Muzyka kładzie się w ciszy
Spektakl o Zygmuncie Mycielskim
„Kto chce słuchać muzyki, musi najpierw wyczyścić wszystkie hałasy i dopiero wtedy słuchać. Muzyka kładzie się w ciszy, cisza jest gruntem jak białe płótno dla malarza i więcej, bo cisza jest częścią składową muzyki.”
Ten fragment z tomu „Ucieczki z pięciolinii” Zygmunta Mycielskiego (1907-1987), kompozytora i pisarza pochodzącego z Wiśniowej w pow. strzyżowskim na Podkarpaciu, stał się kanwą spektaklu pt. „Muzyka kładzie się w ciszy” obrazującego ostatnie dziesięć lat życia artysty. Prapremiera miała miejsce w poniedziałek 13 stycznia 2020 roku o godz.18.00 w sali koncertowej Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego przy ul. Dąbrowskiego 83 w Rzeszowie.
Spektakl przygotowała Scena Propozycji Uniwersytetu Rzeszowskiego prowadzona przez prof. Janusza Pokrywkę, który jest autorem scenariusza wg tekstów Zygmunta Mycielskiego i Andrzeja Szypuły, zarazem inscenizatorem i scenografem wydarzenia. Reżyseria spoczęła w rękach znanego rzeszowskiego aktora Ryszarda Szeteli, asystent reżysera – Paulina Zając, kostiumy i rekwizyty – Beata Klimkowska, koordynacja działań programowych - Jan Wolski, elektroakustyka i oświetlenie – Radosław Bocheński. W spektaklu grają: Joanna Sitarz, Paulina Zając, Szymon Dorak, Robert Nowak, Jan Wolski. Ważnym dopełnieniem akcji scenicznej stała się muzyka Fryderyka Chopina i Zygmunta Mycielskiego. Realizację spektaklu finansowo wsparli: Uniwersytet Rzeszowski i Towarzystwo im. Zygmunta Mycielskiego w Wiśniowej.
W słowie wstępnym dr Jan Wolski z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Rzeszowskiego mówił, iż akcje w spektaklu mają charakter symboliczny. Scena Propozycji, to scena plastyczna odwołująca się do obrazów malarskich, przemawiająca do wyobraźni za pomocą skromnych rekwizytów, światłocieni, nastrojów malowanych obrazem, słowem, dźwiękiem. Zygmunt Mycielski, to człowiek wielu talentów, który wyrokami historii opuścił rodzinne gniazdo w Wiśniowej, by po śmierci do niej powrócić. Ten kontekst znajduje w spektaklu swoją nostalgiczną realizację, skłaniającą do refleksji współczesnego odbiorcę. To traktat o wolności, która nie uznaje kompromisów, o mądrości, która otwiera horyzonty, o dobroci, która, jak pisał o swym przyjacielu Jarosław Iwaszkiewicz, jest cechą naczelną osobowości kompozytora i pisarza z Wiśniowej. Ta postawa zbliża go do Cypriana Kamila Norwida, jego widzenia spraw Polski i świata. Zygmunt Mycielski jest niedościgłym memuarystą, a jego „Niby-dzienniki” są najdonioślejsze w swej formie gatunkowej.
Spektakl obrazuje dziesięć ostatnich lat życia kompozytora, w których napisał najważniejsze swoje kompozycje muzyczne na głosy, chóry i orkiestrę symfoniczną o charakterze religijnym: „Trzy psalmy”, „Liturgia sacra”, „Fragmenty”. Jest ten niecodzienny spektakl swoistym rachunkiem sumienia artysty chorego na polskość, przypowieścią o losie Polaka na tle historii, trudnej i poplątanej, traktatem filozoficznym stawiającym pytania jak żyć w warunkach trudnych, ekstremalnych, jaka jest istota, sens sztuki i cel jej uprawiania.
„Zabierz moje wspomnienia niech giną w niepamięci zachodzącego słońca”, „codziennie przychodzę z krainy snu jak zapomniany okręt z kotwicą na przylądku dobrej nadziei” – cytuje autor scenariusza we fragmentach kilka moich niby-wierszy. Może są one próbą ponadczasowego porozumienia światów – minionego i obecnego, w którym zmieniają się dekoracje, a człowiek pozostaje zawsze taki sam – „opancerzony pozorami i wychowaniem, ale z nerwami na wierzchu, jak pył na skrzydłach motyla”, jak pisał Zygmunt Mycielski o Chopinie we fragmencie cytowanym w spektaklu.
Wyprawa do Kozłówka koło Wiśniowej za dziecięcych lat, artystyczna atmosfera rodzinnego dworu w Wiśniowej, II wojna światowa, obozy, wysiedlenie po wojnie z Wiśniowej, mały pokoik na Chmielnej w Warszawie, utarczki z władzą komunistyczną, fenomen „Solidarności”, wizyty Jana Pawła II w Polsce – wszystko to znajduje swoją dramatyczną artykulację w scenerii pełnej prostoty i tekstach przejmująco i wyraziście podawanych przez aktorów znakomicie prowadzonych przez wytrawnego reżysera Ryszarda Szetelę. Oszczędna scenografia Janusza Pokrywki, który po raz pierwszy w tym spektaklu nie reżyseruje, przemyślane kostiumy i rekwizyty Beaty Klimkowskiej, precyzyjne oświetlenie Radosława Bocheńskiego dopełniają wrażenia teatru cieni, wzruszającego i zastanawiającego. Zygmunta Mycielskiego trafnie kreuje Szymon Dorak, student Uniwersytetu Rzeszowskiego, a Muzy (jedna z nich recytuje m.in. „Brzezinę” Jarosława Iwaszkiewicza, do której muzykę napisał Zygmunt Mycielski), stąpające boso po scenie niczym po łące o porannej rosie – Joanna Sitarz i Paulina Zając.
Przejmująco brzmią na koniec gorzkie refleksje Zygmunta Mycielskiego wyjęte z jego „Niby-dzienników”: „Ludziom, a zwłaszcza naiwnym Polakom wydaje się, że wystarczy znieść komunizm, ustrój zwany tu socjalizmem, żeby wszystko było bardzo dobre. Że wystarczy przywrócić demokrację, kapitalizm, wolność konkurencji itd., a będzie tu Eldorado. Złudzenia. Świat staje się podobny do ula, z którego wyjęto królową. Pięć miliardów pszczół nie wie, kto ma pracować, kto walczyć, kto żywić, kto robić plastry, a kto zbierać miód.”
„A sztuka? Jaka powinna być sztuka? Sztuka zawsze jest dialogiem z Bogiem. Innej nie ma. Z Bogiem, w którego wierzymy albo nie, którego chwalimy albo z którym jest awantura. A więc jeśli nie Bóg, to kto?” – pyta w spektaklu Zygmunt Mycielski.
Zdmuchnięcie świecy kończy spektakl. Ale nie daje odpowiedzi na pytania - co dalej, jaka przyszłość świata, pojedynczego człowieka, który często nie radzi sobie w tłumie, który go porywa i niesie za niepewny i niewiadomy horyzont zachodzącego słońca.
Andrzej Szypuła