Jubileusz 70-lecia Średniej Szkoły Muzycznej w Rzeszowie - wspomnienia absolwentów - Małgorzata Bator-Schreiber
Na bazie powołanej w 1953 roku Średniej Szkoły Muzycznej działa Zespół Szkół Muzycznych nr 1 im. Karola Szymanowskiego w Rzeszowie obejmujący: Ogólnokształcącą Szkołę Muzyczną I st., Ogólnokształcącą Szkołę Muzyczną II st. oraz Państwową Szkołę Muzyczną II st.
2 października odbyły się uroczystości jubileuszowe. W Filharmonii Podkarpackiej odbył się piękny i ciekawy koncert prezentujący rozwój szkoły oraz jej uczniów, podczas którego wystąpili uczniowie szkoły I stopnia i II stopnia, wystąpili również pedagodzy – były występy solowe, kameralne, a także zaprezentowały się chóry i orkiestry ze szkoły I i II stopnia. Później odbyło się bardzo miłe „Spotkanie pokoleń” w budynku szkoły.
Był czas na radość z osiągnięć pedagogów i wychowanków, plany na przyszłość i przypomnienia historii szkoły.
Postanowiłam poprosić o krótkie wspomnienia absolwentów tej szkoły, którzy z różnych powodów nie mogli być na uroczystościach jubileuszowych. Dzisiaj zapraszam na pierwsze z nich.
Lata nauki w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia w Rzeszowie wspomina Małgorzata Bator-Schreiber, świetna pianistka i pedagog mieszkająca aktualnie w Hiszpanii.
Garstka osobistych wspomnień ...
Pięć cudownych lat spędzonych w tej szkole (1969 -1974). Pięć lat o ogromnym znaczeniu w moim życiu muzyka.
Wszyscy pedagodzy z wielkim zaangażowaniem przekazywali wiedzę potrzebną dla naszego rozwoju muzycznego i na dalszą zawodową drogę.
Po dyplomie każdy z nas wybrał najlepszą dla siebie ...
Trudno jest mi sobie uświadomić, że od tego czasu minęło już ponad 50 lat!
Z tego ważnego okresu życia pozostały tysiące wspomnień i nieliczne przyjaźnie.
Z radością biegłam po ogólniaku na lekcje do szkoły muzycznej.
A zaczęło się to tak: po egzaminie wstępnym na fortepian nie było mnie na liście do Prof. Florentyny Mirskiej. W sekretariacie powiedziano mi, że zostałam przydzielona do klasy Prof. Marty Czerewko. Jak to, przecież złożyłam podanie ... Poszłam ze łzami w oczach do Prof. Mirskiej, która wyjaśniła mi sytuację: „Przechodzę na emeryturę i nie będę mogła doprowadzić ciebie do dyplomu - zaufaj mi dziecinko, tak jest dla ciebie najlepiej”.
W końcu poszłam na spotkanie z Prof. Czerewko i omówiłyśmy program. Spojrzałam na kartkę z utworami i powiedziałam, że chciałabym grać inne… Prof. Czerewko odpowiedziała spokojnie, że nad tym, co umiem grać, nie potrzebujemy pracować, musimy zająć się tym, czego nie potrafię. To były owocne lata, nauczyłam się bardzo dużo i poznałam inną sferę grania na tym instrumencie.
Do dzisiaj jestem zaprzyjaźniona i w intensywnym kontakcie z Prof. Martą Czerewko.
W marcu 1970 roku odbył się tzw. Konkurs techniczny dla uczniów fortepianu. Musieliśmy grać gamy (w tercjach, sekstach, decymach, równolegle i rozbieżnie) oraz dwie etiudy (jedną na prawą i jedną na lewą rękę). Potraktowałam poważnie to sportowe wyzwanie. Biedni rodzice i sąsiedzi! Godzinami musieli wysłuchiwać całego koła kwintowego w dur i moll ... A na deser były etiudy Czernego! Mnie samej kręciło się już w głowie od tych gam, klawisze zaczęły "dziwnie" unosić się w powietrzu, a moje oczy zezować... Tuż przed występem losowaliśmy gamy do zagrania przed komisją.
Byłam bardzo zaskoczona, kiedy ogłoszono wyniki i otrzymałam II nagrodę! Dopiero pół roku byłam w tej szkole i już należałam do „czołówki”!
Nagrodą była płyta długogrająca Marii Grinberg z utworami Bacha, Beethovena i Schuberta. Moja pierwsza płyta w kolekcji i rodzice musieli kupić, a właściwie zorganizować adapter.
Z ogromną sympatią wspominam zajęcia kameralne z Prof. Marią Kuklą. Wspaniała wiolonczelistka i muzyk. Miałam szczęście grać pod jej okiem w trio fortepianowym w składzie: Krzysztof Głodek - skrzypce i Alek Poplewski - wiolonczela. Krzysiek dojeżdżał z Dębicy, a Alek z Krosna! Ja miałam 5 minut spacerkiem do szkoły i przychodziłam jako ostatnia.
