przesłuchań na asystenta BSO, a także wystąpił podczas 22. Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena w Filharmonii Narodowej w Warszawie.
W 2018 zdobył III nagrodę oraz nagrodę publiczności na 1st Hong Kong International Conducting Competition. W 2016 roku zdobył II nagrodę na VI Ogólnopolskim Konkursie Młodych Dyrygentów im. Witolda Lutosławskiego w Białymstoku. W 2013 roku został laureatem II nagrody I Ogólnopolskiego Konkursu Studentów Dyrygentury im. Adama Kopycińskiego we Wrocławiu oraz nagrody specjalnej.
W roku 2015 otrzymał stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP, a także stypendium Marszałka Województwa Pomorskiego. W latach 2008-2015 uzyskał stypendium Starosty Powiatu Wejherowskiego. Za osiągnięcia naukowe był wielokrotnym stypendystą Rektora Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Ponadto otrzymał dwukrotnie nagrodę Prezydenta Miasta Wejherowa za osiągnięcia w dziedzinie muzyki (2010, 2017), a także Nagrodę Remusa (2017) oraz Medal Róży (2018). Dawid Runtz jest laureatem Medalu Magna cum laude Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie (2018).
W latach 2014-2017 współpracował z Teatrem Wielkim – Operą Narodową w Warszawie w charakterze dyrygenta-asystenta przy produkcjach wielu dzieł operowych.
W 2017 roku jako stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego był asystentem Maestro Jacka Kaspszyka w Filharmonii Narodowej w Warszawie. W 2017 roku Dawid Runtz ukończył prestiżowe kursy dyrygenckie prowadzone przez Maestro Daniele Gatti z orkiestrą The Royal Concertgebouw Orchestra w Amsterdamie. W lipcu zadebiutował w Japonii podczas Pacific Music Festival w Sapporo, na zaproszenie dyrektora artystycznego festiwalu, wybitnego rosyjskiego dyrygenta Maestro Valerie’a Giergieva. W 2018 roku odbył tournée po Litwie z Orkiestrą Sinfonia Varsovia z okazji rocznicy 100-lecia odzyskania niepodległości Polski. W sierpniu wziął udział w prestiżowych kursach dyrygenckich w Tanglewood (USA) z udziałem Boston Symphony Orchestra.
Dawid Runtz jest reprezentowany przez Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena. W listopadzie 2018 zainaugurował w Filharmonii Narodowej w Warszawie „Festiwal Krzysztofa Pendereckiego” z okazji 85. urodzin kompozytora.

EMILIAN MADEY

EMILIAN MADEY ukończył kompozycję (prof. M. Borkowski); dyrygenturę (prof. B. Madey); fortepian (prof. T. Manasterska, prof. M. Drewnowski) – wszystkie trzy dyplomy z wyróżnieniem. Doskonalił się na kursach u: W. Riekerta, N. Immelmana, N. Sztarkmana, R. Pagano, V. Mierżanowa i A. Dvarionaitė.
Zajął II miejsce na Międzynarodowym Konkursie Młodych Pianistów i Skrzypków im. B. Dvarionasa w Wilnie (1989); otrzymał Złoty Medal na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. C. Kahn’a w Paryżu (1990); jest laureatem Międzynarodowego Festiwalu im. J. Hofmanna w Nałęczowie (1994, 1996).
Łączy występy jako pianista z działalnością dyrygencką. Występował w Filharmonii Narodowej, na Zamku Królewskim, w Teatrze Wielkim, Sali Kongresowej i Studio Koncertowym Polskiego Radia w Warszawie oraz z większością polskich orkiestr filharmonicznych. Koncertował w Austrii, Francji, Korei Płd., Słowenii, na Litwie, w Niemczech, we Włoszech i na Ukrainie.
Współpracował z dyrygentami: B. Madeyem, W. Rajskim, J. Maksymiukiem, T. Bugajem, Ł. Borowiczem, T. Wicherkiem, M. Nałęcz-Niesiołowskim, M. Caldim i in.
Jako kameralista i dyrygent występował m.in. ze swoją matką A. Malewicz-Madey (mezzosopran), Z. Rysiówną (recytacja), P. Janowskim (skrzypce), J. Artyszem (baryton), A. Kruszewskim (baryton), J. Brękiem (bas-baryton), R. Gierlachem (bas-baryton), M. Boberską (sopran), I. Kłosińską (sopran), J. Rappé (alt), Ł. Długoszem (flet), Z. Raubo (fortepian), A. Wodnickim (fortepian), M. Drewnowskim (fortepian), L. Armellini (fortepian) i in.
Prowadził kursy mistrzowskie w Konserwatorium Čiurlionisa w Wilnie i w Suwon University, College of Music w Korei Płd. Prowadzi klasę fortepianu w ZPSM II st. im. F. Chopina w Warszawie, jest wykładowcą na Uniwersytecie Muzycznym F. Chopina w Warszawie.
Nagrania:
- B. Madey – Metamorfozy - Wariacje na temat Paganiniego (NOSPR, dyr. B. Madey, Polskie Radio);
- F. Lessel – Koncert fortepianowy Nr.2 Polska Orkiestra Jeunesses Musicales, dyr. Ł. Borowicz, Acte Préalable);
- L. van Beethoven – Koncert fortepianowy Nr.3 c-moll (St. Christopher Chamber Orchestra, dyr. A. Šimelis, Prior Musica);
- Portret/Portrait – 2-płytowy album solowy: D. Scarlatti, W.A. Mozart, J. Haydn, L. van Beethoven, F. Chopin, A. Wielhorski, B. Madey, E. Madey (Polskie Radio/Sony BMG);
- P. Moss – Portraits – Koncert na fortepian i orkiestrę (Polska Orkiestra Radiowa, dyr. T. Bugaj, DUX);
- W. Szpilman – Concertino (Polska Orkiestra Radiowa, dyr. Ł. Borowicz);
- I. F. Dobrzyński – Koncert fortepianowy As-dur Op. 2 (Polska Orkiestra Radiowa, dyr. Ł. Borowicz, Chandos);
Pięciokrotnie był nominowany do Nagrody Polskiego Przemysłu Muzycznego Fryderyk.
Jako kompozytor jest autorem licznych utworów na instrumenty solowe (m.in. Corruptio Optimi Pessima na obój, Ciacconetta na skrzypce, Trzy Pieśni Romantyczne na fortepian, Suita na wiolonczelę); dla zespołów kameralnych (m.in. Sapienti Sat na dwa flety i tempelbloki, Introduzione e Toccata na dwie wiolonczele, Quasi una Fantasia na wiolonczelę i fortepian, Sinfonietta dla 10 wykonawców, Variations dla 12 wykonawców); na orkiestrę (m.in. Fuga podwójna na wielką orkiestrę symfoniczną, Astronomica na dwie orkiestry smyczkowe i perkusję, Concerto – Variazioni in tre movimenti na fortepian i orkiestrę); piosenki; muzyka do filmu I. Cywińskiej Oczarowanie Fryderyka.

Mamy dużo planów koncertowych i pomysłów do zrealizowania

            Znakomity koncert zaproponowała melomanom Filharmonia Podkarpacka na zakończenie karnawału. 25 lutego w sali kameralnej wystąpiło DUO KAROLINA MIKOŁAJCZYK & IWO JEDYNECKI.
           To jeden z najciekawszych zespołów kameralnych młodego pokolenia, cieszący się renomą w kraju i za granicą, a ponieważ w Rzeszowie gościł po raz pierwszy, z pewnością zechcą Państwo poznać artystów, którzy go tworzą.
Ze skrzypaczką Karoliną Mikołajczyk i akordeonistą Iwo Jedyneckim rozmawiałam przed koncertem.

