Czarowne dźwięki rogu naturalnego
Miałam okazję dość długo obserwować grającą na rogu naturalnym panią Dominikę Stencel, której pasją jest granie na rogach historycznych. Instrument, na którym gra Pani Dominika, nie tylko pięknie wygląda, ale także urzeka niezwykłymi czarownymi dźwiękami.
Pragnę zainteresować Państwa tym niezwykłym instrumentem i dlatego poprosiłam o rozmowę panią Dominikę Stencel.
Z ogromną przyjemnością patrzyłam na Panią grającą na tym niezwykłym instrumencie.
Gram na rogu naturalnym. Ten instrument ma bardzo długą historię. Wywodzi się z rogu zwierzęcego, stosowanego jako instrument sygnałowy. Z czasem zaczęto budować instrumenty z blachy i stopniowo wprowadzano udoskonalenia, a rogi zaczęły być wykorzystywane w muzyce artystycznej.
Na początku XIX wieku skonstruowano mechanizm wentylowy i wynalazek ten zyskiwał na popularności - w tamtych czasach innowacje wprowadzane były nie tak synchronicznie jak ma to miejsce dzisiaj. Wraz z popularyzacją historycznie poinformowanego wykonawstwa muzyki, róg naturalny powrócił do łask.
Na instrumencie naturalnym można wydobyć tylko dźwięki szeregu harmonicznego, ale poprzez umieszczenie dłoni pod odpowiednim kątem w czarze głosowej można uzyskać dodatkowe tony. Bardzo ważne jest także odpowiednie zadęcie ustami, znalezienie właściwego balansu pomiędzy napięciem mięśni a przepływem powietrza, bo w przypadku rogu (podobnie jak wszystkich innych instrumentów blaszanych), źródłem dźwięku są drgające usta.
Do każdej tonacji potrzebna jest inna długość rurki, przez którą przepływa powietrze dlatego część rurki w zależności od tonacji wymienia się na krótszą lub dłuższą. Te wymienne części to krągliki. Grając np. w spektaklu operowym, zawsze cały zestaw krąglików, które wymieniam w zależności od tego, w jakiej tonacji gram.
Kompozytorzy piszący utwory na ten instrument doskonale znali jego specyfikę i wiedzieli, które dźwięki są wykonalne na danym krągliku i kiedy rogista będzie musiał go zmienić.
Ciekawa jestem, kiedy się Pani zachwyciła tym instrumentem.
Jest takie powiedzenie, że nie my wybieramy muzykę, tylko muzyka wybiera nas. Myślę, że tak jest w moim wypadku.
Jeśli chodzi o róg, to na początku nie był mój wybór tylko przypadek. Fascynacja przyszła później. Jest coś magicznego w tym instrumencie, który ma cudownie miękki dźwięk, kojarzący się z lasem.
Natomiast nurt historycznego wykonawstwa wciągnął mnie na dobre już kilka lat po ukończeniu studiów na instrumencie współczesnym. Zaczęłam grać na rogu naturalnym, bo urzekł mnie entuzjazm muzyków którzy zajmowali się dawną muzyką, możliwość grania w kameralnych składach i plastyczne podejście do materiału muzycznego, traktowanego jedynie jako punkt wyjścia do twórczych poszukiwań. Ujmujące było również - tak odmienne od współczesnego - podejście do wykonawcy jako współtworzącego dzieło.
Pani zainteresowania muzyką na początku nie były związane z waltornią.
Pochodzę z domu o tradycjach muzycznych, ale nikt z moich przodków nie był muzykiem profesjonalnym. Tato grał na saksofonie i akordeonie (gra na nim aż do dzisiaj) Ukończył Szkołę Muzyczną I stopnia w Zamościu. Babcia była bardzo muzykalna i grała na mandolinie. Pięknie śpiewała. W domu zawsze rozbrzmiewała muzyka.
W wieku sześciu lat zaczęłam się prywatnie uczyć grać na pianinie, a potem rodzice zadecydowali, że wyślą mnie do szkoły muzycznej. Tam rozpoczęła się moja przygoda z graniem na waltorni.
Musiała Pani mieć bardzo dobrego nauczyciela.
