Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Decyzję o tym, że będę pianistą, podjąłem w Rzeszowie

          Licznie zgromadzonej publiczności bardzo się podobał koncert, który odbył się 26 kwietnia w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie.
           Orkiestra naszej Filharmonii wystąpiła pod batutą Bartosza Staniszewskiego, studenta dyrygentury z klasy prof. Rafała Jacka Delekty w Akademii Muzycznej w Krakowie. Na koncercie obecni byli znani dyrygenci i pedagodzy, oprócz prof. Rafała Jacka Delekty pracę młodego dyrygenta z orkiestrą pilnie obserwowali także dr hab. Tomasz Chmiel, dr hab. Paweł Przytocki oraz dr hab. Małgorzata Janicka Słysz, prof AM w Krakowie, prorektor tej uczelni, a także wielbicieka twórczości Karola Szymanowskiego. Wnioskuję stąd, że prowadzenie koncertu przez Bartosza Staniszewskiego w Rzeszowie było egzaminem wieńczącym studia dyrygenckie w krakowskiej Akademii Muzycznej.
           Gorąco zostali przyjęci przez publiczność soliści: znakomity pianista Andrzej Pikul, który dwukrotnie bisował, wykonując mazurki Karola Szymanowskiego, a także jego utalentowana studentka Matharyta Kozlovska, która również bisowała.
Pan Andrzej Pikul zgodził się na wywiad i poświęcił mi sporo czasu wieczorem w przeddzień koncertu. Rozmowę rozpoczęłam od pytania o program koncertu.

           Zofia Stopińska: Wieczór rozpoczyna Uwertura do opery „Halka” Stanisława Moniuszki, bo zbliża się 200. rocznica urodzin ojca polskiej opery i w pierwszej części zabrzmi jeszcze IV Symfonia koncertująca op. 60 Karola Szymanowskiego, którą ma Pan w repertuarze od wielu lat.
           Andrzej Pikul: Ten utwór towarzyszy mi od wielu lat. Mój profesor Tadeusz Żmudziński był najwybitniejszym interpretatorem tego dzieła i grał go ponad tysiąc razy na całym świecie. Prawykonanie utworu odbyło się 9 października 1932 roku w Poznaniu pod dyrekcją Grzegorza Fitelberga. Karol Szymanowski wystąpił w roli solisty i odniósł wielki sukces.
          Po raz pierwszy prof. Tadeusz Żmudziński wykonał Symfonię koncertującą Karola Szymanowskiego 15 lat po prawykonaniu, bo w 1947 roku. Kompozytor wówczas już nie żył, ale żyli Grzegorz Fitelberg i prof. Zbigniew Drzewiecki, którzy przez wiele lat byli w stałym kontakcie z Karolem Szymanowskim, a także wielkie skrzypaczki Eugenia Umińska i Irena Dubiska, które wielokrotnie wykonywały dzieła kompozytora. Środowisko muzyczne Szymanowskiego jeszcze istniało i miało  wpływ na kształtowanie się interpretacji Tadeusza Żmudzińskiego, a później i mojej, stąd czuję się kolejnym ogniwem tego łańcucha artystycznego.
          Mój absolwent, pan Marian Sobula i bardzo młody pianista pan Radosław Goździkowski mają ten utwór w repertuarze. Jestem przekonany, że będą kontynuować tradycję i przekażą ją następnemu pokoleniu pianistów.
          Wzór wykonawczy stworzył Tadeusz Żmudziński z Witoldem Rowickim. Profesor opowiadał mi, jak Witold Rowicki tuż przed wejściem na estradę powiedział: „Tadeuszu, dzisiaj gramy zupełnie inaczej”, i tak było.
           Symfonia koncertująca Szymanowskiego daje możliwość różnorodnej interpretacji i jeżeli pianista i dyrygent znają się bardzo dobrze, to mogą sobie na nią pozwolić. Natomiast kiedy gra się ten utwór z młodym, bardzo utalentowanym człowiekiem, który dopiero wkracza w świat muzyki Karola Szymanowskiego, to interpretacja musi być w pewnym sensie akademicka, chociaż jestem przekonany, że pan Bartosz Staniszewski  takżw z czasem stanie się wybitnym kreatorem dzieł Karola Szymanowskiego.

          W drugiej części koncertu usłyszymy także dzieło przeznaczone na fortepian i orkiestrę, a wykonawczynią będzie Pana studentka.
          - Tak, ponieważ pani Marharyta Kozlovska w kwietniu ubiegłego roku została laureatką Ogólnouczelnianego Konkursu „Gram z orkiestrą” i nagrodą był koncert z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej. Pani dyrektor Marcie Wierzbieniec bardzo spodobała się moja propozycja, aby był to koncert z cyklu "Mistrz i uczeń". Stąd po Uwerturze do opery „Halka” Moniuszki, gram Symfonię koncertującą Szymanowskiego, a później młoda pianistka, kończąca w tym roku studia, zagra dzieło o najwyższej randze trudności – Rapsodię na temat Paganiniego op. 43 Sergiusza Rachmaninowa. Jest to zupełnie inny utwór niż koncerty fortepianowe, wymagający innych predyspozycji, a przede wszystkim wielkiej precyzji zarówno od solisty, ale także od orkiestry i dyrygenta.
Na estradzie Filharmonii Podkarpackiej spotykają się różne pokolenia artystów.

          Występował Pan prawie na całym świecie, przez wiele odległych bardzo ważnych ośrodków koncertowych jest Pan zapraszany regularnie. Wiem, że koncertował Pan także w Ameryce Północnej, a jedynym kontynentem, na którym Pan nie występował, jest Afryka.
          - To prawda, występowałem w Ameryce Północnej, ale nie zabiegałem, aby regularnie tam powracać, bo przyznam szczerze, że nie byłem specjalnie ujęty mentalnością amerykańską. Byłem natomiast zachwycony mentalnością mieszkańców Australii i Nowej Zelandii (byłem tam we wrześniu ubiegłego roku). Wróciłem stamtąd naładowany pozytywną energią. Miałem tam bardzo udane koncerty, na wspaniałych fortepianach, ale nie to było najważniejsze. Przekonałem się, że tamtejsze społeczeństwo jest bardzo życzliwe, otwarte i nawet na ulicy nie czuje się różnicy generacji: wszyscy się tak samo wspaniale traktują. Byłem też w kampusach uniwersyteckich i przypomniały mi się moje czasy studenckie, w których był w nas taki sam rodzaj radości życia. Teraz to się trochę zmieniło, a tam jest nadal obecne.
           Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie chcę niczego złego powiedzieć o współczesnej generacji studentów. Moi studenci są wspaniali, ale w takiej elitarnej uczelni, jaką jest akademia muzyczna, zawsze tworzyliśmy o wiele silniejszą wspólnotę niż w innych uczelniach.
           Aktualnie ludzie nie są zainteresowani poznawaniem się. Nawet czasem, kiedy wchodzę do windy i mówię: „Dzień dobry”, nie wszyscy reagują. Jestem przekonany, że nie jest to wynik złego wychowania, a efekt zawrotnego wręcz tempa życia oraz postępu technicznego, który nie tylko ułatwia, ale i zmienia sposób komunikowania się. Telefony komórkowe, SMS-y, e-maile, a często stosowanie nawet pewnego rodzaju pisma obrazkowego - coraz mniej emocji wyraża się słowami, zastępując je emotikonem lub obrazkiem.