           Zofia Stopińska: Zaproponowali Państwo program bardzo interesujący i jednocześnie stosowny na zakończenie karnawału.
           Karolina Mikołajczyk: Repertuar na koncert w Rzeszowie był faktycznie specjalnie dobierany. W ostatni dzień karnawału zaprezentujemy utwory, które naszym zdaniem najbardziej wpisują się w nastrój tego wieczoru. Nasz zespół działa od 6 lat i mamy repertuar, obejmujący wiele epok – od baroku do współczesności. Było więc z czego wybierać. Cieszymy się na możliwość wykonania przed rzeszowską publicznością utworu napisanego dla nas w zeszłym roku przez Wojciecha Kostrzewę. Jest to trzyczęściowa kompozycja The Hollywood Fantasy na skrzypce i akordeon, oparta na tematach z najbardziej znanych filmów Hollywood. Po prawykonaniu na Kubie, The Hollywood Fantasy będzie miała w Rzeszowie swoją polską premierę i bardzo się z tego faktu cieszymy.
           Iwo Jedynecki: Zagramy także Fantazję Koncertową na tematy z opery „Porgy and Bess” George’a Gershwina autorstwa Igora Frołowa. Na zakończenie karnawału jest to zestaw wprost „wystrzałowy”.
           Karolina: Koncert rozpocznie się także „wystrzałowo”, ponieważ zaczniemy go żywiołowym utworem współczesnym.
           Iwo: Będzie to Mazurek Ignacego Zalewskiego, również skomponowany specjalnie dla nas. To fantastyczna miniatura. którą staramy się jak najczęściej grać zarówno w Polsce, jak i za granicą. Jest bardzo wymagający, ale niezwykle efektowny. Ten utwór otwiera także naszą pierwszą płytę zatytułowaną „PREMIÉRE”.

           Po raz pierwszy posłucham na żywo skrzypiec i akordeonu w duecie. Kiedy powstało Duo – po ukończeniu studiów czy podczas studiów? Obydwoje studiowaliście na jednej uczelni – Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie.
           Karolina: Duet powstał na samym początku naszych studiów. Postanowiliśmy spróbować grać razem i rozpoczęliśmy współpracę od przygotowania kilku utworów na konkurs w Chorwacji. Otrzymaliśmy tam pierwszą nagrodę i Grand Prix. Wkrótce pojawiły się inne nagrody konkursowe, to nas utwierdziło w przekonaniu, że robimy coś interesującego.
           Iwo: Zespołów działających w takim składzie jest mało na świecie, także dlatego, że akordeon jest młodym instrumentem i utworów skomponowanych na skrzypce i akordeon jest niewiele. Jeśli chce się kontynuować pracę w takim składzie, to jednak trzeba szukać repertuaru i po prostu samemu robić transkrypcje. Dlatego też niewiele osób decyduje się na stałą współpracę w takim duecie.

          Pewnie wielką motywacją były dla Was sukcesy konkursowe. Jesteście laureatami pierwszych nagród i Grand Prix na międzynarodowych konkursach muzycznych we Francji, Chorwacji, Austrii, Włoszech oraz w Polsce.
           Karolina: Konkursy faktycznie nas motywowały, ale myślę, że nie one były naszym nadrzędnym celem. Bardzo dobrze dogadujemy się muzycznie i wspólne granie sprawia nam wielką radość. Wyznaczamy sobie nowe cele, przez cały czas poszerzamy repertuar i staramy się trafiać do coraz większej ilości słuchaczy, aby zainteresować ich muzyką klasyczną. Cieszymy się, że za każdym razem spotykamy się z pozytywnym odbiorem naszych występów przez publiczność.
           Iwo: Sukcesy konkursowe były dla nas bardzo ważne na początku naszej działalności, bo w czasie studiów nie koncertowaliśmy tak często jak teraz, a konkurs mobilizował nas do pracy i do poszerzania repertuaru. Na każdy konkurs trzeba było przygotować co najmniej pół godziny nowego repertuaru. Obecnie rzadko zdarza się, żebyśmy decydowali się na udział w konkursach, ponieważ naszym celem jest koncertowanie i to generuje nowy repertuar.
            Teraz na przykład wiemy, że za pół roku mamy koncert, podczas którego będziemy wykonywać nowo napisany dla nas utwór. W ten sposób nasz repertuar ciągle się poszerza.

           Jestem przekonana, że udział w konkursach miał wpływ na ilość propozycji koncertowych, bo zdarza się często, że ktoś nie znajdzie się w gronie laureatów, a otrzymuje zaproszenie na koncert.
           Iwo: Oczywiście, podobno tak bywa, ale akurat w naszym przypadku wiele koncertów było wynikiem nagród konkursowych. Warto uczestniczyć w konkursach, ponieważ zdobyte narody liczą się do osiągnięć, które skutkują później otrzymaniem stypendiów. Tak było w naszym przypadku. Zarówno Karolina, jak i ja zakupiliśmy instrumenty dzięki otrzymaniu dofinansowania w ramach programu Młoda Polska MKiDN.

           Dobry instrument jest bardzo ważny, bo to nieprawda, że jak ktoś jest świetnym skrzypkiem, to pięknie zagra na każdym instrumencie.
           Karolina: Najlepszy efekt jest wówczas, kiedy bardzo dobry muzyk gra na bardzo dobrym instrumencie. Oczywiście, dobry instrument bardzo pomaga i dla koncertującego muzyka jest koniecznością.
           Iwo: Czasami może się zdarzyć, że instrument z racji swoich niedoskonałości staje się przeszkodą w wykonaniu utworu. Na szczęście od początku działalności naszego zespołu mieliśmy dobre instrumenty.

           Muszę się przyznać, że długo nie doceniałam walorów i możliwości akordeonu, ale aktualnie ten instrument mnie fascynuje. Jednocześnie przekonałam się, że trzeba mieć talent i bardzo dużo pracować, żeby na tym instrumencie grać po mistrzowsku.
           Iwo: Każdy instrument wymaga talentu i pracy, jeżeli chce się grać na nim w sposób mistrzowski. Zwykle akordeon nie jest kojarzony z wykonawstwem muzyki klasycznej. Mistrzowska gra wymaga dużego wkładu pracy. W moim odczuciu dobrze jest uczyć się u wielu pedagogów i Polsce, i za granicą. Dzięki takim doświadczeniom akordeonista może stać się dobrym muzykiem.

           Mówi Pan to z własnego doświadczenia, bo uczył się Pan u wielu pedagogów.
           Iwo: Zdecydowanie i każdy z nich na konkretnym etapie w moim rozwoju był bardzo istotny. Uczęszczając do szkoły podstawowej i gimnazjum, uczyłem się u jednego znakomitego nauczyciela pana Roberta Kuśmierskiego. Później studiowałem w klasie prof. Jerzego Jurka, prof. Jerzego Łukasiewicza, a także u prof. Inakiego Alberdiego w Saragossie. Odbyłem też podyplomowe studia w Hochschule fϋr Musik w Detmold u prof. Grzegorza Stopy. Był to czas, którego nigdy nie zapomnę i odnoszę wrażenie, że wtedy nauczyłem się najwięcej. Otworzyłem się wtedy na muzykę barokową, której wykonawstwa wcześniej się obawiałem. Podczas studiów w kraju i za granicą czułem jak z roku na rok paleta moich możliwości i barw, które jestem w stanie wydobyć z instrumentu, stale się powiększa.

           W Pana przypadku wrażliwość na barwy dźwięku jest bardzo ważna, bo gra Pan ze skrzypaczką.
           Iwo: Bardzo się cieszę, jeśli słyszę słowa, że mój instrument nie brzmiał jak akordeon, bo to oznacza, że idę w dobrym kierunku. Akordeon ma tak towarzyszyć skrzypcom, żeby to brzmiało jak skład instrumentalny, który jest w historii muzyki od zawsze, a nie od ostatnich kilkudziesięciu lat.

           Pani Karolina grając na skrzypcach kontynuuje tradycje rodzinne.
           Karolina: Pochodzę z rodziny muzycznej, mama jest skrzypaczką, tata perkusistą. Brzmienie skrzypiec towarzyszy mi od zawsze. W wieku trzech lat zaczęłam przygodę ze skrzypcami, bo w przypadku tak małego dziecka trudno mówić o nauce, ale rzeczywiście skrzypce były, odkąd pamiętam. Zawsze stanowiły część mojego życia i to jest dla mnie tak naturalne, że nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej.

          Naukę gry na skrzypcach rozpoczęła Pani pod kierunkiem mamy?
          Karolina: Naukę rozpoczęłam wieku 7 lat u prof. Marii Brylanki, która była wówczas koncertmistrzem Orkiestry Teatru Wielkiego. Później uczyłam się dosyć długo, bo do zakończenia studiów, u prof. Andrzeja Gębskiego. Po drodze jeszcze miałam zajęcia z fantastycznymi skrzypkami jak Janusz Wawrowski, Agata Szymczewska czy Maria Machowska. Niewątpliwie najbardziej istotną postacią w moim artystycznym życiu, jest prof. Zakhar Bron, u którego studiowałam w Hochschule fϋr Musik und Tanz w Kolonii oraz pobierałam lekcje podczas różnych kursów.

