Młodzi wykonawcy zachwycili przemyską publiczność
Wspaniałym wydarzeniem muzycznym był „Wiosenny Koncert Kameralny”, który odbył się 8 kwietnia na Zamku Kazimierzowskim w Przemyślu. Pani Renata Nowakowska – dyrektor Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki ZAMEK – zaprosiła troje młodych, ale mających już wiele osiągnięć artystycznych wykonawców. Pianistka Maria Miszczak i skrzypek Marcin Suszycki urodzili się i rozpoczynali muzyczną edukację w Przemyślu, zaś trębacz Jakub Waszczeniuk pochodzi z Dębna.
Zanim zaproszę do przeczytania krótkiej rozmowy z artystami, krótko ich przedstawię, podobnie jak było to podczas koncertu.
Maria Miszczak jest absolwentką Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu w klasie fortepianu prof. Grzegorza Kurzyńskiego. Z wyróżnieniem ukończyła Podyplomowe Studia Mistrzowskie w zakresie kameralistyki fortepianowej i uczestniczyła w wielu kursach mistrzowskich. Obecnie pracuje we wrocławskiej Akademii Muzycznej jako akompaniatorka. Akompaniowała wielu znanym i cenionym instrumentalistom, a studenci, którym towarzyszyła przy fortepianie podczas krajowych i międzynarodowych konkursów, zdobyli czołowe lokaty. Wielokrotnie była nagradzana za wyróżniający się akompaniament.
Marcin Suszycki jest koncertmistrzem Filharmonii Poznańskiej. Ukończył Akademię Muzyczną im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu, a dzisiaj jest wykładowcą na tej uczelni. Współpracuje z wieloma zespołami w kraju i za granicą. Jest gościnnym koncertmistrzem znanej Orkiestry Akademii Beethovenowskiej, skupiającej wybitnych młodych muzyków, grającej m.in. pod batutą Krzysztofa Pendereckiego. Laureat międzynarodowych konkursów kameralnych, a także Medalu Młodej Sztuki w kategorii muzyka za: „wysokiej klasy wykonawstwo w roli koncertmistrza Filharmonii Poznańskiej, a także solisty w koncertach z orkiestrami symfonicznymi oraz za wszechstronność i poszukiwanie smaku artystycznego w zakresie muzyki dawnej i kameralnej”.
Jakub Waszczeniuk – pierwszy trębacz, solista orkiestry Sinfonia Varsovia, z którą współpracę rozpoczął już jako student IV roku Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Od tamtego czasu wystąpił z tą orkiestrą kilkaset razy, koncertując w najbardziej prestiżowych salach świata. Grał też z innymi orkiestrami, w tym pod batutą prof. Krzysztofa Pendereckiego, a nawet ze znaną orkiestrą filharmoników z odległej Malezji. Współpracuje też z orkiestrami rozrywkowymi m.in. Zygmunta Kulki i Tomka Szymusia, występując w popularnych programach telewizyjnych, np. w „Tańcu z gwiazdami”. Ponadto dokonał wielu nagrań płytowych z takimi artystami, jak Grażyna Łobaszewska, Maryla Rodowicz, Lora Szafran, Katarzyna Groniec czy Piotr Rubik. Ten wszechstronny muzyk, uznawany za jednego z najlepszych trębaczy w Polsce, jest też wykładowcą na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.
Z głównymi bohaterami "Wiosennego Koncertu Kameralnego" mogłam przeprowadzić krótką rozmowę w czasie, który pozostał pomiędzy próbą a koncertem.
Zofia Stopińska: Podobno po raz pierwszy wystąpi Pani w Przemyślu.
Maria Miszczak: Przed laty brałam udział w różnych szkolnych koncertach i popisach, ale po ukończeniu Liceum Muzycznego jest to mój pierwszy koncert w Przemyślu. Tak się złożyło, że wyjechałam na studia do Wrocławia i nie było już później okazji tutaj wystąpić. Pozostałam we Wrocławiu po ukończeniu studiów i prowadzę ożywioną działalność koncertową jako kameralistka, ale do Przemyśla przyjeżdżałam jedynie w odwiedziny do rodziny i wypoczywać.