          Czy to w jakiś sposób przekłada się na preferencje muzyczne młodych ludzi?
          - Owszem, zauważyłem, że muzyka romantyczna nie jest tak bliska studentom, jak trzydzieści, pięćdziesiąt lat temu czy jeszcze wcześniej. W tamtych czasach, jak młody człowiek chciał coś ważnego powiedzieć swojej wybrance, to musiał bardzo się starać, a teraz wystarczy napisać SMS lub wysłać emotikon.
          Wcześniej bardzo ważne było bezpośrednie obcowanie z sobą, wymiana zdań, a teraz ta wymiana zdań przeszła w sferę wirtualną. Nie jestem przekonany, czy wszystkie emocje można w ten skrótowy sposób przekazać.

           Wracając do Pana podróży artystycznych, które prowadzą we wszystkich kierunkach, regularnie i często bywa Pan w Japonii, a drugim miejscem chętnie odwiedzanym przez Pana jest Ameryka Południowa.
           - To prawda, Japonia była przez pewien czas moją drugą ojczyzną i jest nią nadal. Kilkakrotnie byłem także w Ameryce Południowej, bo interesuje mnie bardzo muzyka tego kontynentu. Od dziecka interesowałem się różnymi kulturami naszego globu i zawsze kultura Ameryki Południowej była dla mnie bardziej interesująca niż Ameryki Północnej. Może jestem w błędzie i jeszcze jest czas na poznanie tego drugiego kontynentu. Może wówczas zmienię zdanie, ale na razie marzę o tym, żeby zagrać w Afryce, bo fascynuje mnie ten kontynent i jest jedynym, na którym nie grałem. Wiem, że tam także rozwija się życie muzyczne i uważam, że można by było coś dobrego zrobić.

           Chcę jeszcze porozmawiać o Pana repertuarze, bo lista utworów z towarzyszeniem orkiestry, kameralnych i solowych, jest w nim bardzo długa i zawiera dzieła od baroku poczynając aż po XXI wiek.
          - Tak, bo w XXI wieku napisano kilka bardzo dobrych utworów. Bardzo lubię zmiany repertuarowe i po okresach, kiedy zajmuję się muzyką współczesną, z jeszcze większym entuzjazmem i nabożeństwem podchodzę do muzyki Fryderyka Chopina.

          Cenią Pana współcześni kompozytorzy, bo lista utworów, które powstały z myślą o Panu jako o pierwszym wykonawcy, jest długa.
          - Najbardziej spektakularnym przykładem jest utwór Krystyny Moszumańskiej-Nazar, która wprost powiedziała, że komponowała go znając moje możliwości pianistyczne i temperament. Tytuł utworu „APigram” może być rozumiany jako nawiązanie do mojego inicjału, ale też może być rozumiany jako parafraza słowa epigram, bo utwór składa się z drobnych epizodów, które możemy nazwać epigramami, ale jest scalony jednym motywem.
          Grałem go na pięciu kontynentach. W Australii i Nowej Zelandii miałem wykłady poświęcone twórczości Krystyny Moszumańskiej-Nazar i pokazywałem tam elementarz notacji muzyki współczesnej, czyli „Bagatele”. Bardzo się to podobało, studenci byli zachwyceni, że po moich objaśnieniach byli w stanie natychmiast niektóre z tych bagatel wykonać. Później prezentowałem także trudniejsze utwory, jak „Konstelacje” czy „APigram” i chcę powiedzieć, że jeżeli utwór jest wartościowy, to bez względu na swoją zawartość robi duże wrażenie.
           Ostatnio często się mówi, że na fortepian mało już można napisać, ale moja studentka Małgorzata Kruczek pochodząca w Rzeszowa, gra wielką, wspaniałą sonatę australijskiego kompozytora Carla Vine’a, który w Polsce prawie nie jest znany, a jego utwory bardzo często są obligatoryjne na konkursach pianistycznych.  Chociażby na przykładzie tego utworu okazuje się, że fortepian ma jeszcze wiele nieodkrytych walorów brzmieniowych, które z fantazją można dobrze wykorzystać w nowych kompozycjach.

           Pana działalność artystyczna i pedagogiczna jest związana z Akademią Muzyczną w Krakowie, w której wcześniej Pan studiował. Od lat prowadzi Pan w tej uczelni klasę fortepianu.
          - Aktualnie moja klasa jest bardzo liczna i studiują u mnie młodzi ludzie z siedmiu różnych krajów. Niedawno mieliśmy wielki wspólny maraton karnawałowy, który odbył się w Krośnie, gdzie wszyscy moi studenci grali utwory solowe, a na zakończenie zaprezentowali się w części bardziej rozrywkowej. Muszę powiedzieć, że byłem dumny, kiedy widziałem ich wszystkich na estradzie równocześnie. Natomiast w tym tygodniu jedna z moich studentek gra w Rzeszowie, inny student w Kaliszu  gra Koncert fortepianowy Szostakowicza, mój włoski student gra w Antoninie na Turnieju Pianistów Stypendystów Zagranicznych, a także trzech innych pojechało na konkursy do Włoch lub do Hiszpanii.I to wszystko dzieje się w tym tygodniu.
          Chcę także podkreślić, że w Akademii Muzycznej w Krakowie w sferze pianistycznej dzieje się bardzo dużo. Wielu znakomitych zagranicznych artystów prowadzi klasy mistrzowskie. Każdego roku mamy także festiwal poświęcony wybranemu tematowi lub regionowi. W tym roku była muzyka skandynawska, a w ubiegłym muzyka południowo-amerykańska, wcześniej hiszpańska, czeska. Uważam, że bardzo ważne w edukacji jest odkrywanie literatury muzycznej regionów, które nie są nam bliskie i ich muzyka nie należy do absolutnych standardów pianistycznych.

           W minionych latach powierzano Panu wiele ważnych funkcji, które Pana absorbowały. Trzeba je było godzić z karierą pianistyczną.
           - Tak, ale w pewnym momencie funkcje przestały mnie interesować. Aktualnie jestem kierownikiem Katedry Fortepianu, jest to raczej funkcja artystyczna niż administracyjna. Niedługo mam zamiar poświęcić się wyłącznie pedagogice, ponieważ mam wspaniałych studentów, którym chcę poświęcić jak najwięcej czasu i myślę, że kiedyś trzeba im oddać pałeczkę.

           Wielu Pana wychowanków z powodzeniem występuje na estradach w Polsce i na świecie.
            - Nie chcę wymieniać nazwisk, aby kogoś nie pominąć, ale są osoby odnoszące bardzo poważne sukcesy na całym świecie i bardzo się z tego cieszę. Nie ukrywam też, że są moimi konkurentami - jestem ofiarą własnego sukcesu pedagogicznego (śmiech).