           Najważniejszym nurtem w Waszej działalności jest muzyka kameralna.
           Iwo: Najczęściej występuję w duetach: z Karoliną, z akordeonistą Hubertem Giziewskim tworzę Harmonium Duo a z pianistą Aleksandrem Krzyżanowskim występujemy z muzyką XIX wieku jako Duet 19:21. Kameralistyka stanowi ważną część mojej działalności, ale w lutym tego roku na przykład miałem solowy występ w Boulder w U.S.A . Odbywał się tam Festiwal Bachowski i obok Koncertu z orkiestrą miałem przyjemność wykonać swoje opracowanie II Walca Mefisto Franciszka Liszta. Ostatnio na Kubie grałem Mazurki Chopina, opracowane na akordeon solo, natomiast Karolina jest cały czas solistką w naszym duecie.
           Karolina: Nasza działalność duetowa jest bardzo wymagająca, bo mamy dużo planów koncertowych i pomysłów na przyszłość do zrealizowania. Najwięcej czasu poświęcamy na przygotowywanie koncertów. Przed tygodniem wróciliśmy z występów w Hawanie, wcześniej przez trzy tygodnie byliśmy w Azji, w październiku 2019 roku graliśmy w Nowym Jorku, a tuż po powrocie wykonywaliśmy z Filharmonią Śląską pod dyrekcją maestro M .J. Błaszczyka Koncert podwójny na skrzypce i akordeon i orkiestrę symfoniczną – Marcina Błażewicza. Ten utwór został napisany dla nas i jest to pierwszy na świecie koncert na taki skład instrumentalny. Wcześniej graliśmy go jeszcze w Filharmonii w Lublinie, Zamościu i z Orkiestrą Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie.
             Iwo: Będąc takim nietypowym duetem musimy mieć dużo ciekawych pomysłów. Nasz repertuar musi być interesujący i różnorodny. Mamy utwory na koncerty kameralne i symfoniczne tzn. na duet z towarzyszeniem orkiestry. Czasami podczas recitali każdy z nas prezentuje utwór na swój instrument solo. Takie utwory można też znaleźć na naszej płycie PREMIÉRE są to kompozycje Bartosza Kowalskiego i Miłosza Bembinowa.

            Długo można wymieniać kraje, w których występowaliście. Pewnie te podróże są fascynujące, ale ciągle żyjecie poza domem, przebywacie w różnych strefach czasowych i klimatycznych.
            Karolina: To prawda, ale jest to naprawdę fascynujące i od wczesnej młodości marzyliśmy, aby to robić. Moim marzeniem, poza tym, żeby wystąpić na wszystkich kontynentach, jest to, żeby często występować w Polsce. Koncerty w Polsce są dla nas bardzo ważne, bo zawsze przyjemnie jest móc się poczuć docenionym w swoim kraju, z którym jesteśmy emocjonalnie związani najbardziej. Cieszymy się, że mamy od czasu do czasu możliwość występowania w filharmoniach, ale nie ukrywam, że chcielibyśmy grać w nich częściej.
            Iwo: Częściej otrzymujemy zaproszenia do występów w renomowanych salach koncertowych w bardzo odległych krajach na świecie niż w Polsce. Dlatego dzisiaj jesteśmy tak szczęśliwi, że będziemy mogli zagrać w Filharmonii Podkarpackiej.

           Chyba po raz pierwszy tutaj wystąpicie.
           Karolina: Tak, jako duet jesteśmy tutaj po raz pierwszy. Ja miałam okazję wystąpić w Filharmonii Podkarpackiej, przy okazji otwarcia Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie.
Bardzo cieszy nas fakt, że od miesiąca wszystkie bilety na nasz koncert w Rzeszowie są już wyprzedane. Podobnie było w sali kameralnej Filharmonii Narodowej w Warszawie. Tam też, ku naszemu zaskoczeniu, sala była w pełni wyprzedana! To zawsze bardzo miłe uczucie.

            Ciekawa jestem, czy jesteście zapraszani do tych samych sal po raz drugi?
            Karolina: Czasem tuż po koncercie zdarzają się ponowne zaproszenia do tej samej sali i chętne je przyjmujemy.
            Iwo: W listopadzie ubiegłego roku wystąpiliśmy po raz pierwszy w Malezji i już za dwa tygodnie wystąpimy tam ponownie. Podczas pierwszego pobytu sale były wypełnione i przyjmowano nas bardzo gorąco.
           Karolina: Dwukrotnie graliśmy już w Bangkoku i w Wietnamie, także dwukrotnie graliśmy z orkiestrą w Niemczech i planujemy kolejny występ. Chcemy wykonać tam tak jak w Rzeszowie, The Hollywood Fantasy Wojciecha Kostrzewy z tym, że będzie to już wersja na skrzypce, akordeon i orkiestrę.

           Macie w repertuarze także utwór Krzysztofa Pendereckiego.
           Karolina: Od początku chcieliśmy mieć w repertuarze utwór prof. Krzysztofa Pendereckiego. W zeszłym roku wreszcie podjęliśmy decyzję, jaki to ma być utwór i wybraliśmy I Sonatę na skrzypce i fortepian. Dokonaliśmy nagrania, które później przesłaliśmy Profesorowi z pytaniem, czy wyraża zgodę, abyśmy tę Sonatę wykonywali w naszym opracowaniu. Otrzymaliśmy zgodę i od tego czasu zagraliśmy ten utwór w Azji, Stanach Zjednoczonych, a miesiąc temu mieliśmy zaszczyt i, to było ogromne przeżycie, wykonać Sonatę w obecności Profesora.
           Iwo: Mieliśmy koncert w Europejskim Centrum Kultury Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach a Profesor Penderecki zaszczycił nas swoją obecnością.
Wykonanie Sonaty przed Mistrzem było dla nas jednym z najważniejszych przeżyć artystycznych.

           W repertuarze macie coraz więcej utworów komponowanych specjalnie dla Was, ale większość programów koncertów wypełniają opracowania. Kto opracowuje te utwory?
           Iwo: Te transkrypcje robię ja i zwykle korzystam z opracowań fortepianowych. Posiłkuję się też często nagraniami orkiestrowymi, żeby przeniesienie na akordeon było czymś więcej, niż tylko „odegraniem” wyciągu fortepianowego. W tym celu czasem też biorę na pulpit partyturę orkiestrową, szczególnie w przypadku utworów Ravela, Masseneta czy Bartoka. Dwa lata temu włączyliśmy do repertuaru Sonatę skrzypcową C. Francka, która jest pięknym, ale obszernym i jednym z trudniejszych dzieł nie tylko dla skrzypka, ale również dla pianisty. Słuchając uważnie tego utworu można się zorientować, że Franck był organistą, a nie pianistą – szczególnie słychać to w III i IV części. Dlatego też to dzieło w opracowaniu na skrzypce i akordeon brzmi bardzo interesująco.
          Karolina: Mamy w repertuarze także sporo dzieł polskich kompozytorów. Większość to utwory, które powstały współcześnie, bo współpracujemy z wieloma kompozytorami z młodszego pokolenia, z Ignacym Zalewskim, Andrzejem Karałowem, Jackiem Sienkiewiczem, Wojtkiem Kostrzewą, jak również profesorami naszej uczelni: Marcinem Błażewiczem, Edwardem Sielickim.
Mamy także w repertuarze transkrypcje utworów kompozytorów polskich, m.in.: Fryderyka Chopina, Grażyny Bacewicz, Aleksandra Zarzyckiego, Ignacego Jana Paderewskiego i będziemy sukcesywnie powiększać liczbę dzieł polskich, mniej znanych kompozytorów, bo jest to wspaniała muzyka, jeszcze dość rzadko wykonywana, a nigdy w tym składzie!

            Szanowni Państwo!
            Koncert Duo Karolina Mikołajczyk & Iwo Jedynecki w sali kameralnej Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie został gorąco przyjęty przez publiczność.
Już teraz wiem, dlaczego Artyści są tak entuzjastycznie przyjmowani i gorąco oklaskiwani we wszystkich salach koncertowych na świecie. Proponują bardzo ciekawe, świetnie opracowane programy i wykonują je pod każdym względem perfekcyjnie.
            Zachwycił mnie już rozpoczynający koncert Mazurek Ignacego Zalewskiego. Cudownie wykonane zostały: Fantazja Koncertowa na tematy z opery „Porgy and Bess” George’a Gershwina, Tańce rumuńskie Beli Bartoka i Suita The Hollywood Fantasy Wojciecha Kostrzewy. Te utwory po prostu porwały publiczność od pierwszych taktów, chociaż zachwycały także piękne wykonania Medytacji z opery „Thais” Julesa Masseneta oraz Tanti Anni Prima i Escualo Astora Piazzolli. Po wykonaniu zaplanowanego programu publiczność domagała się bisów. Karolina Mikołajczyk i Iwo Jedynecki obdarowali nas wspaniałymi kreacjami Oberka Grażyny Bacewicz i W stylu Albeniza Rodiona Szczedrina.
            Po koncercie dostępne były płyty „Premiére” oraz „Cztery pory roku” Astora Piazzolli w wykonaniu Tria w składzie: Karolina Mikołajczyk – skrzypce, Sebastian Uszyński – wiolonczela i Iwo Jedynecki – akordeon. Kto chciał mógł otrzymać autograf i porozmawiać z Artystami.
           To był wspaniały kameralny wieczór.

