Igor Cecocho - mistrz trąbki
Igor Cecocho jest absolwentem Białoruskiej Akademii Muzycznej w Mińsku (klasa trąbki prof. N. Wołkowa). W latach 1979 – 90 był solistą Orkiestry Symfonicznej Teatru Wielkiego w Mińsku, a od 1986 do 1990 roku był także wykładowcą w Białoruskiej Akademii Muzycznej. Jest laureatem kilku konkursów trąbkowych. Od października 1990 roku objął prowadzenie klasy trąbki w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, a od 2006 roku w Akademii Muzycznej w Łodzi. W latach 1992 – 2006 był solistą Filharmonii Wrocławskiej. Prowadzi intensywną działalność solistyczną w kraju i za granicą, grając na trąbkach współczesnych i historycznych. Więcej o Artyście dowiedzą się Państwo czytając rozmowę, którą zarejestrowałam przed koncertem 10 lutego w Filharmonii Podkarpackiej.
Zofia Stopińska : Zagra Pan z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej, którą poprowadzi angielski pianista i dyrygent Ian Hobson, bardzo piękny i stylowy utwór Andrzeja Panufnika.
Igor Cecocho : Zgadza się. Wiadomo, że Andrzej Panufnik połowę swojego życia spędził w Polsce, a później zamieszkał na stałe w Anglii, ale cały koncert się opiera na motywach dawnych tańców polskich. Jestem przekonany, że „Concerto in modo antico” najlepiej pokazuje twórczość tego kompozytora. Bardzo lubię ten utwór i nagrałem go z orkiestrą „Sinfonia Varsovia” dla wydawnictwa Naxos. Teraz moim zadaniem jest propagować ten koncert, bo w Polsce nie jest znany. Nie jest to wprawdzie długi utwór, ale trudny dla solisty, bo partia solowej trąbki napisana jest dość wysoko i ciężko się ją wykonuje na normalnej trąbce. Może dlatego tak rzadko jest grywany.
Z. S. : Wielu melomanów z pewnością się cieszy, że występuje Pan w Rzeszowie po dłuższej nieobecności, bowiem jest Pan artystą bardzo zajętym. Niełatwo jest pogodzić działalność koncertową z pracą pedagogiczną na dwóch uczelniach.
I. C. : Moim głównym miejscem pracy jest Akademia Muzyczna we Wrocławiu i od tego roku akademickiego podjąłem się jeszcze dodatkowych obowiązków – zgodziłem się zostać kierownikiem Katedry Instrumentów Dętych, Perkusji i Akordeonu. Wiąże się to z wieloma obowiązkami – między innymi obecnością na wszystkich egzaminach, muszę myśleć o strategii Katedry, a wiadomo, że czasy są nie najlepsze, ale najbardziej uciążliwa jest dla mnie „papierkowa robota”. Oprócz tego pracuję jeszcze w Akademii Muzycznej w Łodzi jako profesor wizytujący. Mam tam bardzo dobrą klasę i jestem zadowolony z tej współpracy. Nigdy nie myślałem, że tak polubię to miasto, że tak się będzie rozwijało i będę mocno związany z Łodzią. W dziedzinie muzyki wiele także się dzieje we Wrocławiu, chociażby za sprawą Narodowego Forum Muzyki z czterema salami koncertowymi. Jest bardzo piękna sala w Akademii Muzycznej. Fakt, że Wrocław był ostatnio Europejską Stolicą Kultury, bardzo wpłynął na promocję miasta i miejmy nadzieję, że te sale nie będą świeciły pustkami i publiczności w tych salach nie zabraknie. Na razie z dużym wyprzedzeniem trzeba kupować bilety na koncerty do największej wrocławskiej sali koncertowej, która mieści 1800 osób. Coraz więcej jest pięknych sal koncertowych w Polsce, ale nie wszystkie mają dobrą akustykę, a przecież to jest najważniejsze dla wykonawców i odbiorców muzyki klasycznej.
Z. S. : W Rzeszowie na szczęście niewiele wiemy o złej akustyce, ponieważ wszystkie koncerty symfoniczne odbywają się w budynku Filharmonii, w świetnej jeśli chodzi o akustykę sali.
I. C. : W sali Filharmonii Podkarpackiej akustyka jest znakomita. Znam dwie takie dobre sale filharmoniczne w Polsce – w Bydgoszczy i w Rzeszowie. Taka akustyka powinna być wszędzie. Mówią, że w każdej sali można zrobić dobrą akustykę, ale ja w to nie wierzę.
Z. S. : Salę można porównać do instrumentu. Nie wszystkie, robione nawet przez największych mistrzów, brzmią równie wspaniale.
I. C. : Najbardziej obrazowo można to wyjaśnić na przykładzie organów – piszczałkowych, mechanicznych i elektronicznych. W elektronicznych organach mamy dziesiątki tysięcy różnych kombinacji, tysiące głosów, nigdy się nie rozstroją, są wygodne, bo wszystko można regulować, ale nigdy nie zastąpią one dobrego piszczałkowego instrumentu o trakturze mechanicznej. Na szczęście jeszcze nikt nie wymyślił „sztucznej” trąbki. Jest już taki saksofon, który ma tylko prawdziwy ustnik, a reszta to elektronika. Dla mnie to już nie jest sztuka. Uważam, że na instrumentach dętych – dla przykładu na trąbce – grający musi mieć pewne trudności w grze wynikające z oporu powietrza i naturalnego zadęcia. Uważam, że taka gra przynosi satysfakcję zarówno wykonawcy, jak i publiczności Uświadomię Pani, że są różne trąbki. Trąbki naturalne nie mają mechanizmów, podobne są do wojskowych fanfar, gra się tylko na przedęciach. To najstarsze trąbki na których trudno grać, ale w epoce baroku grano wyłącznie na takich trąbkach. Aktualnie używane są w zespołach i orkiestrach grających na instrumentach historycznych. Współcześni trębacze grają muzykę barokową na tzw. trąbkach piccolo – trąbkach D, które są mniejsze od normalnej trąbki i pozwalają grać w wysokim rejestrze. Koncert Panufnika gram na trąbce Es. To jest trąbka o trochę wyższym stroju. Zacząłem przed nagraniem ćwiczyć ten koncert na trąbce C, przypominającej trąbkę B, ale było mi trochę ciężko grać, a ta muzyka wymaga lekkości i dlatego zdecydowałem się na trąbkę Es. To jest krótszy instrument, brzmiący jasno i szlachetnie.