          Nie powiedzieliśmy o jeszcze jednym ważnym przedsięwzięciu, które powstało z Pana inicjatywy – Letniej Akademii Muzycznej, która będzie miała już chyba 20 lat.
           - Świętowaliśmy jej 20-lecie w roku ubiegłym, a przed nami już 21. edycja. Ta Akademia jest wizytówką naszej Akademii Muzycznej, bo podczas niej prowadzone są klasy wszystkich instrumentów, śpiewu i kompozycji. Niezmiernie cieszy fakt, że tak bardzo dużo osób zgłasza się do naszej Letniej Akademii, bo liczbaletnich kursów jest zawrotna i konkurencja jest olbrzymia, a mimo to mamy co roku około 200 uczestników z całego świata, ze wszystkich kontynentów, również z Afryki.

           Rozmawiając w Rzeszowie, nie możemy pominąć faktu, że urodził się Pan na Podkarpaciu. Pierwsze kroki w dziedzinie muzyki stawiał Pan w Krośnie.
          - Tak, ale decyzję o tym, że będę pianistą, podjąłem właśnie w Rzeszowie, w szkole, która jest obok Filharmonii. Kilka razy udało mi się tutaj zdobyć nagrody na konkursach regionalnych i bardzo pragnąłem zostać pianistą. W tym postanowieniu utwierdziła mnie ostatecznie pani dyrektor Krystyna Matheis-Domaszowska. Chociaż byłem już nastolatkiem,  byłem wtedy jeszcze uczniem trzeciej klasy szkoły muzycznej I stopnia, ponieważ bardzo późno zacząłem grać na fortepianie. Wówczas pani dyrektor Domaszowska stwierdziła, że prezentuję wystarczająco wysoki poziom, aby uczyć się w szkole II stopnia. Z różnych powodów na miejsce dalszego kształcenia wybrałem Kraków, bo dojazdów do dwóch szkół: do liceum w Krośnie i do szkoły muzycznej w Rzeszowie, nie dało się pogodzić. Pianista musi mieć czas na ćwiczenie.

           Trzeba także podkreślić, że miał Pan szczęście do mistrzów.
           - To prawda. Mogę powiedzieć, że kiedy zaczynałem pracę pedagogiczną, twierdziłem, że nie wiem, jak mam uczyć, ale wiem, jak mam nie uczyć. Moi mistrzowie byli z zupełnie innej epoki i dystans pomiędzy mistrzem a uczniem był ogromny. Poza tym byli bardzo wymagający i powiem nawet, że element psychologiczny w pracy pedagogicznej nie odgrywał zbyt wielkiej roli. Uważam, że każdy student jest inny i do każdego staram się stosować inną pedagogikę. Wiele osób dziwi się, że choć grają ten sam utwór, każdy z nich gra go trochę inaczej. Mają grać inaczej, bo każdy z nich jest kimś innym. To nie jest mennica, w której bije się takie same monety, tylko każdy może grać ten sam utwór w nieco inny sposób, zachowując oczywiście wszystkie kanony stylistyczne, które powinien.

           Przykładem wielkiej sympatii i więzi z Pana mistrzami może być do dziś  trwająca relacja z prof. Paulem Badurą-Skodą, w którego mistrzowskiej klasie studiował Pan w Hochschule für Musik w Wiedniu.
          - W ubiegłym roku byłem na jubileuszu Mistrza Paula Badury-Skody, kiedy na swoje 90. urodziny, w Sali Musikverein grał trzy ostatnie sonaty Beethovena. Mam także sporo jego dedykacji. Najcenniejsza jest dla mnie ta, w której nazywa mnie swoim następcą.

           Pełnił Pan także zaszczytną funkcję promotora-laudatora w postępowaniu o nadanie godności doktora honoris causa Maestro Paulowi Badurze-Skodzie.
          - Jako jedyny pianista w historii Akademii Muzycznej w Krakowie Maestro Paul Badura-Skoda otrzymał tę godność. Jest on największym autorytetem na świecie w dziedzinie notacji muzycznej. Napisał kilka książek, bardzo ważnych, o interpretacji dzieł Mozarta, Bacha. Oby zdążył jeszcze napisać książkę o Schubercie.

           Ciekawa jestem, jak Pan przygotowuje się do koncertu. Późnym wieczorem w przeddzień występu zastałam Pana w pracy, a wiem, że wielu artystów w ostatnich dniach przed graniem stara się nie ćwiczyć zbyt intensywnie.
           - Jutro postaram się nie pracować za dużo, ale po dzisiejszej próbie miałem pewne przemyślenia dotyczące głównie problemów agogicznych i postanowiłem je sobie utrwalić, ćwiczyłem ze świadomością tego, co się ma wydarzyć. Moim studentom polecam także pracę intelektualną, polegającą na wyobrażeniu sobie bez instrumentu tego, co ma się zagrać na koncercie, jest to jest bardzo ważne. Wypoczynek i dobra kondycja fizyczna są też istotne, ale lubię powtórzyć sobie utwór i zagrać go sobie w głowie.
           Łączenie pedagogiki, zwłaszcza takiej intensywnej, z działalnością koncertową jest bardzo trudne. To może być, taki „wykręt”, że muszę zająć się uczniem / studentem, a nie sobą. Zajmowanie się kimś innym jest dużo prostsze, niż drążenie siebie samego. Dlatego też zawsze staram się ćwiczyć w godzinach przedpołudniowych, bo nie mam już takich dobrych rezultatów, kiedy wcześniej poświęciłem uwagę innym, a później dopiero sobie.
           Myślę, że w moim życiu pedagogika będzie z czasem coraz bardziej przeważać, ale jeszcze chciałbym poświecić się liryce wokalnej, która zawsze istniała w moim życiu, ale w mniejszym niż bym tego chciał stopniu. Teraz mam propozycje, które bardzo korespondują z moimi potrzebami artystycznymi – nagranie cykli pieśni Schumanna czy pieśni Schuberta. Bardzo mnie to fascynuje.
           Oczywiście nie zamierzam rezygnować z działalności solistycznej. Już za dwa tygodnie mam recital chopinowski w Hiszpanii. W pewnym momencie trzeba dokonać wyboru: którą książkę chcę jeszcze przeczytać, jaki film chcę jeszcze obejrzeć, jakie przyjaźnie chcę kultywować. Jestem w takim momencie życia, że mogę sobie na takie wybory pozwolić;.

           Czekamy na nagrania i koncerty również w Rzeszowie. Dziękuje bardzo za poświęcony czas mnie i czytelnikom Klasyki na Podkarpaciu.
           - Ja również bardzo dziękuje i wszystkich pozdrawiam serdecznie.

Wywiad z panem prof. Andrzejem Pikulem, znakomitym pianistą i pedagogiem został zarejestrowany przez Zofię Stopińską 25 kwietnia 2019 roku w Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie.

Warsztaty z Mistrzami – Tydzień Talentów

12-19 maja 2019 r.