Zofia Stopińska

Marcin Wyrostek: "Cztery jubileusze w jednym roku to sporo, ale faktyczne tak jest"

           Wielu wspaniałych wrażeń i wzruszeń dostarczył zgromadzonej w komplecie publiczności koncert, który odbył się 14 lutego 2020 r. w Filharmonii Podkarpackiej.
           W roli głównej wystąpił Marcin Wyrostek – wyśmienity akordeonista, zwycięzca drugiej edycji programu „Mam Talent”, laureat ponad 30 konkursów akordeonowych w kraju i za granicą, wykładowca Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. W pierwszej części Artysta wraz ze swoim zespołem wykonali kompozycje Karola Szymanowskiego, Wojciecha Kilara i własny utwór, a ramy tworzyły utwory „Tańce połowieckie” z opery „Kniaź Igor” Aleksandra Borodina i „Tańce węgierskie” Johannesa Brahmsa w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej pod batuta Adama Klocka.
W części drugiej zabrzmiały utwory w opracowaniu na akordeon, zespół i orkiestrę.
          Koncert został bardzo gorąco przyjęty przez publiczność, nie obeszło się bez bisów, a gorące owacje trwały długo.
Przed koncertem pan Marcin Wyrostek znalazł czas na rozmowę i gorąco zapraszam, aby ja Państwo przeczytali.

           Zofia Stopińska: Będąc uczniem szkoły muzycznej i studentem uczestniczył Pan kilka razy w Międzynarodowych Spotkaniach Akordeonowych w Sanoku i tam spotykaliśmy się. Później miałam przyjemność rozmawiać z Panem w Leżajsku po koncercie w ramach Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej, a dzisiaj rozmawiamy przed koncertem w Filharmonii Podkarpackiej, podczas którego większość utworów wykona Pan z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej i sądzę, że lubi Pan w takim składzie występować.
           Marcin Wyrostek: Jest to zawsze duże wyzwanie. Duża ilość muzyków na scenie wpływa mobilizująco, ale są to zawsze bardzo interesujące spotkania i każdy koncert jest dla mnie lekcją muzyki. Z Adamem Klockiem mamy już wspólne doświadczenia, bo to kolejny nasz wspólny koncert, ale każde spotkanie przynosi nam nowe doświadczenia, konfrontowanie i sumowanie naszego programu muzycznego z innym aparatem wykonawczym jest zawsze wspaniałą, ciekawą przygodą. Zawsze marzyłem o koncertach z orkiestrami symfonicznymi w dużych salach filharmonicznych.

            Kto opracowuje utwory na tak duże zespoły wykonawcze?
            - Częściowo ja, a później prawie każdym utworem zajmuje się jeszcze Piotrek Zaufal, basista naszego zespołu, który rozpisuje wszystko w detalach, dbając o każdy szczegół. Uzupełniamy się wzajemnie, bo brakuje mi czasu, abym wszystko sam robił.
            Orkiestra symfoniczna wzbogaca nasze koncerty przede wszystkim o piękne i bardzo ciekawe barwy. Najważniejsze, że to wszystko ze sobą koresponduje, że współpracujemy razem, a do tego dodatkowych inspiracji dostarcza nam publiczność. I tworzy się niepowtarzalna atmosfera w czasie koncertów.

           Zaglądałam na Pana oficjalną stronę internetową i czytając o tradycjach muzycznych w Pana rodzinie, przypomniała mi się historia z dzieciństwa najstarszego brata mojego ojca, który już jako mały chłopiec bardzo interesował się muzyką. Był chyba rok 1898 kiedy mama, czyli moja babcia, pożyczyła mu od prowadzącego karczmę Żyda skrzypce. Stryj sam uczył się na tym instrumencie grać i spędzał z nim każdą wolną chwilę. Nawet pilnując pasących się krów grał na skrzypcach. Zdarzyło się, że położył instrument na trawie i krowa na niego nadepnęła – wiadomo, że ze skrzypiec nie został prawe nic. Po tym zdarzeniu stado krów się pomniejszyło, bo babcia musiała za pożyczone skrzypce zapłacić, a także kupiła synowi nowy dobry instrument, który przetrwał do dziś i często gra na nim moja córka.
           - Mój dziadek sprzedał krowę i kupił mojemu tacie akordeon. To było także dawno temu, ale dzięki temu akordeon w naszej rodzinie się pojawił. Od tego czasu brzmienie akordeonu zawsze towarzyszyło rodzinnym spotkaniom. Tato także zaczął mnie uczyć grać na akordeonie. Później uczyłem się gry na tym instrumencie w szkole muzycznej I i II stopnia w Jeleniej Górze.
Próbowałem także grać na klarnecie, na trąbce i na instrumentach klawiszowych, czasami nawet grałem na organach w kościele, ale akordeon był cały czas moim głównym instrumentem.

           Już podczas nauki w Jeleniej Górze brał Pan udział w konkursach muzycznych.
           - Przeglądałem niedawno różne swoje dokumenty i znalazłem dyplom z pierwszego konkursu, który wygrałem, a był to Dolnośląski Konkurs Muzyki Rozrywkowej w 1992 roku, czyli 28 lat temu.

           Poznaliśmy się w Sanoku, gdzie odbywają się Międzynarodowe Spotkania Akordeonowe. Uczestniczył Pan w tym konkursie kilka razy i otrzymywał Pan nagrody, startując w różnych grupach wiekowych. Ostatni raz był Pan w Sanoku jeszcze jako student Akademii Muzycznej w Katowicach w klasie akordeonu prof. Joachima Pichury.
           - Po raz pierwszy uczestniczyłem w Międzynarodowych Spotkaniach Akordeonowych w 1996 roku, byłem jeszcze uczniem szkoły muzycznej w Jeleniej Górze. Nie wygrałem wtedy w mojej grupie wiekowej, ale to dało mi ogromna motywację, żeby przygotować się jak najlepiej na kolejną edycję. Pamiętam wszystkie wyjazdy do Sanoka, a szczególnie ten ostatni w 2008 roku, kiedy w kategorii rozrywkowej otrzymałem statuetkę „Złoty Akordeon” i główną nagrodę w postaci akordeonu cyfrowego „Roland FR – 7B”.

           Zwyciężał Pan nie tylko w kraju, ale także za granicą.
           - Tak, w tym w Detroit w Stanach Zjednoczonych (2005), Esztergom na Węgrzech (2003), Dunajska Streda na Słowacji (2003) i w tym samym roku wygrałem także w Reinach w Szwajcarii.
           Dzięki licznym konkursom przeżyłem dużo ciekawych przygód, bo każdy z tych wyjazdów był także lekcją życia. Wsiadałem do samochodu lub do samolotu i po prostu leciałem z akordeonem.
           Często podróżowałem z kolegami, którzy również uczestniczyli w konkursach i radziliśmy sobie w różnych sytuacjach. Przy okazji można było spotkać muzyków z całego świata, skonfrontować pewne informacje i umiejętności w grze na instrumencie. Podczas każdego z tych wyjazdów były niezwykle cenne spotkania.

            Od dawna zajmował się także wykonawstwem muzyki rozrywkowej. W 2010 roku miał Pan szczęście grać z Bobbym McFerrinem.
            - Tak, to była przygoda życia. Pomyślałem o niej nawet na początku naszej rozmowy o występach z orkiestrami. Nie znałem wcześniej osobiście Bobby McFerrina. Przed wspólnym koncertem mieliśmy jedną próbę na scenie, która trwała w sumie może 5 minut. Zagraliśmy parę dźwięków i Bobby powiedział: „See you”, i to wszystko, co wydarzyło się na próbie.
           Później na koncercie zaczęła się wielka improwizacja. Niezwykła umiejętność Bobby’ego McFerrina kameralnego grania, słuchania i dopasowania się w każdej sekundzie na scenie, powodowało to, że czuliśmy się, jakbyśmy grali ze sobą od zawsze. To była niesamowita lekcja wspólnego muzykowania, kameralnego grania. Nigdy tego wydarzenia nie zapomnę.