Zofia Stopińska: Pan Marcin Suszycki występował w rodzinnym mieście również w czasie studiów, a także po ich ukończeniu.
Marcin Suszycki: Zdarzało się, nawet miałem przyjemność prowadzić od pulpitu Przemyską Orkiestrę Kameralną, co było wielką przyjemnością dla mnie. Zawsze z wielką satysfakcją tutaj przyjeżdżam i gram. Bardzo lubię tę publiczność i bardzo lubię to miasto.
Zofia Stopińska: Pan Jakub Waszczeniuk został zaproszony przez zaprzyjaźnionych muzyków na ten koncert.
Jakub Waszczeniuk: To prawda, że znamy się od dawna, a kilka lat temu pomyśleliśmy, że miło by było pograć wspólnie i udało nam się znaleźć repertuar na taki nietypowy skład – dzisiaj kilka utworów prezentujemy w Przemyślu. Jestem w tym mieście po raz pierwszy, ale bardzo mi się tutaj podoba. Mam nadzieję, że będzie okazja przyjeżdżać tutaj zarówno z koncertami, jak i towarzysko.
Z. S.: Przyjechał Pan z Warszawy.
J. W.: Mieszkam niedaleko Warszawy, a przeprowadziłem się tam ze względu na pracę w Orkiestrze Sinfonia Varsovia, gdzie pracuję od trzynastu lat, i w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.
Z. S.: Wybrała Pani fortepian, a później zdecydowała się Pani zostać pianistką-kameralistką. Może Pani powiedzieć dlaczego?
M. M.: Według mnie pianiści-soliści mają większą odpowiedzialność występując na scenie od pianistów-kameralistów, a poza tym kameraliści maja przyjemność współpracować z takimi cudownymi muzykami, jak ja mam dzisiaj przyjemność grać. Chyba także ze względu na to, że nie jestem sama na scenie. Ja bardzo lubię ludzi i wielką przyjemność sprawia mi tworzenie muzyki razem z innymi osobami.
Z. S.: Będąc akompaniatorką w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, współpracuje Pani bardzo często ze studentami i są takie okresy, kiedy przez cały dzień trzeba grać różne utwory, co wiąże się z opanowaniem ogromnego repertuaru. Gdyby nie umiejętność czytania nut a vista, to trzeba by było zrezygnować z akompaniowania.
M. M.: To prawda. Tego nas w szkołach nie uczą i najczęściej na początku jest to ciężkie zderzenie z rzeczywistością, ale po paru latach człowiek jest się w stanie do akompaniowania przyzwyczaić i nawet to polubić. Praca ze studentami jest cudowna, ponieważ młodzi ludzie częściej się uśmiechają i to jest dla mnie źródłem dodatkowej energii. Cieszę się, ze jestem kameralistką.
Z. S.: Panie Marcinie – mamy 2018 rok i już od dziesięciu lat jest Pan koncertmistrzem Orkiestry Filharmonii w Poznaniu. Rozpoczynając pracę na tym stanowisku był Pan młodym skrzypkiem. Wiem, że często na to stanowisko przyjmowano skrzypków, którzy byli nie tylko świetnymi instrumentalistami, ale także mieli dłuższy staż pracy w orkiestrze.
M. S.: Byłem młodym skrzypkiem, ale miałem już sporo doświadczeń, bo podczas studiów współpracowałem z orkiestrą, w której Kuba pracuje od trzynastu lat – czyli z Sinfonią Varsovią. Podczas tej współpracy poznaliśmy się.
M. M.: Przepraszam, że się wtrącam, ale chcę zaznaczyć, że z Marcinem znamy się ze Szkoły Muzycznej w Przemyślu, a z Kubą poznaliśmy się podczas studiów w Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Kuba i Marcin poznali się niezależnie, ale wcześniej wiele o sobie wiedzieli z moich opowiadań.