          Majowy Tydzień Talentów to wyjątkowy czas w Kąśnej Dolnej. Centrum Paderewskiego staje się centrum wytężonej pracy warsztatowej i estradą, na której spotykają się przedstawiciele wszystkich pokoleń artystów. Niemal czterdziestoletnia tradycja festiwalu, jego niesłabnąca popularność i renoma co roku przyciągają prawdziwych Mistrzów sztuk muzycznych, na których widok rozpalają się oczy młodych.
          Podczas tegorocznej edycji mistrzowską kadrę stanowią: obdarzona wspaniałym sopranem profesor Akademii Muzycznej w Krakowie Katarzyna Oleś-Blacha, nestor polskiej wiolinistyki, profesor zwyczajny Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie skrzypek Roman Lasocki, brawurowy finalista XVII Konkursu Chopinowskiego maestro Szymon Nehring oraz jeden z najwybitniejszych wiolonczelistów młodego pokolenia profesor Akademii Muzycznej w Gdańsku Marcin Zdunik.

          Festiwal zainauguruje recital wokalny Katarzyny Oleś-Blachy i tenora Krzysztofa Zimnego – laureata Konkursu im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy, który odbędzie się w niedzielę 12 maja w kąśnieńskim Dworze. W programie m.in utwory Moniuszki, Paderewskiego, Karłowicza, Szymanowskiego, Chopina, Donizettiego, Verdiegi i Rachmaninowa. Solistom przy fortepianie towarzyszyć będzie Marta Mołodyńska-Wheeler. Z kolei 15 maja w środę w tarnowskiej Sali Lustrzanej usłyszymy wyróżnionych uczniów tarnowskiego „Muzyka”, którzy wystąpią w tradycyjnym koncercie zatytułowanym Tarnowskie Talenty. Oba muzyczne wieczory, na które wstęp jest bezpłatny, poprowadzi redaktor Anna Woźniakowska.

          Finał festiwalu to recital w wykonaniu mistrzowskiego duetu - Szymon Nehring i Marcin Zdunik wystąpią w niedzielę 19 maja w Sali Koncertowej Stodole w Kąśnej Dolnej w repertuarze utworów Chopina, Strawińskiego i Ravela. Słowo o muzyce wygłosi Jan Popis.

           Bilety w cenie 30 zł można zakupić online lub stacjonarnie w Dworze Paderewskiego od poniedziałku do piątku w godzinach 9.00-15.00.
Początek wszystkich wydarzeń o godzinie 18.00.

Dla tarnowskich melomanów jak zawsze organizujemy transport autkoraowy na koncerty, które odbywają się w Kąśnej. Rezerwacja miejsc w autokarze pod numerem telefonu 14 600 00 16.

Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej jest instytucją kultury Powiatu Tarnowskiego, współprowadzoną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Partnerem Strategicznym Centrum i Patronem Sali Koncertowej jest Grupa Azoty.

Opera "Verbum Nobile" w MOK "Mors" w Dębicy

Dębickie Towarzystwo Muzyczno-Śpiewacze zaprasza na doroczny spektakl uświetniający obchody Święta Narodowego 3 Maja. Na scenie Domu Kultury "Mors" wystawiona zostanie opera "Verbum Nobile" Stanisława Moniuszki do libretta Jana Chęcińskiego.

wykonawcy:
Karolina Pawula, Joanna Zaucha, Tomasz Furman, Grzegorz Rubacha, Jan Michalak, Leopold Stawarz, Józef Wilczyński, Zbigniew Tryka, Alicja Płonka, Sylwia Wojnar, Jan Maślanka, s. Agnieszka Łuszczyńska SBDNP, s. Katarzyna Kłębokowska SBDNP, s. Katarzyna Sikora SBDNP
Orkiestra Zespołu Szkół Muzycznych w Dębicy
Chór Parafii Matki Bożej Anielskiej w Dębicy
Balet Zespołu Pieśni i Tańca "Gryfici", Dzieci z Ochronki Sióstr Służebniczek

kierownictwo muzyczne: Paweł Adamek
reżyseria: Jakub Bulzak
scenografia: Wacław Jałowiec
choreografia: Małgorzata Pikul-Burdzy
kostiumy: Irena Lewicka
realizacja akustyczna: Sergiusz Smolnicki
światło: Piotr Cynar, Krzysztof Czernia

premiera: 3 maja 2019r., godz.18.00,
Dom Kultury Mors
kolejne spektakle: 4-5, 10-12, 17-19 maja 2019, godz.18.00

XVI Święto Paniagi - Chorwacja i Rok Moniuszkowski.

Tradycyjnie już 3 Maja w Rzeszowie obchodzone jest Święto Paniagi - czyli ulicy 3 Maja, dawnej ulicy Pańskiej. Tematem przewodnim tegorocznej, XVI edycji Święta jest Chorwacja i miasto Split - miasto partnerskie Rzeszowa oraz Rok Moniuszkowski.

GALERIA FOTOGRAFII MIASTA RZESZOWA, ul. 3 Maja 9 (11:00-17:00)
„Chorwacja – natura, kultura, dziedzictwo” - wystawa plenerowa przed budynkiem
Wystawa prezentująca zarówno piękno chorwackiej natury jak i bogactwo kulturowego dziedzictwa tego kraju. Na fotografiach Bogdana Szczupaja będzie można podziwiać monumentalną urodę wodospadów Krka czy dzikich plaż na bezludnych wyspach, takich jak leżący w pobliżu Korčuli, Proizd, ale także odkrywać wyjątkowe zabytki bogatej historycznej przeszłości Dalmacji. Jej ślady znaleźć możemy nie tylko w partnerskim mieście Rzeszowa – Splicie, u wybrzeży którego dominuje wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO pałac rzymskiego cesarza Dioklecjana, ale także w innych miastach i miasteczkach Dalmacji – zarówno tych na lądzie jak i na okolicznych wyspach.

I LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE im. Stanisława Konarskiego, ul. 3 Maja 15 (12:00-17:00)
"Chorwacja w Monarchii Austro-Węgierskiej (mały słownik polsko-chorwacki (serbsko-chorwacki)" - wystawa w sali 22
"I Liceum Ogólnokształcące" - wystawa w korytarzu prowadzącym na małe podwórko

SCENA NA RZESZOWSKIM RYNKU

Koncert finałowy w ramach Roku Moniuszkowskiego, godz. 19:00

"Straszny dwór - opera w przekroju"

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej ;  dyrygent: Marta Kluczyńska ; inscenizacja: Ryszard Cieśla ; proj. multimedialne: Jan Piziak ; soliści: studenci i absolwenci Wydziału Wokalno-Aktorskiego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina ; zespół wokalny: studenci Wydziału Wokalno-Aktorskiego i artyści Chóru Filharmonii Narodowej