Do nauki gry na każdym instrumencie potrzebny jest bezpośredni kontakt z nauczycielem. Trudno nauczyć się grać z książki czy z multimediów. Osobowość nauczyciela ma ogromny wpływ na ucznia. Miałam kilku nauczycieli, a pierwszym w liceum muzycznym we Wrocławiu był nieżyjący już, niestety, Leszek Schleicher, wielki pasjonat waltorni. To on zaraził mnie wielką miłością do tego instrumentu, a kiedy zmarł, Jego żona ofiarowała mi całą kolekcję nut, płyt i nagrań. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna. To są bardzo ciekawe zbiory, z których korzystam do dzisiaj. Proszę sobie wyobrazić, że mam ponad 40 płyt winylowych z utworami na waltornię. Pamiętam, jak pan Leszek Schleicher korzystał z nich organizując dla nas- młodych muzyków- specjalne audycje, podczas których mogliśmy słuchać nagrań literatury waltorniowej w przeróżnych interpretacjach. To było bardzo inspirujące i przybliżało nam muzyczny świat. Zauważyłam, że dzisiaj, dzięki łatwemu dostępowi do nagrań, świat stał się „globalną wioską” i estetyka grania bardzo się ujednoliciła. To stało się na naszych oczach, a wówczas naprawdę była wielka różnica, czy dany utwór grał Barry Tuckwell z Australii czy Zdeněk Tylšar z Czech. Różnica w estetyce była wtedy bardzo wyraźna.
Później spotykałam na swojej drodze innych doskonałych polskich i zagranicznych pedagogów. Byli wśród nich m.in. William VerMeulen, Radovan Vlatković, Tounis van Der Zwart.
Waltornia uważana jest za bardzo trudny instrument i z pewnością to jest prawda. Przez długie lata bardzo rzadko grały na waltorniach kobiety. Ostatnio coraz częściej bardzo pięknie kobiety grają na tym instrumencie.
Ma pani rację: zawód muzyka w ostatnich dziesięcioleciach bardzo się sfeminizował i faktycznie coraz więcej kobiet gra na instrumentach dętych, również blaszanych.
Waltorniści potrzebni są w zespołach kameralnych, we wszystkich orkiestrach symfonicznych są niezbędni, ale są także utwory, w których waltornia jest instrumentem solowym.
Pani także występowała jako solistka, a nawet grała Pani koncert na dwa rogi w roli głównej.
Owszem, nawet w tym sezonie nawet częściej niż w poprzednich. Graliśmy np. z zespołem Warszawskiej Opery Kameralnej, cykl koncertów, wśród których znalazł się przeuroczy Koncert na dwa rogi Georga Philippa Telemanna.
Chcę podkreślić, że Telemann napisał mnóstwo takich koncertów, bo był bardzo płodnym kompozytorem. Ponadto dwa rogi traktowane były w muzyce przedklasycznej jako jeden instrument i pisano partie solowe na dwa rogi - na róg górny i dolny, uzyskując w ten sposób specyficzne brzmienie.
Chcę jeszcze dodać, że Telemann w swoich czasach cieszył się dużą estymą. Był tak popularny i wpływowy, że podobno protegował Johanna Sebastiana Bacha, aby ten otrzymał posadę (śmiech).
Jest Pani członkinią orkiestry instrumentów dawnych (Orkiestra Musicae Antiquae Collegium Varsoviense MACV) Warszawskiej Opery Kameralnej.
Tak, ten zespół został założony przez Stefana Sutkowskiego, długoletniego dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej. Najpierw był to niewielki, kilkuosobowy zespół skupiony wokół słynnego klawesynisty Władysława Kłosiewicza. Później zespół się rozrósł, powiększono go o grupę instrumentów dętych. Pamiętam, że wówczas nagraliśmy wszystkie koncerty fortepianowe Wolfganga Amadeusza Mozarta. W tym składzie zespół przetrwał do dzisiaj.
Po odejściu dyrektora Stefana Sutkowskiego nastąpiły zmiany, zwolniono współczesną orkiestrę (Warszawską Sinfoniettę), a muzycy tego zespołu znaleźli zatrudnienie w Polskiej Operze Królewskiej. Orkiestra Musicae Antiquae Collegium Varsoviense jest teraz jedynym zespołem orkiestrowym Warszawskiej Opery Kameralnej. Repertuar zespołu znacznie się poszerzył: gramy teraz bardzo dużo dzieł operowych - równie intensywnie jak koncerty kameralne czy muzykę oratoryjną. Ostatnio graliśmy również kilka projektów z wykonawcami jazzowymi. To połączenie tak odległych stylów muzycznych, daje bardzo interesujący efekt artystyczny.