           Zawsze grał Pan w zespole i tych różnych formacji było kilka.
           - Na początku był rodzinny zespół muzyczny Alter, który prowadził tato. Grali w nim tato, ja, siostra i nawet grała ciocia Irena, która była z zawodu lekarką. Braliśmy nawet udział w Konkursie Muzykujących Rodzin w Jeleniej Górze i pamiętam, że ciocia Irena była tak przerażona, że przy schodzeniu ze sceny podczas braw weszła do szafy, w której chowany był fortepian. Bardzo to było zabawne.
           Później, w czasie studiów, grałem w różnych składach kameralnych: duetach, triach, a także większe zespoły z udziałem różnych instrumentów. Grałem także sporo w teatrach... Zebrałem w tym czasie bardzo dużo różnych doświadczeń i spotkałem wielu różnych ciekawych ludzi.
          Od lat działają dwie grupy główne, bo od 15 lat istnieje zespół Coloriage, z Piotrkiem Zaufalem i z Mateuszem Adamczykiem gramy już tak długo. Dołączył do nas Krzysiu Nowakowski, którego także znam już chyba 20 lat z różnych koncertów edukacyjnych dla dzieci – Krzysiu grał na instrumentach perkusyjnych, a ja na akordeonie. Tak powstał kwartet Coloriage.
            Dwa lata później odbył się koncert, podczas którego stworzyliśmy z pianistką Agnieszką Hasse Tango Corazon Quintet, a potem zrobiłem fuzję Coloriage’a z Corazon’em. Do Carazona doszedł basista Piotrek i Mateusz z Coloriage’a, skrzypek, gitarzysta i wokalista.
           Od 10 lat gramy w takim Corazonowym składzie: Marcin Wyrostek – akordeon, Marcin Jajkiewicz – wokal, Mateusz Adamczyk – skrzypce, Daniel Popiałkiewicz – gitara, Agnieszka Hasse-Rendchen – fortepian, Piotr Zaufal – gitara basowa, Krzysztof Nowakowski – instrumenty perkusyjne.

            W tym składzie realizujecie projekty koncertowe i nagrywacie.
            - Powstały różne pomysły i nagraliśmy kilka płyt, m.in. płyta Magia del Tango z tangami Astora Piazzolli, który skomponował te tanga bardzo ciekawie i różnorodnie. Były tanga-fugi oparte na formie imitacyjnej, tanga według powszechnie znanej formy, tanga nazwane „Pory roku” – wiosna, lato, jesień i zima.
Nagraliśmy także płytę „For Alice” z moimi pomysłami muzycznymi, podsumowującymi tangowe doświadczenia bałkańskie. Potem płyta „Polacc”, z muzyka polską zespołu Corazon.

           Dlaczego zespół nazywa się Corazon?
           - Corazon, tłumacząc z hiszpańskiego, znaczy serce, a my gramy po prostu od serca. Cieszę się bardzo, że tak dużo ludzi chce nas słuchać, przychodzi na nasze koncerty i gorąco nas przyjmuje.

           Płyta „Polacc” przeznaczona jest dla szerokiego grona publiczności, ponieważ na tym krążku oprócz kompozycji Pana, Piotra Zaufala i Mateusza Adamczyka znalazły się opracowane przez Was utwory: Witolda Lutosławskiego, Karola Szymanowskiego, Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego, spółki kompozytorsko-autorskiej Tadeusz Nalepa i Bogdan Loebl.
          - Ta płyta ma swoją genezę. Po pierwsze jest rezultatem naszych poszukiwań, które wzięły się stąd, że gramy często koncerty dla publiczności, która przyjeżdża do Polski. Występowaliśmy także w różnych miejscach na świecie, m.in.: Azerbejdżanie, Katarze, na Florydzie, na Wyspach Brytyjskich, w Afryce (Maroko, Egipt).
          Jak jedziemy z koncertem do Paryża, to nie możemy grać muzyki, która tam rozbrzmiewa na co dzień. Przygotowujemy utwór identyfikowany z krajem, w którym występujemy, ale staramy się pokazywać przede wszystkim polską muzykę. Dlatego powstał repertuar oparty na polskich tematach, motywach, pokazujący nasz kraj.
          Tak powstała płyta „Polacc”, która jest bardzo różnorodna, bo każdy z muzyków w naszym zespole jest też trochę inny, bo wywodzimy się z różnych nurtów muzyki; niektórzy z nas długo grali muzykę klasyczną jak Agnieszka, Mateusz to klubowy klezmer, Daniel związany był z jazzem, Piotrek Zaufal, który jest basistą, grał kiedyś w kapeli death metalowej, Krzysia Nowakowskiego interesują różne instrumenty perkusyjne, ale przede wszystkim wibrafon i różne „przeszkadzajki”. Każdy jest ciekawą osobą i każdy coś ciekawego wnosi, i stąd ta płyta jest taka różnorodna.

           Wymienione wcześniej utwory znanych kompozytorów zostały przez Was opracowane.
           - Zostały „przepuszczone przez nasze tryby”. Z niektórych mało co zastało i nawet trudno je od razu rozpoznać, ale „przepuszczamy je” przez naszą wrażliwość, przez nasze pomysły – po prostu po swojemu.

          Dużo koncertujecie i dlatego podziwiam Pana, że jeszcze pracuje Pan w Akademii Muzycznej w Katowicach, bo to obowiązek wymagający systematyczności.
          - Tak, staram się, aby nikt z tego powodu nie ucierpiał. Jestem tam średnio raz na dwa tygodnie. W najbliższy wtorek będę miał zajęcia, potem za dwa tygodnie w środę. Zawsze się staram, aby te zajęcia odbywały się w dniach, kiedy nie mam koncertu. Nie mam na uczelni za dużo zajęć, bo chcę się wywiązywać z moich obowiązków, a poza tym spotkania ze studentami są też bardzo ciekawe i dużo się sam uczę. Dzielę się ze studentami moimi doświadczeniami i wiedzą, a przy okazji obcuję z muzyką klasyczną. Ponieważ prowadzę tam zajęcia z podstaw improwizacji, staram się to robić tak, żeby mogli spojrzeć na grę na akordeonie w inny sposób. Została utworzona również nowa klasa akordeonu, którą prowadzę na wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w naszej Akademii.

           Rok 2020, to dla Was rok jubileuszy.
           - Owszem, cztery jubileusze w jednym roku to sporo, ale faktyczne tak jest, bo:
                   - Świętujemy 25-lecie rodzinnego zespołu Alter;
                   - mija 20 lat od rozpoczęcia pracy artystycznej - 20 lat temu, jak wyjechałem do Katowic na studia, rozpocząłem naukę w legendarnej Akademii Muzycznej w Katowicach to rzuciłem wszelkie inne prace dorywcze, jak: przepisywanie prac, prace na różnych budowach i inne. Postanowiłem związać swoje życie wyłącznie z muzyką i zacząłem grać koncerty wieczorne oraz koncerty dla dzieci, żeby się jakoś utrzymać na studiach;
                  - 15 lat temu powstał zespół Coloriage, czyli główny trzon naszego zespołu;
                  - 10 lat temu skrystalizował się zespół Corazon i wygrałem drugą edycję programu „Mam Talent”. Od tamtego czasu wspólnie pracujemy „pełną parą”.

           Pamiętam, że przez niektóre środowiska Pana udział w programie „Mam Talent” został przyjęty z mieszanymi uczuciami, ale to dzięki niemu poznała i pokochała Pana rzesza ludzi nie interesujących się muzyką klasyczną, a nawet ambitnymi nurtami muzyki rozrywkowej.
           - Mogę powiedzieć, że zgłosiłem się do tego programu „z marszu”. Byłem ciekawy, co się wydarzy. Nie jestem fanem telewizji i nawet nie wiedziałem dokładnie, o czym ten program jest.
Mogłem zagrać i pokazać swoje umiejętności telewidzom i organizatorom programu. Dalej wszystko się samo zweryfikowało.