Raul Koczalski - String Concertos

           W ostatnich latach zarówno muzycy, jak i wydawcy płyt z muzyką klasyczną starają się polecać melomanom nagrania utworów, które na estradach koncertowych wykonywane są bardzo rzadko, a czasami bywa tak, że pierwsze wykonania po latach zbiegają się ze światową premierą fonograficzną.
           Wielkie zasługi dla utrwalania utworów kompozytorów polskich, szczególnie tych mało znanych lub odnalezionych po latach, a także współczesnych, ma polskie wydawnictwo fonograficzne Acte Préalable, założone przez Jana Jarnickiego, które sprawuje także mecenat nad młodymi wykonawcami i kompozytorami.
          Chcę Państwu polecić płyty z bardzo interesującymi nagraniami utworów Raula Koczalskiego, polskiego pianisty i kompozytora żyjącego na przełomie XIX i XX wieku, który znany jest przede wszystkim jako fenomenalny pianista, natomiast jego spory dorobek kompozytorski nie był prezentowany na scenach. Raul Koczalski debiutował w Warszawie i Rydze w 1888 roku, rozpoczynając karierę „cudownego dziecka”. Komponował także od wczesnego dzieciństwa, ale większość utworów z tego okresu zniszczył. Zachował się późniejszy, bardzo różnorodny dorobek kompozytorski Raula Koczalskiego, od symfonii i koncertów poczynając poprzez dzieła kameralne, aż po pieśni.
           Prezentację rozpocznę od krążka „Raul Koczalski – String Concertos: Violin & Cello”. Utwory zostały zarejestrowane pod koniec listopada w Filharmonii Lubelskiej im. Henryka Wieniawskiego.
Solistami są wirtuozi reprezentujący młodsze pokolenie wiolinistów: skrzypaczka Agnieszka Marucha i wiolonczelista Łukasz Tudzierz, a Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii im. Henryka Wieniawskiego w Lublinie dyryguje Wojciech Rodek.
Utwory zamieszczone na płycie zostały utrwalone po raz pierwszy w dziejach światowej fonografii.

          Krążek rozpoczyna trzyczęściowy Koncert skrzypcowy A-dur op. 84. Kompozytor nie przewidział w tym utworze zbyt wielu elementów popisowych dla solisty, ale to wcale nie oznacza, że partia skrzypiec jest łatwa, a wręcz przeciwnie. Solowe skrzypce muszą się zmierzyć z wielką orkiestrą, dużo jest (szczególnie w części środkowej) zmian dynamicznych, metrum i tonacji, a trochę więcej wirtuozowskich elementów jedynie w części finałowej, w której wyraźnie słychać rytm poloneza.
          Do wykonania partii solowej w tym koncercie zaproszona została Agnieszka Marucha, znakomita skrzypaczka i kameralistka, wychowanka prof. Mirosława Ławrynowicza w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina oraz prof. Moniki Urbaniak-Lisik w Hochschüle der Künste w Bernie. Artystka, oprócz działalności koncertowej, jest także cenionym pedagogiem i prowadzi klasę skrzypiec oraz klasę kameralną w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie – jest doktorem habilitowanym, adiunktem tej uczelni.
          Talent i doświadczenie Artystki przełożyły się w wykonaniu tego dzieła na szlachetną i niezwykłej urody barwę dźwięku solowych skrzypiec we wszystkich rejestrach. Pewnie dlatego solowy instrument brzmi zdecydowanie i wyraźnie zarówno na tle całej orkiestry, jak i w dialogach z grupami instrumentów smyczkowych oraz dętych.
Należy także podkreślić doskonałą współpracę solistki z orkiestrą i dyrygentem, co sprawia, że po pierwszym wysłuchaniu Koncertu skrzypcowego A-dur op. 84 Raula Koczalskiego z przyjemnością sięgamy po płytę po raz drugi, trzeci i kolejne.

           Drugim utworem zamieszczonym na płycie jest Koncert wiolonczelowy h-moll op. 85 , który, podobnie jak Koncert skrzypcowy A-dur, składa się z trzech części i także instrumentowi solowemu towarzyszy duży skład orkiestry. W przeciwieństwie do poprzedniego utworu, kompozytor pozwala soliście na wirtuozowski popis i wykorzystuje szerokie możliwości brzmieniowe wiolonczeli.
          Wykonawcą partii solowych jest Łukasz Tudzierz, wiolonczelista urodzony i wykształcony na Śląsku, absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach, który swoje umiejętności doskonalił na licznych kursach mistrzowskich.
Łukasz Tudzierz jest nie tylko świetnym solistą, ale także bardzo doświadczonym kameralistą, a zasług tego artysty w przywracaniu do życia zapomnianych dzieł polskich twórców nie da się przecenić.
          Artysta w pełni wykorzystał możliwości popisu, jakie daje mu partia solowa w Koncercie wiolonczelowym h-moll op. 85 Raula Koczalskiego, oraz współpraca z bardzo dobrą orkiestrą prowadzoną przez świetnego dyrygenta, obdarzonego wielką wrażliwością.
Mam nadzieję, że dzięki tej płycie dwa bardzo wartościowe, piękne i bardzo przystępne w odbiorze dzieła Raula Koczalskiego będą wykonywane nie tylko na polskich estradach filharmonicznych.
Gorąco Państwu polecam tę płytę.

Zofia Stopińska

Raul Koczalski (1885-1948)
String Concertos
New Release
AP0504 , DDD - TT: 47'43"
Copyright (R)2018, (C)20 XII 2018
World Premiere Recording

1. Violin Concerto in A major op. 84
2. Cello Concerto in B minor op. 85

Marucha Agnieszka, violin
Tudzierz Łukasz, cello
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Lubelskiej im. Henryka Wieniawskiego,
Rodek Wojciech, conductor

booklet: Karol Rzepecki (Polish, English)

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu "Muzyczny ślad" realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca.

Filharmonia Podkarpacka w 200. Rocznicę Urodzin Stanisława Moniuszki

UROCZYSTY KONCERT MONIUSZKOWSKI w 200. Rocznicę Urodzin Kompozytora

5 maja 2019r., godz.19.00 sala koncertowa Filharmonii Podkarpackiej

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
SŁAWOMIR CHRZANOWSKI - dyrygent
oraz
Laureaci III Międzynarodowego Konkursu Wokalnego ARS ET GLORIA 2019
JUSTYNA BUJAK - sopran
ROKSANA WARDENGA -mezzosopran
PIOTR BROŻEK - tenor
DAVID ROY -baryton
JAKUB SZMIDT - bas
ks. PAWEŁ SOBIERAJSKI - konferansjer

W programie:
St. Moniuszko - Uwertura do opery "Verbum nobile"
St. Moniuszko - Znaszli ten kraj
St. Moniuszko - Krakowiaczek
St. Moniuszko - Aria Zuzi Stacho odjeżdża; Jak tu ująć żal z opery "Verbum nobile"
St. Moniuszko - Aria Stanisława Nakaż, niech ożywcze słonko z opery "Verbum nobile"
St. Moniuszko - Dumka Zosi Okropny ten poranek... Ach, ty może z opery "Flis"
St. Moniuszko - Aria Kazimierza Od twojej woli z I aktu opery "Hrabina"
St. Moniuszko - Aria Halki Ha, dzieciątko... O mój maleńki z IV aktu opery "Halka"
St. Moniuszko - Tańce góralskie z III aktu opery "Halka"
St. Moniuszko - Aria Jadwigi Biegnie słuchać z II aktu opery "Straszny dwór"
St. Moniuszko - Aria Stefana Cisza dookoła z III aktu opery "Straszny dwór"
St. Moniuszko - Aria Skołuby Ten zegar stary z III opery "Straszny dwór"
St. Moniuszko - Aria Miecznika Kto z mych dziewek z II aktu opery "Straszny dwór"