Próby mieliśmy często o godz. 7 rano. Byliśmy trójką „zwariowanych” muzyków. Próby były intensywne, ale nie brakowało zabawnych sytuacji i dużo śmiechu. Cóż to była za radość wspólnego muzykowania! Graliśmy godzinami i ja z tego powodu opuszczałam pierwsze lekcje w ogólniaku. Nigdy więcej nie spotkałam takich partnerów, z którymi mogłam „na jednej fali” interpretować utwory kameralne.
Naszego występu w Łańcucie na Konkursie zespołów kameralnych nie zapomnę do końca życia, z co najmniej dwóch powodów:
1) tego dnia zdawałam ustną maturę z języka polskiego. Zaraz rano poprosiłam nauczycielkę z komisji maturalnej, aby mnie dość wcześnie poproszono na egzamin, bo mam występ na konkursie. Skutek był taki, że zostałam wywołana, jako ostatnia (złośliwie, bo jak mogło być coś ważniejszego dla mnie niż matura). Była już| godzina 14:10. Cały czas patrząc na zegarek, odpowiadałam krótko na pytania komisji. Przesłuchanie w Łańcucie mieliśmy o 15!!!!
2) Mój brat zawiózł nas do Łańcuta (czuliśmy się jak na torze wyścigowym Formuły 1) i wystąpiliśmy, zdobywając 1. nagrodę!
Łańcut,1973
W szkole działała organizacja ZMS (Związek Młodzieży Socjalistycznej). Ja nie należałam do tej organizacji. Któregoś dnia, Prof. Izabela Pajdak, która opiekowała się w tym czasie tą organizacją, zaprosiła mnie na rozmowę. Chodziło o moje wstąpienie do ZMS i objęcie funkcji przewodniczącego! Nie spodziewałam się takiego tematu rozmowy. Właściwie nie miałam ochoty na taką działalność. Rozmowa zakończyła się prośbą o przemyślenie tej propozycji. Przemyślałam i zgodziłam się pod warunkiem, że nie będzie żadnych politycznych szkoleń ani aktywności. Jesteśmy szkołą muzyczną, z której wychodzą przyszli artyści. Głównym zadaniem powinno być organizowanie koncertów, aby zdobywać doświadczenie estradowe. Mój warunek został zaakceptowany. Uczniowie występowali teraz częściej publicznie, nie tylko w audycjach szkolnych.
Również wielką satysfakcję z tej funkcji miałam przy organizowaniu wycieczki na recital Garricka Ohlssona w Katowicach.
W październiku 1970 roku szkoła zorganizowała wyjazd na Międzynarodowy Konkurs Chopinowski w Warszawie. Słuchanie przez kilka dni tylu wspaniałych pianistów w Filharmonii Narodowej było niesamowitym przeżyciem. Byłam zafascynowana grą Garricka Ohlssona.
Dowiedziałam się (był to chyba rok 1972/73), że będzie grał recital w Katowicach ( w Rzeszowie nie było go w planie). W sekretariacie szkoły, w którym była zawsze miła atmosfera, przedstawiłam mój pomysł i zapytałam, czy można liczyć na dofinansowanie tej wycieczki przez szkołę. „Zobaczymy, co się da zrobić. Ale, wy jesteście niepełnoletni i dwóch nauczycieli musi pojechać z wami w roli opiekunów. Z tym nie będzie problemu”.
Udało się wszystko zorganizować i pojechaliśmy całą grupą do Katowic!
Recital był wspaniały i dostarczył nam wielu wrażeń oraz nowych impulsów.
Pamiątka, która nieuszkodzona ma za sobą dziesiątki przeprowadzek! Z koleżankami i kolegami wystąpiłam na tym Jubileuszu (już jako studentka w klasie Prof. Barbary Hesse-Bukowskiej), a następnie wraz z pedagogami wspominaliśmy mile czas spędzony w szkole (do białego rana)!
70 lat istnienia i działalności PSM II stopnia/ZSM, to jest piękny Jubileusz!
To jest historia placówki edukacyjnej, za którą kryją się tysiące osób spełniających różne funkcje i zadania: od woźnego do dyrektora; nauczyciele, którzy niestrudzenie pracowali nad naszym rozwojem. Wchodząc do tej szkoły zawsze czułam, |że my, uczniowie, jesteśmy najważniejsi.
Życzę dalszych osiągnięć w kształceniu utalentowanej młodzieży i sukcesów uczniów i ich pedagogów w koncertach oraz różnych konkursach krajowych i zagranicznych przez co najmniej kolejne 70 lat!
Łączę serdeczne pozdrowienia
Małgorzata Bator-Schreiber