J. W.: Rozumiemy się doskonale, świetnie nam się razem muzykuje, a poza tym jest okazja do miłych spotkań i rozmów.
Z. S.: Pracując na stanowisku koncertmistrza i będąc wykładowcą w Akademii Muzycznej w Poznaniu, chyba nie zostaje Panu zbyt wiele czasu na inne nurty muzyki.
M. S.: To prawda, ale wszystko można jakoś pogodzić. Dzisiaj jestem kameralistą, często występuję także jako solista, a dwa tygodnie temu inaugurowałem Poznański Festiwal Muzyki Współczesnej „Poznańska Wiosna”, wykonując "Łańcuch II" Witolda Lutosławskiego. Jestem solistą, kameralistą, koncertmistrzem oraz ojcem dwójki dzieci, mężem i do tego jeszcze biegam (śmiech).
Z. S.: Panowie są doświadczonymi muzykami orkiestrowymi i możecie mi powiedzieć, czy to prawda, że to, jak będzie przebiegać współpraca z nowym dyrygentem, wiecie już po dziesięciu minutach pierwszej próby?
J. W.: Tak naprawdę różnie to bywa, bo każdy człowiek jest inny. Wiele razy okazywało się, że dyrygent jest inny w czasie prób i później podczas koncertu. Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie.
Z. S.: Zazwyczaj teraz w orkiestrach grają bardzo sprawni, świetnie wykształceni muzycy. Czy lepiej się pracuje, kiedy dyrygent współtworzy utwór z orkiestrą, czy jak realizuje wyłącznie swoją wizję?
M. S.: Dla mnie to ideał, kiedy dyrygent jest w stanie na tyle zaufać orkiestrze, żeby czasami dać jej swobodę. Dyrygent jest od tego, żeby stworzyć kreację całego dzieła. Kiedy ufamy sobie nawzajem i dajemy sobie trochę swobody, to wówczas są najlepsze koncerty.
J. W.: Lubię taki model współpracy orkiestry i dyrygenta, często spotykany na świecie, że dyrygent jest przyjacielem orkiestry i człowiekiem, który jej pomaga.
M. S.: Słusznie Pani powiedziała, że w tej chwili w orkiestrach grają już wykształceni muzycy, którzy mają dużo do powiedzenia i dużo umieją, dlatego dyrygent nie jest „panem i władcą”, jak to bywało kiedyś. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że dyrygent krzyczy na orkiestrę.
M. M.: Bo krzyczy tylko koncertmistrz (śmiech).
M. S. : Nie, ja nie krzyczę, bo jestem w Przemyślu (śmiech).
Z. S.: Ciągle jeszcze dosyć rzadko się zdarza, że za pulpitem dyrygenckim stają kobiety – waszym zdaniem, dlaczego?
M. S.: Jak chcą uprawiać ten zawód, to zostają dyrygentami i często bardzo dobrze im to wychodzi. Współpracowałem kilkakrotnie z kobietami-dyrygentami i zawsze były to dobre doświadczenia, natomiast nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, dlaczego mało kobiet decyduje się na ten zawód.
M. M.: Powiem wam dlaczego, bo jestem kobietą. Przez wiele lat pewne zawody, a w orkiestrze instrumenty, były społecznie uznane za męskie – między innymi była to dyrygentura. Powoli się to zmienia i dużo więcej kobiet gra na takich instrumentach, jak trąbki, waltornie, puzony itd. – dotyczy to również dyrygentek.
J. W.: Jako pedagog mogę dodać, że jest inny rodzaj wrażliwości u grających – na przykład na trąbce kobiet i bardzo mi to odpowiada, to inne granie da się zauważyć.
M. M.: Przez lata, a nawet wieki, uważało się, że kobiety nie powinny się uczyć, siedzieć w domu i gotować, ale teraz się to zmienia.