UROCZYSTY KONCERT MONIUSZKOWSKI w 200. Rocznicę Urodzin Kompozytora

5 maja 2019 r. , godz.19.00, sala koncertowa Filharmonii Podkarpackiej

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
SŁAWOMIR CHRZANOWSKI - dyrygent
oraz
Laureaci III Międzynarodowego Konkursu Wokalnego ARS ET GLORIA 2019
JUSTYNA BUJAK - sopran
ROKSANA WARDENGA -mezzosopran
PIOTR BROŻEK - tenor
DAVID ROY -baryton
JAKUB SZMIDT - bas
ks. PAWEŁ SOBIERAJSKI - konferansjer

W programie:
St. Moniuszko - Uwertura do opery "Verbum nobile"
St. Moniuszko - Znaszli ten kraj
St. Moniuszko - Krakowiaczek
St. Moniuszko - Aria Zuzi Stacho odjeżdża; Jak tu ująć żal z opery "Verbum nobile"
St. Moniuszko - Aria Stanisława Nakaż, niech ożywcze słonko z opery "Verbum nobile"
St. Moniuszko - Dumka Zosi Okropny ten poranek... Ach, ty może z opery "Flis"
St. Moniuszko - Aria Kazimierza Od twojej woli z I aktu opery "Hrabina"
St. Moniuszko - Aria Halki Ha, dzieciątko... O mój maleńki z IV aktu opery "Halka"
St. Moniuszko - Tańce góralskie z III aktu opery "Halka"
St. Moniuszko - Aria Jadwigi Biegnie słuchać z II aktu opery "Straszny dwór"
St. Moniuszko - Aria Stefana Cisza dookoła z III aktu opery "Straszny dwór"
St. Moniuszko - Aria Skołuby Ten zegar stary z III opery "Straszny dwór"
St. Moniuszko - Aria Miecznika Kto z mych dziewek z II aktu opery "Straszny dwór"

Duet "MagDuś" - Koncert w Przemyślu

Towarzystwo Muzyczne w Przemyślu zaprasza na koncert wyjątkowego i ekscytującego duetu "MagDuś" w ramach 11. Wiosennych Kursów Mistrzowskich w Przemyślu

28 kwietnia 2019 godz. 18:30
Sala Lustrzana, ZPSM im. A. Malawskiego, Juliusza Słowackiego 91, 37-720 Przemyśl, Polska

wystąpią:
Bartłomiej Duś - saksofon
Magdalena Duś - fortepian

w programie:
C. Debussy - Suite Bergamasque: Preludium
C. Debussy - Rhapsodie
W. Allbright - Sonata
S. Prokofiev - Suita Romeo and Juliette

wstęp wolny

Wiosenne Kursy Muzyczne w Przemyślu - Koncert Duetu "MagDuś"

          Towarzystwo Muzyczne w Przemyślu zaprasza na koncert wyjątkowego i ekscytującego duetu "MagDuś" w ramach 11. Wiosennych Kursów Mistrzowskich w Przemyślu

wystąpią:
Bartłomiej Duś - saksofon
Magdalena Duś - fortepian

w programie:
C. Debussy - Suite Bergamasque: Preludium
C. Debussy - Rhapsodie
W. Allbright - Sonata
S. Prokofiev - Suita Romeo and Juliette

28 kwietnia 2019 godz. 18:30
Sala Lustrzana, ZPSM im. A. Malawskiego, Juliusza Słowackiego 91, 37-720 Przemyśl, Polska


wstęp wolny

XX LAT DĘBICKICH OPER

           Dębickie Towarzystwo Muzyczno-Śpiewacze przygotowuje spektakl uświetniający obchody Święta Narodowego 3 Maja. Na scenie Domu Kultury „Mors” w Dębicy wystawiona zostanie opera „Verbum NobileStanisława Moniuszki do libretta Jana Chęcińskiego.
          Trzeba także podkreślić, że będzie to już 20-ty spektakl przygotowany przez pasjonatów sztuki operowej w Dębicy. Inicjatorem i kierownikiem muzycznym tych wszystkich wydarzeń jest dyrygent, animator kultury i pedagog pan Paweł Adamek, z którym wspominać będziemy spektakle, które się odbyły i przybliżymy tegoroczne jubileuszowe spektakle.

          Zofia Stopińska: Kiedy dowiedzieliśmy się, że przystępuje Pan do realizacji spektaklu operowego w Dębicy, a wykonawcami będę miejscowe amatorskie zespoły, wielu sądziło, że to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie.
           Paweł Adamek: W 2000 roku postanowiliśmy uczcić Rok Jubileuszowy szczególnym wydarzeniem kulturalnym w Dębicy i spróbowaliśmy swoich sił przygotowując spektakl operowy Stanisława Moniuszki. Znając dobrze repertuar operowy tego kompozytora, pomyślałem o jednoaktówce „Verbum Nobile”, ponieważ byłem przekonany, że możemy się zmierzyć z tym dziełem.
          Oczywiście działaliśmy z dużym wyprzedzeniem i przygotowania trwały prawie dwa lata, a nasz wysiłek zakończył się sukcesem.
Przystępując do realizacji „Verbum Nobile” w 2000 roku, myślałem o jednorazowym wydarzeniu, ale okazało się, że spektakl bardzo się spodobał i miejscowe środowisko oczekuje na następne, a zespoły i soliści, którzy ze mną współpracowali, chętnie podejmą się realizacji kolejnych oper.
          Wystawiliśmy kilka oper Stanisława Moniuszki, bo to była dla nas przystępna muzyka i materiały nutowe były łatwo dostępne. Jak się skończył repertuar Moniuszki, zastanawialiśmy się, co dalej i mobilizowany przez środowisko artystyczne Dębicy – moje chóry, orkiestrę, kolegów, pomyślałem o dziełach z repertuaru światowego i wystawiliśmy wspólnymi siłami takie opery, jak: „Nabucco”, „Carmen”, „Napój miłosny”, „Wesele Figara”, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej wystawiliśmy wodewil „Krakowiacy i Górale”, sięgnęliśmy także po „Zemstę nietoperza” i w ubiegłym roku po „Skrzypka na dachu”.
          Na nasze dwudziestolecie, a przede wszystkim na „Rok Moniuszkowski” i 200. rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki, postanowiliśmy wystawić operę, którą rozpoczęliśmy naszą działalność. Będzie to opera „Verbum Nobile” w nowej inscenizacji, scenografii i obsadzie.