Z. S. : Płyty firmy Naxos, dla której nagrywaliście są dostępne na całym świecie.
I. C. : Potwierdzeniem tego może być fakt, że wkrótce po ukazaniu się płyty, otrzymałem emaila od I trębacza Chicago Symphony Orchestra -- Christophera Martina. Napisał, że kupił moją płytę i uważnie jej wysłuchał - pytał na jakiej trąbce grałem. To było tuż przed europejskim tournée tej orkiestry i koncertem w Warszawie, gdzie także ten utwór został wykonany i kiedy powiedziałem mu zgodnie z prawdą, że na trąbce Es – stwierdził, że wybrał taką samą trąbkę. Usłyszałem jeszcze kilka komplementów na swój temat iraz na temat nagrania i zaprosił mnie na koncert w Warszawie, po którym spotkaliśmy się.
Z. S. : Jeśli już jest mowa o wyborach – Pan wybrał sobie instrument, czy rodzice?
I. C. : Ja wybrałem trąbkę, ale można powiedzieć – niechcący. W ogóle to rozpoczynałem naukę muzyki od gry na skrzypcach, ale nie polubiłem tego instrumentu. Cały czas podobał mi się saksofon i bardzo chciałem na nim grać. Ale przecież mieszkałem na terenie Związku Radzieckiego, gdzie saksofon kojarzony był z jazzem i wszystkim co złe. Dlatego w szkołach muzycznych nie było tego instrumentu. Zaproponowano mi trąbkę i postanowiłem spróbować. Grać na trąbce uczył w tej szkole Josif Zladkin – wspaniały nauczyciel , muzyk i człowiek. Obecnie ma 94 - lata i mieszka w Izraelu. Nauczył mnie dobrze grać na trąbce, ale co najważniejsze „zaraził” mnie miłością do instrumentu i to na całe życie. Zawód muzyka nie jest opłacalny w dzisiejszych czasach, a na wielką, prawdziwą karierę, ma szanse jeden na kilka, może nawet kilkanaście tysięcy muzyków. Mam teraz u siebie w klasie studenta, który pochodzi z rodziny znanych prawników. Od pokoleń wszyscy byli prawnikami i są – on jeden się wyłamał, bo kocha trąbkę. Nieważne było, że ma najwyższe oceny prawie ze wszystkich przedmiotów na świadectwie maturalnym i mógłby studiować na każdej uczelni. Kocha trąbkę i postanowił, że będzie muzykiem. Drugim przykładem jest mój syn, który ukończył fizykę na politechnice i teraz zdał egzamin na pierwszy rok Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na grafikę. Marzył o tym, chodził na lekcje prywatne i zdał egzamin wstępny zdobywając jedną z najwyższych punktacji. Ja też uważam, że trzeba robić to, co się kocha.
Z. S. : Mieszka Pan w Polsce już ponad ćwierć wieku, czuje się Pan Polakiem?
I. C. : Mieszkam w Polsce już 27 lat. Mam polskie obywatelstwo, bo czasy były takie, że nie mogłem mieć dwóch i musiałem wybierać. Powiem teraz o korzeniach – moje babcie to rodowite Polki. Jeden z dziadków był Białorusinem, ale w żyłach drugiego płynęło trochę polskiej krwi. Bliżej nam było do Polaków. Zresztą uważam, że wszystkim Białorusinom bliżej do Polski niż do innych państw. Kilka lat temu zmarł mój ojciec i pojechałem na pogrzeb. Miałem trochę czasu i poszedłem na długi spacer po Mińsku. Rozmawiałem trochę ze znajomymi i dawnymi przyjaciółmi. Jak wróciłem do Wrocławia, uświadomiłem sobie, że tu jest moje miejsce na Ziemi. Tutaj mam rodzinę, dzieci, które już dorosły i czują się Polakami. Były różne okazje, aby córka, czy syn wyjechali za granicę, ale oni nie chcieli, bo czują się Polakami. Podkreślają, że tutaj jest ich miejsce.
Z. S. : Wiem, że lubi Pan Podkarpacie. Zobaczymy się może niedługo?
I. C. : Tak, jeśli przyjedzie Pani do Jasła na Konkurs Młodych Instrumentalistów. Bardzo lubię Jasło i okolice tego miasta. Przez długi czas miałem niedaleko Jasła drewniany, stary ale pięknie odnowiony, wygodny dom. Piękne tereny i wspaniali ludzie wokół. Przyjeżdżaliśmy do tego domu z rodziną i znajomymi. Niestety, musiałem go sprzedać, bo z Wrocławia było daleko i nie było czasu mieszkać w tym domu. Ale nadal twierdzę, że na Podkarpaciu czuję się najlepiej. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale tutaj oddycham pełną piersią.