           Jeśli ktoś będzie chciał świętować te jubileusze, to najlepiej wybrać się na Wasze koncerty jubileuszowe.
           - 10 maja wystąpimy w historycznej sali koncertowej Filharmonii Narodowej w Warszawie.
           - 7 czerwca wystąpimy z koncertem w fenomenalnej sali, siedzibie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach.
           - w listopadzie zapraszamy do Chicago do sali koncertowej Copernicus Center, gdzie zagramy z tamtejszą Orkiestrą Symfoniczną im. Ignacego Jana Paderewskiego, która świętować będzie z nami swój jubileusz 20-lecia. Łączymy dwie celebracje w jeden koncert. Koncert przeniesiony został z 25 kwietnia z powodu pojawienia się koronawirusa.

           Każdy potrzebuje czasu na odpoczynek, na życie prywatne, na realizację swoich pasji. Znajduje Pan na to czas?
           - Znajduję, a w każdym razie staram się jak najwięcej czasu znaleźć. Zawsze raz w tygodniu jeżdżę o 6 rano z synkiem na basen. W góry często wyjeżdżamy z żoną i synkiem. Lubimy chodzić po górach. W ostatni weekend byliśmy na nartach, chociaż staram się bardzo ostrożnie jeździć, żeby coś się nie stało. Często zabieram synka do parku. Jeżdżę czasem na rolkach, bo piłkę definitywnie zostawiłem, gdyż nabawiłem się dwóch kontuzji i postanowiłem już nie ryzykować.
           Jak tylko się uda, to staram się razem z rodziną uciekać z miasta do miejsc, gdzie jest cisza: lasy, góry, gdzie mogę odpocząć od całego zgiełku, bo tak dużo bodźców jest z zewnątrz, że potrzebujemy spokoju i ciszy. Chcemy w tej ciszy spędzić ze sobą czas.
           Jak tylko mam czas rano w domu, to bawimy się z synkiem, zanim odprowadzę go do przedszkola. Zdarza się, że docieramy do przedszkola w okolicach 10 lub nawet 11. Trochę późno, ale często wracam do domu dopiero nad ranem i muszę dłużej pospać. Staram się robić wszystko, aby jak najczęściej być z rodziną.

           Mam nadzieję, że wyjedzie Pan z Rzeszowa zadowolony i zechce Pan tu wrócić .
           - Z wielką przyjemnością przyjadę tu ponownie i to nawet niedługo. Może jeszcze w tym roku uda się wystąpić w Filharmonii Podkarpackiej.

Z Panem Marcinem Wyrostkiem, fenomenalnym akordeonistą i liderem zespołu Corazon rozmawiała Zofia Stopińska w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie.

           

Mój muzyczny dom jest w Wiedniu, ale najbliższy sercu dom jest w Krośnie

           Zapraszam Państwa do przeczytania rozmowy z panią Aleksandrą Szmyd, świetną sopranistką rozpoczynającą karierę, a urodzoną na Podkarpaciu. Artystka zdobywała nagrody w międzynarodowych konkursach pianistycznych i wokalnych. Studiowała w klasie śpiewu w Akademii Muzycznej w Krakowie i w Uniwersytecie Muzycznym w Wiedniu. Uczestniczyła także w wielu kursach prowadzonych m.in. przez Ryszarda Karczykowskiego, Edith Lienbaher, Nielsa Muusa, Petera Edelmana, Hao Jiang Tiana, Massimiliana Muraliego, Bożenę Harasimowicz, Katherinę Chu, Marianne Cornetti, Michaela Sylvestra, Leonarda Catalanotto, Jadwigę Romańską.
          Z panią Aleksandrą Szmyd miałam przyjemność rozmawiać 14 lutego tego roku.

          Zofia Stopińska: Rozmawiamy w Krośnie, pięknym mieście, które z wielu względów jest dla Pani szczególne.
          Aleksandra Szmyd: To jest moje rodzinne miasto, tutaj mieszkają moi rodzice, babcia, dziadzio, również mój brat oraz sporo krewnych i przyjaciół. Jak tylko przyjeżdżam do domu, witają mnie moje psy. Czuję się w Krośnie wspaniale i dlatego jest to także moje ulubione miejsce do śpiewania. Wiem, że przyjdą mnie posłuchać bliscy, których kocham, a krośnieńska publiczność jest wyjątkowo życzliwa.

          Z pewnością w domu rodzinnym w Krośnie są także dobre warunki do pracy.
          - Tak, ale jak trzeba przygotować się do koncertu albo spektaklu operowego to ćwiczę w Wiedniu, bo tam mam swoich pianistów-korepetytorów, z którymi pracuję. Jak pracuję nad repertuarem operowym, to konsultuję się także ze swoimi pedagogami – prof. Ryszardem Karczykowskim w Polsce albo prof. Claudią Visca w Wiedniu.

          Wracając jeszcze do wspomnień z rodzinnego Krosna – tutaj wszystko się zaczęło.
          - Z wielkim sentymentem wspominam ten czas i Szkołę Muzyczną „Pro Musica” Anny i Adama Mϋnzbergerów, Państwową Szkołę Muzyczną przy ulicy Paderewskiego oraz I liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika. Tutaj spędziłam dzieciństwo i młodość, bo tu zdawałam maturę. Bardzo dużo moich kolegów z tamtych lat po ukończeniu szkoły średniej wyjechało z Krosna na studia i większość nie wróciła już do Krosna, ale wszystkie wspomnienia w dzieciństwa i wczesnej młodości wiążą się z tym miastem.

           Z pewnością tutaj wystąpiła Pani po raz pierwszy na scenie. Pamięta Pani ten występ?
           - Oczywiście, że pamiętam, chociaż miałam wtedy cztery latka. To było w RCKP i proszę sobie wyobrazić, że był to zarazem mój pierwszy konkurs wokalny, który wygrałam. Wszystkie moje pierwsze występy odbyły się na tej scenie.

          Wiele zawdzięcza Pani atmosferze rodzinnego domu, w którym przez cały czas rozbrzmiewała muzyka.
           - Nie zapomnę, jak tato kupił syntezator i jak wychodził do pracy, powiedział: „Nie wolno ci tego ruszać, żebyś mi czegoś nie zepsuła”. Zaraz po wyjściu taty biegłam do syntezatora i zaczynałam na nim grać. Tato szybko się zorientował, że nie posłuchałam jego zakazów, ale nie gniewał się, pozwalał mi grać. Wkrótce rodzice kupili mi pianino i w wieku 5 lat posłali mnie do szkoły muzycznej, bo bardzo chciałam uczyć się gry na fortepianie i uczestniczyć w zajęciach wokalnych. Zostałam uczennicą Szkoły Państwa Mϋnzbergerów.

           Po zakończeniu nauki w rodzinnym Krośnie rozpoczęła Pani jednak studia prawnicze.
           - Ponieważ bardzo kochałam muzykę i chciałam kontynuować dalej naukę w tym kierunku. Chciałam jednak równolegle studiować jeszcze inny kierunek. Początkowo chciałam studiować medycynę, ale tak się złożyło, że większość moich przyjaciół ze szkoły zamierzało studiować prawo i za ich namową zaczęłam studia prawnicze, pomimo, że na pierwszym miejscu stawiałam studia muzyczne.

           Ponieważ studiowała Pani prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, stąd studia Muzyczne w Akademii Muzycznej w Krakowie.
           - Rozpoczęłam studia na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie prof. Ryszarda Karczykowskiego i ukończyłam tam licencjat. Później kontynuowałam studia w Uniwersytecie Muzycznym w Wiedniu i tam ukończyłam studia magisterskie.

           To było nie tak dawno.
            - Niedawno, bo skończyłam studia magisterskie rok temu. Natomiast teraz jestem w trakcie studiów podyplomowych, także w Wiedniu na Universität fϋr Musik und Darstellende Kunst.

          W czasie studiów uczestniczyła Pani w konkursach wokalnych i z powodzeniem brała Pani castingach do różnych projektów. Miała Pani dużo szczęścia.
          - Owszem, ale czasami się także nie udawało osiągnąć celu. Pracowałam i pracuję wytrwale, bo wiem, że przez cały czas muszę ciężko pracować, aby się rozwijać i sięgać po nowe wyzwania.
          Nie jest to ani łatwe, ani proste i wiąże się z ogromnym stresem, i wieloma podróżami, ale dzięki temu wiele udało mi się osiągnąć. Potrzebna jest jednak ogromna determinacja i ciągła praca nad głosem.