          Powiedział Pan, że opera „Verbum Nobile” wydawała się Panu dobra na inaugurację tej działalności, ale to wcale nie jest łatwe dzieło, a jedna z najpopularniejszych arii „Dam ci ptaszka, jakich mało” stanowi wielkie wyzwanie dla większości barytonów.
          - W tej operze Stanisław Moniuszko nie przewidział w partiach solowych tenora, a jedynie dwa barytony, dwa basy i jeden sopran. Muzyka tego kompozytora jest piękna, ale niektóre partie solowe oraz orkiestrowe są bardzo trudne do wykonania. Muzycy zawodowi często niezbyt chętnie przystępują do grania oper Stanisława Moniuszki, ale my pracowaliśmy zawsze bardzo długo i staraliśmy się dobrze przygotować każdy szczegół. Tak samo jest tym razem, orkiestra i chór są dobrze przygotowane, a soliści również poradzili sobie ze swoimi rolami.
          Rozbudowaliśmy trochę tę operę, bo chcieliśmy z okazji 20-lecia także wprowadzić na scenę solistów, którzy z nami przez ten czas współpracowali. Dlatego zostały dopisane dodatkowe role, których nie ma w partyturze: pojawi się cioteczka Zuzi, pojawi się guwernantka, która będzie uczyła dzieci. Do libretta Chęcińskiego dodaliśmy regułę bł. Edmunda Bojanowskiego dotyczącą ochronek Sióstr Służebniczek i na scenie pojawią się prawdziwe siostry zakonne, które prowadzą ochronkę oraz dzieci, którymi się opiekują, a Serwacy przekaże im część swego dobytku w postaci domu na ochronkę dla tych dzieci. W ten sposób chcemy podkreślić działalność dębickich Sióstr Służebniczek. W naszym mieście znajduje się Dom Generalny, który jest siedzibą Przełożonej Generalnej i jej Rady.
Pokażemy, jak powstawały ochronki Sióstr Służebniczek.

          Rozszerzenie libretta nie zmienia go w istotny sposób.
          - Oczywiście, wręcz wzbogacają je. Wiadomo, że „Verbum Nobile” jest operą jednoaktową i czas trwania opery nie przekracza 60 minut i dlatego trochę ją rozbudowaliśmy. W „Śpiewnikach domowych” znalazłem jeszcze zapomniane pieśni Stanisława Moniuszki i wykonamy cztery pieśni chóralne na początku opery i na rozpoczęcie drugiej odsłony. Jest w operze także scena zaręczyn i wprowadzamy tam dodatkowo Mazura ze „Strasznego Dworu” w wykonaniu baletu i orkiestry. W Roku Moniuszkowskim chcemy więcej muzyki tego kompozytora pokazać w naszym przedsięwzięciu.

          Dla solistów z pierwszego wystawienia „Verbum Nobile” w Dębicy przewidział Pan inne role w tegorocznych spektaklach, natomiast skład orkiestry, baletu oraz wykonawcy głównych ról będą inni.
          - Tak, mogę nawet powiedzieć, że większości młodych ludzi, którzy grają w orkiestrze, nie było jeszcze na świecie, jak wystawialiśmy po raz pierwszy „Verbum Nobile” w Dębicy.
           Jest niewielka grupa: 10-ciu chórzystów i 5 osób w orkiestrze, którzy współpracują ze mną przez 20 lat i występowali podczas realizacji wszystkich oper. Dla tej niewielkiej grupy jest to także mały jubileusz, bo 20 lat spędziliśmy razem i przygoda artystyczna nam się udała. Przyznam się, że sam nie wierzyłem, że tak się ta inicjatywa będzie rozwijać, ale publiczność nas mocno mobilizowała, bo zawsze po spektaklach zadawano nam pytania, co przygotujemy w przyszłym roku. Wybieraliśmy któryś z pomysłów i przygotowywaliśmy go.

          Większość spektakli i premier odbyło się w budynku Domu Kultury „Mors”, w którym rozmawiamy.
          - Tak, ale dwie pierwsze opery wystawiliśmy w Domu Kultury „Kosmos”, w centrum miasta, a później przenieśliśmy się tutaj. Tam jest sala na 350 miejsc i nie spodziewałem się, że społeczność dębicka, która ma dość daleko do teatrów operowych w Krakowie czy Lwowie oraz do filharmonii, będzie zainteresowana taką sztuką.
          Okazało się, że sala mająca 350 miejsc była za mała i dlatego przenieśliśmy się do DK „Mors”, gdzie było 1200 miejsc, i „Straszny dwór”, pierwszą operę wystawianą tutaj w 2002 roku, graliśmy cztery razy i za każdym razem sala wypełniona była po brzegi. Z roku na rok zwiększaliśmy ilość spektakli i za każdym razem sala wypełniona była po brzegi.
           Po remoncie sala jest trochę mniejsza, bo jest 600 miejsc na widowni, dlatego postanowiliśmy wystąpić 9 razy i już od dawna nie ma wejściówek. Dębiczanie „oszaleli” na punkcie muzyki operowej, chociaż podczas spektakli będą także melomani z Mielca, Jarosławia, Dąbrowy Tarnowskiej. W naszym mieście wszyscy wiedzą, że jak przychodzi maj, to trzeba się wybrać na spektakl operowy. Wejściówki są bezpłatne, bo nasze działania odbywają się non profit, ale niektórzy próbują nawet kupować wejściówki. Wczoraj spotkałem wychodzącą z budynku panią, która była bardzo zawiedziona, że nie dostała wejściówki i mówiła, że chętnie zapłaci za zaproszenie.
Mamy już renomę i wielu entuzjastów, którzy pragną być na naszych przedstawieniach.

          Od pewnego czasu Wasze spektakle wystawiane są nie tylko w Dębicy i są stałe miejsca, gdzie jesteście zapraszani.
          - Operę „Nabucco” wystawialiśmy w wielu miastach: w Nowym Sączu, Zawierciu, Iwoniczu Zdroju, Krośnie, Jarosławiu, Mielcu i te ośrodki nas zapraszają. W tym roku będziemy w Łańcucie, Krośnie, zapraszają nas do Zawiercia i w czasie wakacji wystąpimy w Świeradowie Zdroju.
Należy także podkreślić, że do wykonania naszych oper angażujemy dużo młodzieży, która w ten sposób poznaje twórczość operową i promuje ją.

          Pan zawsze ostatecznie decyduje, która z oper zostanie wystawiona i sprawuje Pan kierownictwo muzyczne nad całością oraz jest Pan dyrygentem, ale musi Pan mieć także sztab bardzo zaangażowanych ludzi, bo bez ich pomocy chyba trudno byłoby panować nad tym.
          - Na początku próbowałem sam robić wszystko, ale szybko się zorientowałem, że tego typu sztuka wymaga specjalistów i pomocy.
Ponieważ wszystko robimy bezinteresownie, namówiłem do współpracy reżysera z Nowego Sącza, (który prywatnie jest moim siostrzeńcem), bardzo się zaangażował i przygotowuje projekty scenograficzne. Mam kolegę, który tę scenografię buduje, a potem maluje. Nasza chórzystka jest zawodową krawcową i szyje nam kostiumy według projektów reżysera, mamy choreografa – wiele osób angażujemy do naszych przedsięwzięć.
           Ja prowadzę duży, ponad 50-osobowy Chór Parafii Matki Bożej Anielskiej w Dębicy i Orkiestrę Zespołu Szkół Muzycznych w Dębicy, a w tej orkiestrze oprócz uczniów grają także nauczyciele i absolwenci. Od czasu do czasu wymieniam balet, bo w Dębicy działają dwie grupy baletowe: „Iglopolanie” i „Gryfici”, którzy w tym roku zatańczą Mazura. Obsługę techniczną i akustyczną oraz światło zapewniają nam pracownicy Domu Kultury „Mors”.
Tak powstają nasze przedsięwzięcia operowe.