Otrzymuje Pani często także zaproszenia do współpracy z innymi zespołami muzyki dawnej, pracy nie brakuje.
Nie narzekam na brak pracy, chociaż ostatnio, w czasie pandemii, w ogóle rzadziej organizowane są koncerty, a te które udaje się zorganizować, przeznaczone są często na małe składy. Rogi nie są potrzebne.
Dużo częściej za to biorę udział w nagraniach. Tęsknimy jednak do koncertów z udziałem publiczności. Czekamy na powrót do normalnego funkcjonowania.
Jaka muzyka jest najbliższa Pani sercu, bo każdy z nas ma ulubionego kompozytora, gatunek muzyki czy epokę.
Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo gram muzykę, którą kocham. Bardzo mi odpowiada kierunek, który dominuje w naszym zespole i fakt, że wykonujemy dużo dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta zarówno symfonikę, dzieła kameralne jak i muzykę operową. Ciągnie mnie również w stronę trochę późniejszej muzyki – do czasów, kiedy już się rodził romantyzm.
Moim marzeniem jest zagrać symfonie Johannesa Brahmsa, w których zastosowane są dwa rogi naturalne i dwa wentylowe. Brahms był wielkim konserwatystą, nie godził się z nowinkami jakimi były w jego czasach wentyle,dlatego lubił wykorzystywać brzmienie rogu naturalnego.
Przez pewien czas miałam również okazję grać na rogu wiedeńskim troszkę późniejszą muzykę, i chętnie poszłabym w tą stronę, ale to wiąże się z zakupem instrumentarium a obecna sytuacja nie sprzyja inwestycjom.
Pewnie zawsze grała Pani z muzykami zawodowymi. Tym razem spotkałyśmy się po nagraniu dzieła, podczas którego pracowała Pani z Chórem i Orkiestrą Nicolaus działającą w Kraczkowej. Ten zespół nie ma statusu zawodowego, ale postanowił do nagranych już wielkich dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta dołączyć jeszcze jedno – Mszę C-dur.
Byłam bardzo mile zaskoczona poziomem zespołu. Zostałam zaproszona do współpracy z tym zespołem przez moją koleżankę Anię Baran, która podobnie jak wielu innych muzyków wyrosła z tej orkiestry. Według mnie ten zespół jest „wylęgarnią muzyków” i jego edukacyjna rola dla całego środowiska jest nie do przecenienia.
Zespół ten jest środowiskiem, gdzie młodzi ludzie z radością mogą uprawiać muzykę. Mają okazję poznawać piękny świat muzyki, bez wielkiej presji, która często jest obecna w szkolnictwie muzycznym. Tutaj czuje się wielką radość ze wspólnego muzykowania, a efekt pracy prowadzącego zespół pana Zdzisława Magonia i wszystkich, którzy tworzą orkiestrę, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Podziwiam pana Zdzisława, jego zapał i ogromny wkład pracy. Jest to wspaniałe dzieło. Jestem zaszczycona, że mogę brać udział w tym nagraniu.
Pomysł takiej powszechnej edukacji muzycznej, realizowanej poprzez praktykowanie muzyki, jest mi bardzo bliski.
Wszyscy uczymy się w szkole matematyki, niezależnie od tego, czy ktoś jest uzdolniony w tej dziedzinie czy nie- robimy tak dlatego, żeby rozwijać określone umiejętności. Uważam, że tak samo powinna być traktowana muzyka, która również ma ogromny wpływ na rozwój młodego człowieka. Wszyscy potrzebujemy muzyki. Bardzo ubolewam nad tym, że w szkole traktowana jest po macoszemu, gdy tymczasem powinien to być jeden z filarów edukacji. Było mi bardzo miło obserwować, że to się dzieje w Kraczkowej. Stałam się wielką fanką tego zespołu.
Może ta współpraca zaowocuje i jeszcze kiedyś Pani przyjedzie, aby popracować z tym zespołem.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjadę do Kraczkowej. Z wielką radością tutaj wrócę.