           Przez wielu znawców Wiedeń uważany jest za europejską stolicę muzyki i jeden z najważniejszych ośrodków muzycznych na świecie. W tym mieście zaśpiewała już Pani kilka pierwszoplanowych ról.
           - Wystąpiłam w partii Zuzanny w operze „Wesele Figara” i to było w ramach Letniej Akademii Filharmoników Wiedeńskich. Oprócz Wiednia występowaliśmy jeszcze w Salzburgu, Grazu i St. Pölten.
           Drugą operą, w której śpiewałam główną i zarazem tytułową rolę, była „Alcina” Georga Friedricha Händla. Także w Wiedniu wykonałam partię Ilii w „Idomeneuszu, królu Krety” Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Te wydarzenia odbyły się w latach 2017-2018, natomiast w ubiegłym roku zadebiutowałam w Theater an der Wien w przedstawieniu „Kandyda” Leonarda Bersteina.
           Ostatnim moim największym osiągnięciem było zwycięstwo w konkursie, dzięki któremu dostałam się do programu telewizyjnego „Bolshaya Opera” w Moskwie, gdzie w różnych odcinkach wykonywałam muzykę operową – od muzyki dawnej po współczesną. Śpiewałam arie z oper m.in. Händla, Mozarta, Belliniego i innych romantycznych twórców, ale był także jeden odcinek z muzyką crossoverową i tam m.in. wykonałam utwór „Never enough” który łączy klasykę i rozrywkę.

           To musiało trwać dość długo. Jak wyglądała praca przy realizacji „Bolshaya Opera” w Moskwie?
           - Spędziłam w Moskwie w sumie dwa miesiące i wróciłam miesiąc temu. Do każdego odcinka mieliśmy dwa dni prób z orkiestrą, później były próby reżyserskie, a następne dwa dni spędzaliśmy w studiu nagraniowym, czyli nagrywaliśmy dwa odcinki.
           Podobny był cykl pracy przed nagraniem kolejnych dwóch odcinków. Nagrania trwały długo, bo od 8 rano zaczynaliśmy od prób, później robiony był makijaż i ubieraliśmy kostiumy itd.
Do hotelu wracałam codziennie o 23 i w następnym dniu rozpoczynaliśmy znowu o 8 rano.
           To były dwa bardzo intensywne miesiące, ale jestem bardzo zadowolona, ponieważ poznałam wielu bardzo sympatycznych ludzi. Nad cały projektem czuwali znakomici artyści: sławna śpiewaczka Ekaterina Semenchuk , słynny reżyser Giancarlo del Monaco oraz znany reżyser z Moskwy Dmitry Bertman, z którym miałam już okazję pracować w Wiedniu podczas przygotowań do „Alciny” Händla.

            Jako jedyna Polka została Pani wybrana do realizacji tego projektu, pewnie trochę trzeba będzie poczekać na efekty, ale z pewnością pojawią się kolejne zaproszenia.
            - Zazwyczaj tak jest, że podczas realizacji projektu poznaje się znanych ludzi i jeżeli spodoba się mój śpiew, jeżeli reżyser zauważy, że jestem zawsze dobrze przygotowana i punktualna, to poleci mnie komuś, a może też zaprosi mnie do kolejnej produkcji. Ważne jest, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.

           W Wiedniu już chyba zadomowiła się Pani na dobre.
           - Tam mieszkam i najczęściej występuję, współpracuję też z letnią Akademią Filharmoników Wiedeńskich, ale jestem także otwarta na różne projekty, bo opiekuje się mną agencja muzyczna, która szuka dla mnie różnych projektów nie tylko w Austrii, ale także w Niemczech i wielu innych krajach.
            Dwukrotnie byłam także w Chinach. Jeden z projektów trwał miesiąc. Pojechałam do Chin z Orkiestrą z Wiednia i śpiewałam hity operowe. Mieliśmy wtedy 28 koncertów w ciągu miesiąca. To wyglądało tak, że pobudka była o 4 rano i jechaliśmy na lotnisko, tak było codziennie. Do hotelu przylatywaliśmy zazwyczaj o 15 i zawsze starałam się godzinę przespać, później szybki prysznic i krótkie przygotowanie do koncertu. O 19 musiałam być już na Sali koncertowej, a kończyliśmy zazwyczaj o 22, później trzeba było jeszcze co najmniej godzinę pozostać, bo Azjaci kochają muzykę operową, chcieli się z nami spotkać, zrobić zdjęcia i porozmawiać. Do hotelu wracaliśmy około godziny 1 w nocy. Po trzech godzinach snu znowu o 4 rano trzeba było wstać i udać się do kolejnego miasta.

           To był niezwykle wyczerpujący, pracowity miesiąc.
           - To był bardzo intensywny miesiąc i jak wróciłam do Wiednia, to spałam tydzień, bo byłam bardzo zmęczona. Nie żałują, bo wszędzie koncertowaliśmy w przepięknych salach – zarówno w Szanghaju, Pekinie, jak i innych miastach.

          Trochę szkoda, że w Polsce występuje Pani dość rzadko. Zapraszana jest Pani do Filharmonii Poznańskiej.
           - Zaśpiewałam teraz trzy koncerty w Poznaniu, które cieszyły się dużym powodzeniem i jestem bardzo zadowolona. Występowałam tam w repertuarze operowo-operetkowym. Niedługo będę śpiewać w Operze Kameralnej w Warszawie. W kwietniu i w maju wystąpię tam w roli Paminy w „Czarodziejskim flecie”. Serdecznie zapraszam.

           Rozmawiamy w Krośnie przed pięknym koncertem, w którym wystąpi grono przyjaciół, pochodzących z Krosna i okolic.
           - To prawda, z Rafałem Tomkiewiczem przyjaźnimy się od dziecka, Tak samo z Alanem Bochnakiem i Ksenią. Z Alanem i Rafałem chodziliśmy razem do Szkoły Muzycznej Państwa Mϋnzbergerów. Znamy się prawie całe życie i jesteśmy muzycznym rodzeństwem. Zawsze jeżeli jest okazja się spotkać i razem wystąpić, to robimy to z wielką radością.

           Jak Pani myśli o domu, to gdzie on się znajduje?
           - W Krośnie – tam gdzie rodzina.

            A w Wiedniu?
            - Tam jest mój muzyczny dom, ale najbliższy sercu dom jest tam, gdzie jest moja rodzina.
Teraz w Wiedniu czuję się już bardzo dobrze, ale nie zawsze tak było. Na początku było mi ciężko, bo byłam tam sama, a rodzina i wszyscy przyjaciele zostali tutaj.
            Miałam takiego dyrektora, który stosował różne techniki, które miały na celu zahartować mnie.
Dla przykładu powiem, że brałam udział w Konkursie Operowym Belvedere i przeszłam etap w Wiedniu i dostałam się do kolejnego etapu w Moskwie.
           W dniu, w którym miałam wylecieć do Moskwy, zadzwonił i powiedział: „Olu, jak polecisz do Moskwy, to ja cię usuwam z projektu „Wesele Figara”. Kilka godzin przed wylotem zjawiłam się u niego z płaczem i zapytałam, dlaczego to robi, przecież wiedział, że mam lecieć do Moskwy.
Odpowiedział: „To jest twoja decyzja, a jak polecisz, to ja usuwam cię z zespołu realizującego tę operę”.
Poleciałam do Moskwy, bo już wszystko miałam załatwione, a w dodatku w komisji zasiadało wiele sławnych osób i zależało mi, aby przed nimi zaśpiewać.
          Przeszłam kolejny etap w Moskwie i otrzymałam telefon od mojego dyrektora, który powiedział mi, że zostawia mnie w zespole „Wesela Figara” i życzy mi powodzenia w Moskwie. Później wyjaśnił mi, że w ten sposób chciał mnie zahartować, bo byłam bardzo delikatną, grzeczną, miłą osobą, a w tej branży trzeba być zahartowanym, bo spotykamy różnych ludzi. Powiedział nawet, że po takiej informacji, wychodząc z gabinetu, powinnam trzasnąć drzwiami. Chciał, żebym pokazała charakter.

            A „Wesele Figara” poczekało.
            - Oczywiście, śpiewałam partę Zuzanny i wszystko udało się pogodzić.

            Dzisiaj występujecie w koncercie charytatywnym.
            - To nie pierwszy taki koncert. Robiliśmy dużo charytatywnych koncertów z Fundacją Jaśka Meli zarówno w Krakowie, jak i w Krośnie. Reżyserował je Rafał Stach i zawsze zbieraliśmy pieniądze na podopiecznych tej Fundacji.
Teraz w potrzebie jest Rafał Tomkiewicz, który zawsze w koncertach brał udział, tym bardziej chcemy mu pomóc.