           Trzeba było także namówić dobrych wykonawców partii solowych.
           - Wspólnie z reżyserem zastanawiamy się nad tym i zawsze staramy się, żeby to byli dobrze śpiewający i wyglądem odpowiadali danej postaci. Jeżeli w tym roku główną postacią kobiecą jest młoda Zuzia, to śpiewać te partie będzie studentka z Akademii Muzycznej w Katowicach, a dublować ją będzie uczennica II klasy Szkoły Muzycznej, która uczy się śpiewu u pani Alicji Płonki. Jeżeli chodzi o mężczyzn, to wystąpią: absolwent Szkoły Muzycznej II stopnia oraz absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach, ale w partiach ojca usłyszymy Jana Michalaka, naszego dębickiego artystę, a Leopold Stawarz, który współpracuje z nami od wielu lat, wystąpi w roli Marcina Pakuły. Reżyser zażyczył sobie, aby sługę Bartłomieja grał straszy pan, to znaleźliśmy chórzystów, którzy tę rolę będą na zmianę wykonywać. Nikogo nie musimy charakteryzować, bo wykonawcy są w wieku postaci z libretta.

          Najbardziej przez wykonawców przeżywana jest premiera, która odbędzie się 3 maja, na dwa dni przed przypadającą w tym roku 200. rocznicą urodzin Stanisława Moniuszki.
          - Specjalnie na nasze zaproszenie przyjedzie pani Elżbieta Janowska-Moniuszko, prapraprawnuczka kompozytora, która była już u nas dwukrotnie, na spektaklach oper „Halka” i „Flis”. Jesteśmy jej szczególnie wdzięczni, że pomimo wielu obowiązków związanych z urodzinami swego wielkiego przodka, obiecała, że przyjedzie do Dębicy, aby być z nami.
          Starostwo Powiatowe w Dębicy od wielu lat organizuje obchody Święta Narodowego 3 Maja, a wieńczy je zawsze premiera opery, która później grana jest w soboty i niedziele przez cały maj, żeby dębicka publiczność mogła tę operę obejrzeć.

          Wiadomo, że nie da się tak wielkiego przedsięwzięcia zorganizować bez pieniędzy, chociaż wykonawcy nie otrzymują honorariów. Chyba udało się już przekonać tutejsze władze i darczyńców, którzy wiedzą, że warto was wspierać.
           - To jest promocja naszego powiatu i miasta, bo jesteśmy jedynymi, którzy na taką skalę, amatorsko, swoimi siłami, w domu kultury, a nie teatrze operowym, wystawiają pełne spektakle w scenografii i strojach. To są pełne widowiska operowe i dlatego do budżetu wpisywane są środki na wyprodukowanie scenografii, zakup materiałów na stroje i wszystko to, na co potrzebne są pieniądze. Pan, który przygotowuje scenografię, nie bierze za to pieniędzy, ale potrzebuje odpowiednie materiały i farbę, itd.
           Podobnie jest ze strojami, trzeba je uszyć, a wcześniej kupić odpowiednie materiały. Trzeba kupić rekwizyty. Musimy mieć także pieniądze na plakaty, zaproszenia, foldery. Na to wszystko otrzymujemy środki z budżetu miasta i powiatu, a także mamy głównego sponsora naszego Dębickiego Towarzystwa Muzyczno-Śpiewaczego, które jest głównym organizatorem tych wszystkich przedsięwzięć artystycznych, i wspierają nas zawsze Państwo Stefan i Dorota Bieszczadowie.

           Nie możemy zapraszać na spektakle w Dębicy, bo zaproszenia zostały już rozdane.
           - To prawda, zaproszenia zostały rozdane w błyskawicznym tempie i dlatego postanowiłem, że można jeszcze przyjść na próbę generalną, która rozpocznie się 2 maja o 16.30 w Domu Kultury „Mors”.

           Pewnie niedługo dowiemy się, co przygotujecie za rok.
           - Z pewnością, ale trudno o tym mówić teraz, podczas majowych spektakli zorientujemy się, co publiczność chciałaby zobaczyć. Pomysłów jest bardzo dużo.

           Chyba nie wyobraża sobie Pan swojej działalności bez nurtu operowego.
           - Tak, bo ja tym żyję. Przyjechałem do Dębicy wiele lat temu z Nowego Sącza, aby poprowadzić chór i od początku byłem bardzo aktywny, stąd wykorzystywano moje możliwości i zapał w kapelach ludowych, wkrótce zostałem zaangażowany w Szkole Muzycznej. Zawsze starałem się wykorzystywać możliwości środowiska artystycznego w Dębicy, okazuje się, że dość duża grupa ludzi chce w różnych inicjatywach uczestniczyć, a przede wszystkim w spektaklach operowych.
           Zamiast siedzieć popołudniami w domu, wychodzę i spotykam się codziennie na próbach z ludźmi, którzy kochają muzykę, bo 3 razy w tygodniu mam próby chóru, a 2 razy próby orkiestry. Mam co robić i bardzo się z tego cieszę, bo przygotowanie zespołu amatorskiego do występu daje o wiele więcej satysfakcji niż praca z zespołem zawodowym, który wszystko potrafi.

          Trzeba także podkreślić, że wiele osób, które brały udział w spektaklach operowych w Dębicy, uczestniczy w zawodowym życiu artystycznym, a jeszcze większa jest grupa melomanów.
          - Mogę śmiało powiedzieć, że wiele oper w Polsce sporo mi zawdzięcza, bo młodzi ludzie, którzy w Dębicy stawiali pierwsze kroki na scenie, mieli już pewne doświadczenia rozpoczynając pracę w teatrach operowych.

          Spotkałam sporo osób, które podkreślały, że po raz pierwszy wystąpili w roli solistów na scenie w Dębicy.
          - Wymienię tylko kilku świetnych śpiewaków: Paweł Trojak, Łukasz Gaj, Ewelina Szybilska, Kamil Pękala – wszyscy śpiewali partie solowe w naszych spektaklach, zanim poszli w wielki świat. Tak samo jest z młodzieżą, która grała u mnie w orkiestrze, wielu z nich ukończyło akademie muzyczne i są zawodowymi muzykami. Mój syn grał w mojej orkiestrze na waltorni, bo potrzeba mi było waltornisty do opery, później ukończył studia na tym instrumencie i jest dzisiaj waltornistą w Filharmonii Podkarpackiej.

           Mam nadzieję, że pierwsze szlify w dziedzinie teatru muzycznego zdobędzie pod Pana batutą jeszcze wielu młodych adeptów sztuki muzycznej.
           - Ja też mam taką nadzieję, bo z pomocą zaprzyjaźnionych osób zamierzam przygotowywać kolejne spektakle. Zapału nam nie brakuje i mamy wiele pomysłów, które chcemy zrealizować.

Z panem Pawłem Adamkiem, dyrygentem, pedagogiem i animatorem kultury rozmawiała Zofia Stopińska 23 kwietnia 2019 roku w Dębicy.

Subskrybuj to źródło RSS