M. S.: To się już dawno zmieniło i bardzo dobrze.
M. M.: Mówiąc prawdę, ja bym bardzo chętnie czasem posiedziała w domu.
M. S.: Ja też (śmiech).
Z. S.: Powiedzcie o najbliższych planach artystycznych.
M. M.: Najbliższe plany są związane z intensywną pracą, bo zbliża się sesja, egzaminy w szkołach, a później wakacje.
M. S.: Ja natomiast zaraz po koncercie wyjeżdżam do Poznania, przed południem mam próbę w Filharmonii, a potem mam zajęcia ze studentami. Cały czas proza życia – czyli coś gram.
Z. S.: Jak często gra Pan z Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej?
M. S.: Bardzo często, ostatnio graliśmy tuż przed Świętami Wielkanocnymi w Darmstadt „Requiem” Dvořaka. Koncert był bardzo udany.
Z. S.: Jest trochę niepokoju, że za chwilę wystąpicie w rodzinnym mieście?
M. M.: Trochę tak, pomimo, że bardzo często występuję na scenie, tutaj czuję się inaczej, ale to jest przyjemne uczucie.
M. S.: Nie denerwujemy się, bo z pewnością będzie bardzo miła atmosfera, jak zawsze w Przemyślu.
Z. S.: Weszłam do sali pod sam koniec próby, kiedy graliście w trio, ale zabrzmią także skrzypce i trąbka w roli głównej.
J. W.: Zaczynamy we dwoje – trąbka i fortepian „Błękitną rapsodią” George’a Gershwina w transkrypcji Timofeya Dokshitzera.
M. S.: Później zagramy z Marysią, zamiast "Legendy" Henryka Wieniawskiego, "4 Preludia" Dymitra Szostakowicza w opracowaniu Dymitra Cyganowa.
J. W.: Później zagramy jeszcze utwór współczesnego amerykańskiego kompozytora Kevina McKee „Centennial Horizon” na trąbkę z fortepianem, a na finał wystąpimy wszyscy wykonując czteroczęściowe "Trio" Erica Ewazena.
Z. S.: Myślę, że jeszcze w tym składzie wystąpicie kiedyś w Przemyślu.
M. S.: Z wielką przyjemnością, bo mamy w repertuarze jeszcze sporo bardzo pięknych utworów.
Z pianistką Maria Miszczak, skrzypkiem Marcinem Suszyckim i trębaczem Jakubem Waszczniukiem rozmawiała Zofia Stopińska w Przemyślu 8 kwietnia przed koncertem zorganizowanym przez Przemyskie Centrum Kultury i Nauki ZAMEK, na Zamku Kazimierzowskim.
Dodam jeszcze kilka zdań o koncercie, którego przemyska publiczność wysłuchała z wielkim zainteresowaniem. Trudno się dziwić, bo repertuar był bardzo interesujący, a wykonanie wspaniałe.
Pani Maria Miszczak jest znakomitą pianistką-kameralistką, która nie tylko po mistrzowsku podążała za solistami, ale można stwierdzić, że nawet oddychała razem z nimi.
Całą paletę różnych barw trąbki pokazał, używając różnych tłumików i innych możliwości wydobycia dźwięku, Jakub Waszczeniuk w „Błękitnej rapsodii” Gershwina, w bardzo efektownej aranżacji Dokshitzera. Rewelacyjnie zostały wykonane przez Marcina Suszyckiego i Marię Miszczak "4 Preludia" Szostakowicza. Bardzo przystępnymi dla publiczności utworami okazały się kompozycje współczesnych amerykańskich twórców Kevina McKee i Erica Ewazena, również świetnie wykonane.
Po każdym utworze oklaski były długie i gorące, ale na zakończenie zachwycona publiczność powstała z miejsc, aby w ten sposób wyrazić wielkie uznanie dla wykonawców.
Na bis zachwycająco zabrzmiał utwór Astora Piazzolli „Oblivion” w aranżacji Garetha Mc Learna.
Jestem przekonana, że na następny koncert tria w składzie: Maria Miszczak - fortepian, Marcin Suszycki – skrzypce i Jakub Waszczeniuk – trąbka, Przemyślanie nie będą musieli zbyt długo czekać.