Cudowny Mozart - „Wesele Figara” w Operze Krakowskiej
Był to już 34 spektakl tej czteroaktowej opery buffa, której premiera miała miejsce w Operze Krakowskiej w 2012 roku. W lutowy wieczór 2019 roku rozsiadłem się w wygodnej loży i przeniosłem się do innego świata.
Cudowny Mozart... Wszystko, czego się dotknął, zamienił w arcydzieła – sonaty, pieśni, msze, kantaty, symfonie, opery. Publiczność, zaczarowana jego muzyką, darzy go zawsze szczególną estymą. Czas się zatrzymał.
Ten niegasnący fenomen ponadczasowego piękna trwa już ponad dwa i pół wieku. Znawcy mówią o równowadze treści i formy. Ale czy słowa są w stanie oddać całą tajemnicę sztuki? Pisała o Mozarcie George Sand: „On jest wielki, piękny i prosty jak natura. Spójrzcie na słońce – czy jest ono kiedykolwiek piękniejsze jak na czystym niebie?”
Na krakowskim spektaklu mozartowskiego „Wesela Figara” zachwycałem się pięknem śpiewu solistów i chóru. Wśród takich sław, jak Katarzyna Oleś-Blacha w roli Hrabiny czy Mariusz Godlewski w roli Hrabiego Almavivy, znakomicie zaprezentowali się soliści pochodzący z Podkarpacia rozpoczynający niegdyś swoją karierę muzyczną w Rzeszowie – Paula Maciołek w roli Zuzanny (grała w rzeszowskim spektaklu wg F. Schuberta „Domek trzech dziewcząt”) i Robert Gierlach w tytułowej roli Figara (śpiewał tę rolę w mediolańskiej La Scali).
Zuzanna była zachwycająca! Eteryczna, delikatna, czuła, choć zdecydowana w dążeniu do miłości swego życia. Nie mniej zdeterminowany Figaro staje w końcu z Zuzanną na ślubnym kobiercu. Aby to się stało, wydarzyło się tyle różnych historii, że w Operze Krakowskiej trwało to cztery godziny! A wszystko w oryginalnym języku włoskim, z polskimi napisami.
Czy Mozart może znużyć? Nigdy! Komizm sytuacyjny, komedia charakterów, wady i przywary ludzkiej natury wplecione w duch i nastrój epoki stały się pretekstem do zbudowania dzieła o niepowtarzalnych walorach artystycznych. To arcydzieło, obok takich oper wielkiego Mozarta, jak „Don Giovanni” czy „Czarodziejski flet.”
„Wesele Figara” w Operze Krakowskiej nadzwyczaj udane. Całość dopracowana w szczegółach, świetne stroje z epoki i stylowa scenografia Barbary Kędzierskiej, zamysł reżyserski Laco Adamika trafny i przekonujący. Chór brzmiący, wyrazisty, przygotowany przez Jacka Mentla, no i orkiestra, grająca po mozartowsku pod wprawną ręką Kai Bumanna, niegdyś dyrektora artystycznego Opery Krakowskiej, obecnie dyrektora Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy, pedagoga klasy dyrygentury w Akademii Muzycznej w Gdańsku. Ta lekkość, precyzja, swoboda ruchu przywodzi mi na myśl znakomitego austriackiego dyrygenta Karla Böhma, mojego dyrygenckiego idola, znanego ze znakomitych interpretacji muzyki W.A. Mozarta, którego podziwiałem i uwielbiałem z relacji koncertowych jeszcze za czasów czarnobiałej telewizji.
Podobają mi się poglądy Kai Bumanna na temat roli i miejsca sztuki w dzisiejszych czasach. Żyjemy szybko, głośno i powierzchownie. To konsekwencje życia w demokracji. Masa decyduje o smaku, a czasami o wiedzy. Mają rację, bo jest ich więcej. Kultura staje się dekoracją. Tymczasem sztuka jest przestrzenią, gdzie człowiek obcuje ze światem wyjątkowym, niepowtarzalnym, wewnętrznie wzbogacającym.
Mozart każe nam rozejrzeć się po otaczającym nas świecie i w nim odnaleźć odwieczne tajemnice ludzkiej egzystencji w perspektywie naszej wrażliwości i wyobraźni, która jest darem niebios. Nieśmiertelny, święty ogień sztuki, bez którego nie sposób żyć.
Andrzej Szypuła