Morze, szumiące, kołyszące szumem fal
Czasami w życiu coś się wydarzy,
dłoń rozpalona drży,
serce wyrusza w krainę marzeń,
cudowne roi sny.
Najlepiej w takich chwilach
nad brzegiem morza iść,
niechaj z falami biegnie
zmęczona myśl.
Tak rozpoczyna się jeden z najpiękniejszych duetów polskiej operetki morskiej pt. „Panna Wodna” Jerzego Lawiny-Świętochowskiego (1906-1946), wystawionej we współpracy z Rzeszowskim Towarzystwem Muzycznym w sali widowiskowej Wojewódzkiego Domu Kultury Rzeszowie w niedzielę 24 września 2017 roku.
Warto dodać, iż prapremiera operetki „Panna Wodna” miała miejsce w Teatrze „8.15” w Warszawie 2 sierpnia 1939 roku, tuż przed II wojną światową i odniosła ogromny sukces. Po wojnie grały ją Operetki w Łodzi, Gdyni, Warszawie, Krakowie, Gliwicach, Poznaniu, Przemyślu, Szczecinie, z dużym powodzeniem.
„Panna Wodna”, to nazwa autentycznego XVII-wiecznego polskiego okrętu wojennego, a także statku polskiej żeglugi w okresie międzywojennym. Skąd wzięła się ta nazwa? W operetce „Panna Wodna” jeden z marynarzy – Andrzej, wybrance swego serca - Mary, tak to tłumaczy: „Był taki młodziak marynarz. Raz w nocy miał wachtę i ujrzał babską zjawę, co łaziła po masztach i linach i uwodziła go ślepiami. Aż go zwiodła. I wpadł morza.”
Ale ta opowieść, to tylko pretekst, by zauroczyć młodą Mary, córkę państwa Town, która z rodzicami udaje się w podróż morską z Hawajów do wytęsknionej Polski, do Gdyni. Jak to zwykle w długich podróżach bywa, w operetce szczególnie, sympatii, flirtów, miłostek nie brakuje, a patriotyczne porywy serc mieszają się z komicznymi, by wszystko skończyło się szczęśliwie! Na końcu morskiej wyprawy trzy pary stają na ślubnym kobiercu.
Młoda, świetnie zapowiadająca się Aleksandra Szymańska w roli Mary zaprezentowała się znakomicie! Aksamitny głos, szeroka fraza, subtelna, wyrazista gra aktorska, dopracowana w szczegółach, zachwyciła publiczność, a towarzyszący jej Jakub Kołodziej w roli marynarza Andrzeja, swego czasu solista Chóru Chłopięco-Męskiego „Pueri Cantores Resovienses” pracującego przy Katedrze Rzeszowskiej, założonego i wiele lat prowadzonego przez świetną chórmistrzynię Urszulę Jeczeń-Biskupską, czarował licznie zebraną publiczność piękną, soczystą barwą głosu, dając świadectwo wielkiego talentu wokalnego, szlifowanego obecnie w klasie ks. prof. Zdzisława Madeja w Akademii Muzycznej w Krakowie.
Kolejna zakochana para, to Natalia Wójcik w roli Molly, przebojowa młoda dama o gołębim sercu i wrażliwej duszy, śpiewająca pełnym głosem i wyrazistym słowem oraz zgrabnie towarzyszący jej Kamil Niemiec w roli marynarza Tadeusza, przekonująco zabiegający o względy uroczej podróżniczki, która podstępem wcieliła się w rolę kuchcika, by popłynąć do Polski. Oboje zaśpiewali uroczy duet pt. „Jutro” w nieco jazzującym stylu, przenosząc nas w klimat międzywojennych kabaretów.
No i jeszcze trzecia zakochana para – to Emilia Jakubiec-Lis w roli Bobulińskiej, organizatorki podróży, która zachwyciła niezwykłym, błyskotliwym talentem aktorskim i nieco przez nią zachęcony do miłosnych wyznań Andrzej Alberski w roli groźnego Kapitana I, wszelako uległego wobec jej niewątpliwych wdzięków.
Niezwykle uroczo zaprezentowali się państwo Town, czyli Stanisława Mikołajczyk-Madej i Andrzej Jasiński, którzy z wielką swadą i rodzicielską troską pełnili role opiekunów młodych dam i zakochanych w nich marynarzy, wnosząc wiele twórczego natchnienia, doświadczenia wokalnego i scenicznego w realizacji całego spektaklu.
Przypisana mi rola Kapitana II też przypadła mi do gustu, bowiem mogłem spokojnie obserwować rozwój wypadków na statku, podziwiając pasję i talent młodości, jak i uroki wieku dojrzałego.
A wszystkim zgrabnie towarzyszył przy fortepianie Janusz Tomecki, wytrawny muzyk, pianista i aranżer, a także, w jednym z utworów, na skrzypcach, Kamil Niemiec.
Z satysfakcją mogę napisać, iż do najnowszej operetki „Panna Wodna”, zrealizowanej w całości przez artystów z Rzeszowa i Podkarpacia, udało się zebrać znakomity zespół wykonawczy, który mógłby być ozdobą niejednego zawodowego teatru muzycznego. Reżyser i autor scenariusza Jerzy Czosnyka dwoił się i troił, by premiera wypadła jak najlepiej, Jadwiga Orzechowska zadbała o sprawy organizacyjne i ciepłą scenografię w morskich klimatach, oświetlenie i nagłośnienie świetne, publiczność zachwycona – czegóż chcieć więcej?
Niewątpliwie zaletą spektaklu jest muzyka. Urocze kompozycje Jerzego Lawiny-Świętochowskiego, ze wspominanym już duetem „Morze”, wzruszają, każą zapomnieć o problemach dnia codziennego, zachęcają, by popłynąć w rajską krainę ułudy, gdzie wszyscy przepadają za sobą, a świat jest jedną wielką, niekończącą się opowieścią o przyjaźni, radości i miłości.
Obok autentycznych arii, duetów i śpiewów zbiorowych, do operetki wkradły się pieśni i piosenki z okresu przedwojennego, które dodają smaku i uroku całemu spektaklowi, jak choćby na początku uroczysty „Hymn do Bałtyku” F. Nowowiejskiego, wzruszające „Serce, to najpiękniejsze słowo świata” I. Dunajewskiego z przedwojennego radzieckiego filmu pt. „Świat się śmieje”, romantyczne tango-serenada „Melodia serc” F. Gordona z operetki „Jacht miłości”, specjalnie napisana przeze mnie aria Towna i „Ach cóż to za romans” czy nastrojowa piosenka „La Paloma”. A wszystko – w świetnym wykonaniu artystów Studia Operowego „Halka” Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie, które po pół wieku niebytu znowu otworzyło swoje podwoje!
Premierę „Panny Wodnej” dofinansowało Miasto Rzeszów i Firma Hartbex Przedsiębiorstwo Budowlane w Rzeszowie, a próbom i przygotowaniom do spektaklu towarzyszyła sympatia wielu miłośników muzyki, opery i operetki.
Teatr muzyczny cieszy się nadal żywym zainteresowaniem publiczności. Także w Rzeszowie. A więc – bawmy się przy dobrej muzyce, nieprzemijających opowieściach o miłości, choćby i na pełnym morzu...
Andrzej Szypuła