Robert Gierlach na 56. Muzycznym Festiwalu w Łańcucie
Magdalena Schabowska-sopran, Agnieszka Makówka - alt, Tomasz Kuk - tenor, Robert Gierlach - baryton, Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpaniej i Chórem Filharmonii Narodowej dyryguje Massimiliano Caldi Biuro Medialne Muzycznego Festiwalu w Łańcucie

Robert Gierlach na 56. Muzycznym Festiwalu w Łańcucie

Zofia Stopińska : Wśród wykonawców 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie nie brakuje również sławnych artystów urodzonych na Podkarpaciu, lub działających  w Rzeszowie. Nie do przecenienia jest rola Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego, która grała w czasie trzech koncertów. Wśród solistów inaugurującej Festiwal „Gali Gwiazd” znalazł się „nasz” tenor – Paweł Skałuba, natomiast podczas Koncertu Finałowego, w IX Symfonii d-moll op. 125 Ludwiga van Beethovena, zaśpiewał „nasz” baryton Robert Gierlach, z którym rozmawiałam przed koncertem. Pamięta Pan z pewnością młodość spędzoną na Podkarpaciu.

Robert Gierlach : Bardzo miło być znowu w Rzeszowie. Czuję się tutaj jak w domu. Wprawdzie urodziłem się w Sanoku i tam rozpoczynałem naukę muzyki, ale przez sześć lat uczęszczałam do Liceum Muzycznego w tym uroczym mieście, jakim jest Rzeszów. Dzisiaj jestem już po sentymentalnym spacerze, podczas którego podziwiałem jak wspaniale rozwija się to miasto.

Z. S. : W młodości uczył się Pan grać na akordeonie, ale nie został Pan akordeonistą, natomiast ukończył Pan Akademię Muzyczną w Warszawie, w klasie wspaniałego tenora Kazimierza Pustelaka, który także pochodzi z Podkarpacia. Debiutował Pan jako śpiewak w czasie studiów.

R. G. : Akordeonistą nie zostałem, to prawda, ale chcę podkreślić, że tutaj w Rzeszowie, od mojego nauczyciela pana Jerzego Kołodzieja, bardzo dużo się nauczyłem – między innymi: co to jest frazowanie, pokochałam muzykę Johanna Sebastiana Bacha i muzykę epoki baroku oraz innych epok. Później postanowiłem studiować na Wydziale Wokalno – Aktorskim Akademii Muzycznej w Warszawie i przez sześć lat uczył mnie prof. Kazimierz Pustelak, który także pochodzi z Podkarpacia. Dzięki tym wspaniałym pedagogom udawało mi się później osiągać sukcesy na polskich i światowych scenach operowych.

Z. S. : W sposób znaczący przyspieszyły Pana karierę wygrane konkursy wokalne.

R. G. : To prawda. Pomógł mi bardzo Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Viottiego w Vercelli we Włoszech, na którym otrzymałem I nagrodę. Podkreślę, że to ten sam konkurs, który kiedyś wygrał nasz wspaniały bas Bernard Ładysz. Po tym konkursie otrzymałem sporo propozycji z Włoch i udało mi się zaśpiewać m.in. w La Fenice , w La Scali, w Bolonii i jeszcze w kilku wspaniałych teatrach operowych  Włoch. Później zainteresował się mną manager ze Stanów Zjednoczonych i tam przez dziesięć lat jeździłem. Śpiewałem w wielu prestiżowych teatrach operowych oraz salach koncertowych i trudno je w tej  chwili wymienić, bo lista jest naprawdę długa. Nie mogę narzekać – poszczęściło mi się w artystycznym życiu.

Z. S. : W ostatnich sezonach ma Pan także zapełniony kalendarz.

R. G. : Owszem, ale stwierdziłem, że już odbyłem wiele podróże zagranicznych, a lata lecą i dlatego postanowiłem śpiewać przede wszystkim w Polsce. Decyzja ta związana jest także z nowym zobowiązaniem, bo zacząłem uczyć na Wydziale Wokalno – Aktorskim w mojej macierzystej uczelni – teraz to jest Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie. Zapraszam wszystkich zdolnych śpiewaków z Podkarpacia. Może tak jak kiedyś pan prof. Kazimierz Pustelak pomógł mnie, ja będę mógł pomóc jakiemuś „ziomkowi”.

Z. S. : Lubi Pan uczyć?

R. G. : To jest bardzo interesująca praca i bardzo odpowiedzialna. Młodzi ludzie, którzy przychodzą uczyć się śpiewu, mają ogromne nadzieje, wierzą, że mogą gdzieś później zaistnieć, występować i pragną być znanymi śpiewakami. Dlatego na nauczycielu śpiewu spoczywa ogromna odpowiedzialność.

Z. S. : Najczęściej występuje Pan w teatrach operowych, w koncertach muzyki operowej i w repertuarze oratoryjno – kantatowym, ale wiem, że bardzo sobie Pan ceni również współpracę z Filharmonią im. Romualda Traugutta, gdzie najczęściej występuje Pan jako kameralista, śpiewając pieśni.

R. G. : Bardzo lubię występować w formach kameralnych, nawet doktorat pisałem z tej dziedziny, a był to cykl pieśni „Schwanengesang” Franciszka Schuberta, który nagrałam na płytę. Zawsze interesowała mnie muzyka kameralna i faktycznie od wielu lat, każdego roku, występuję na festiwalach pieśni polskiej  i europejskiej, organizowanych przez Filharmonię im. Romualda Traugutta w Warszawie.

Z. S. : Występował Pan kiedyś w ramach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie?

R. G. : Nigdy nie śpiewałem na Festiwalu w Łańcucie, ale często jako uczeń Liceum Muzycznego w Rzeszowie jeździłem na koncerty do Łańcuta lub chodziłem do Filharmonii Rzeszowskiej, bo tutaj także odbywały się festiwalowe koncerty i spektakle. Pamiętam doskonale spektakl „Wesele Figara” w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. To był pierwszy spektakl operowy jaki zobaczyłam w swoim życiu.

Z. S. : Pana żona – Tatiana Hempel-Gierlach jest znakomitą śpiewaczką, pana brat – Wojciech Gierlach to świetny bas – często śpiewacie razem?

R. G. : Ostatnio trochę rzadziej, ale śpiewaliśmy sporo razem. Śpiewaliśmy w tak znanych operach jak „Don Giovanni” w inscenizacji Mariusza Trelińskiego w  Teatrze Wielkim w Warszawie. Ja śpiewałem Don Giovanniego, mój brat śpiewał Leporella. Kto zna tę operę, to wie jak wiele mają wspólnych scen i jak dużo mogą wspólnie grać na scenie. Również występowaliśmy w „Weselu Figara” – Wojtek śpiewał partie Figara, ja śpiewałem Hrabiego, a moja żona kreowała partię Hrabiny, albo Donny Elwiry w „Don Giovannim”. Mieliśmy okazję wiele razy występować rodzinnie.

Z. S. : Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zaśpiewacie w takim rodzinnym składzie na Podkarpaciu – w Rzeszowie, Sanoku lub w Łańcucie.

R. G. : Bardzo chętnie, ale to nie od nas zależy, mam nadzieję, że otrzymamy niedługo zaproszenie i z wielką radością wystąpimy na Podkarpaciu.