           Krośnianie usłyszą Panią w bardzo różnorodnym repertuarze.
           - Tak, bo będę śpiewać operę, operetkę i musical. Repertuar jest bardzo różnorodny.

           Na Podkarpaciu nie ma Pani w najbliższych miesiącach planów koncertowych.
           - Nie, ale jak już powiedziałam, w kwietniu i w maju zapraszam do Warszawy. Wiem, że w kwietniu śpiewam spektakle 25 i 25. Zapraszam serdecznie i dziękuje za rozmowę.

Z Aleksandą Szmyd, znakomitą sopranistką młodego pokolenia rozmawiała Zofia Stopińska

Wieczór pełen zachwytów i wzruszeń

            Drugim wspaniałym wydarzeniem IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu, był wspaniały koncert kameralny podczas którego wystąpili: Jarosławianin z urodzenia i Honorowy Obywatel Miasta Jarosławia, znakomity tenor Jacek Ścibor, świetny pianista Paweł Węgrzyn oraz w roli recytatora Kacper Bluczak, uczeń klasy śpiewu Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w tym mieście. Gospodarzem wieczoru był pan Bogusław Pawlak.
            Wieczór wypełniła muzyka naszego stulecia do staropolskich tekstów, a była to kompozycja Dominika Lasoty „Treny na głos i fortepian do słów Jana Kochanowskiego”.
            Sala koncertowa Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu wypełniona była po brzegi publicznością, która z wielką uwagą słuchała wspaniałego wykonania Trenów przez Jacka Ścibora i Pawła Węgrzyna. Swoje miejsce w tym spektaklu znalazła także recytacja XIX Trenu (najdłuższego i zarazem ostatniego) przez Kacpra Bluczaka.
           Długo trwała owacja na stojąco publiczności, która oklaskiwała nie tylko mistrzowskie wykonania, ale także obecnego podczas wykonania kompozytora Dominika Lasotę.

           Oto co powiedział na temat Trenów pan Jacek Ścibor : "Treny na głos i fortepian Dominika Lasoty do słów Jana Kochanowskiego to utwór, który spełnia moje oczekiwania estetyczne. Harmonia, zastosowanie techniki wokalnej, użyte środki kompozytorskie - wszystko to służy temu, aby wiernie przekazać tekst i jego afekt.
Śledząc twórczość zarówno chóralną jak i solową niejednokrotnie przekonałem się, że Dominik dobiera teksty do swojej muzyki w sposób staranny i przemyślany.
           Szuka takich, które niosą zarówno dla Niego samego jak i śpiewaków istotną treść, angażują emocjonalnie twórcę, odtwórcę jak i słuchacza. Zatem dzieła te mają niewątpliwie charakter inkluzywny.
           Niełatwe zadanie muzyczne jakie przed śpiewakiem postawił kompozytor tym razem komplikuje trudność wynikająca z języka prezentacji. Jest to język zdecydowanie archaiczny, staropolski, wymagający nienagannej dykcji.
           Kompozytor poza klasyką potrafi z równym zainteresowaniem wsłuchiwać się w konceptualne kompozycje współczesne, z których być może też czerpie natchnienie oraz wyraz własnej wypowiedzi artystycznej.
Jestem przekonany, że Treny do słów Jana Kochanowskiego to utwór, który może poruszyć, co poniektórych sprowokować do pewnych przemyśleń czy też zachwycić". 


Po zakończeniu koncertu mogłam przez chwilę porozmawiać z panem Dominikiem Lasotą.

           Jak zrodził się pomysł tej kompozycji?
           - Od dawna chciałem napisać utwór dla pana Jacka Ścibora i towarzyszącego mu najczęściej pianisty Pawła Węgrzyna. Szukałem odpowiedniego tekstu i w końcu znalazłem dzieło, którego tematyka skłania do refleksji i medytacji oraz jest idealne do kameralnej formy muzycznej – to cykl Trenów Jana Kochanowskiego. Postanowiłem nieco odświeżyć te XVI-wieczne arcydzieła dając im nową muzykę.
           Podczas komponowania miałem szczęście, bo słuchałem koncertów w wykonaniu panów Jacka Ścibora i Pawła Węgrzyna, stąd poznałem ich preferencje. Rozmawiałem w trakcie komponowania z prof. Jackiem Ściborem i dowiedziałem się, które rejestry wokalne są dla niego najwygodniejsze, jakie techniki śpiewania najbardziej preferuje i mogłem to uwzględnić w tym utworze. Dzięki temu udało mi się skomponować uniwersalny utwór, chociaż pisałem go z myślą o tych wykonawcach.
           „Treny na głos i fortepian do słów Jana Kochanowskiego” powstały w 2015 roku, ale czekały na odpowiedni czas o dobre miejsca do wykonania. Ponadto na przygotowanie tego utworu wykonawcy musieli mieć sporo czasu ze względu na dość duży materiał muzyczny, a po drugie tekst jest staropolski wymagający innej akcentacji sylab i pełen słów, które zostały już wyparte z naszego języka.

          Przed chwilą zakończyła się jarosławska premiera Trenów, ale były one już wykonywane.
          - Tak, prawykonanie tego utworu odbyło się w sali kameralnej Filharmonii Podkarpackiej. To był także bardzo ciekawy koncert, ale okazuje się, że każde wykonanie jest zupełnie inne. Wynika to z pewnością z doświadczenia scenicznego oraz z warunków, które otaczają wykonawców. Przekonałem się, że ma to duży wpływ na wykonanie.

          Dzisiaj wszyscy słuchaliśmy Trenów w wielkim skupieniu i zupełnej ciszy. To było bardzo wymowne.
          - Uważam, że zaplanowanie i zaprogramowanie tego utworu jest moim osobistym sukcesem, natomiast wykonawcy dołożyli wszelkich starań, abyśmy razem z nimi oddychali, smucili się czy radowali słysząc kolejne wykonania Trenów.

           Jestem przekonana, że warto, aby pokazać to dzieło także w innych ośrodkach muzycznych w Polsce.
           - Myślę, że po dwóch niezwykłych, pełnych emocji, doskonale wykonanych koncertach, uda się je powtórzyć jeszcze nie raz.

           Być może po sukcesach Trenów powstaną kolejne wspólne projekty.
           - Mam nadzieję na kolejne koncerty i kolejne utwory. W mojej głowie rodzą się już nowe pomysły, zobaczymy co przyniesie przyszłość.

            Jestem przekonana, że jeszcze nie raz będziemy mieć szczęście słuchać kompozycji Dominika Lasoty, który także urodził się na Podkarpaciu i w Zespole Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie rozpoczynał swą muzyczną drogę, a jednocześnie długo związany był z rzeszowskim Katedralnym Chórem Chłopięco-Męskim „Pueri Cantores Resovienses”.
            Dominik Lasota jest absolwentem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie na dwóch wydziałach: Kompozycji w klasie dr hab. Aleksandra Kościówa, oraz Prowadzenia Zespołów Muzycznych w klasie prof. dr hab. Sławka A. Wróblewskiego i prof. Henryka Wojnarowskiego.
Jest Laureatem ogólnopolskich konkursów kompozytorskich. Dotychczas zostało wykonanych ponad 80 jego utworów. Wiele z nich zarejestrowały i emitowały stacje radiowe i telewizyjne.
            Od maja 2014 roku jest członkiem Koła Młodych Związku Kompozytorów Polskich, a w latach 2015 – 2017 dwukrotnie pełnił funkcję prezesa Koła Naukowo-Artystycznego Wydziału Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki UMFC.
            We wrześniu 2017 roku, w ramach Krajowego Kongresu Federacji „Pueri Cantores”, 1200 chórzystów wraz z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dokonało prawykonania jego hymnu „ Da pacem, Domine”. W 2018 roku Dominik Lasota został wybrany do programu „Muzyka Naszych Czasów” organizowanego przez Stowarzyszenie „Akademia Imienia Krzysztofa Pendereckiego”.
            Od października 2018 roku Dominik Lasota jest asystentem w Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz studentem studiów doktoranckich w zakresie kompozycji w klasie prof. Pawła Łukaszewskiego.

            Kompozytorowi i wykonawcom drugiego koncertu w Ramach IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu gratuluję i dziękuję za wspaniały wieczór oraz życzę wielu wspaniałych sukcesów.

           Kolejny koncert w ramach tego święta muzyki w Jarosławiu odbędzie się 5 marca 2020 roku. Będzie to recital fortepianowy Wojciecha Świtały, który wypełnia utwory Fryderyka Chopina.

Zofia Stopińska

Subskrybuj to źródło RSS