Kocham moją małą ojczyznę Jaroslaviensis
dr hab. Jacek Ścibor - tenor fot. z arch. Artysty

Kocham moją małą ojczyznę Jaroslaviensis

Śledząc kariery muzyków wywodzących się z Podkarpacia, a działających w różnych wielkich ośrodkach w kraju lub za granicą, często zbyt mało uwagi poświęcamy znakomitym artystom, którzy po ukończeniu akademii muzycznych postanowili powrócić w swoje rodzinne strony, tutaj założyli rodziny, podjęli pracę dydaktyczną, rozwijają swoje talenty i stąd często wyruszają na koncerty organizowane w różnych ośrodkach w kraju i za granicą.
Jednym z nich jest dr hab. Jacek Ścibor, z którym próbowałam się umówić ponad rok temu, kiedy to trafiła do mych rąk płyta „Opera Omnia Religiosa” z utworami Ottona Mieczysława Żukowskiego, w wykonaniu: Tatiany Szczepankiewicz-Maliszewskiej - sopran, Jacka Ścibora – tenor , Roberta Kaczorowskiego – baryton, Ewy Rytel - organy i Podkarpackiego Chóru Męskiego pod dyrekcją Grzegorza Oliwy. Pan Jacek Ścibor odpowiedział wówczas, że na razie nie będziemy o tej płycie mówić, gdyż jest to cząstka jego pracy habilitacyjnej. Wiosną 2016 roku uzyskał Pan stopień doktora habilitowanego w dziedzinie sztuk muzycznych.

Jacek Ścibor: Pragnę się usprawiedliwić, bo nadmiar pracy związanej z moim rozwojem naukowym faktycznie nie pozwalał mi na skupienie się na innych działaniach i uniemożliwiał spotkanie z Panią. Prawdę powiedziawszy, to chyba ostatnio widzieliśmy się dwa lata temu, kiedy jeszcze pracowała Pani w Redakcji Muzycznej Polskiego Radia Rzeszów, gdzie miałem przyjemność gościć . Dzisiaj pragnę podziękować za zaproszenie mnie do portalu internetowego „Klasyka na Podkarpaciu”.
Rzeczywiście 14 marca 2016 roku, jak Pani wspomniała, uzyskałem stopień doktora habilitowanego sztuki w dziedzinie sztuk muzycznych w dyscyplinie artystycznej wokalistyka. Stopień doktora habilitowanego otrzymałem na podstawie osiągnięcia artystycznego „Opera Omnia Religiosa” Ottona Mieczysława Żukowskiego.

Zofia Stopińska.: To bardzo piękna, jednocześnie odkrywcza płyta, bo Otton Mieczysław Żukowski należy do zapomnianych kompozytorów, a płyta nagrana została z niezwykłą starannością pod każdym względem. Płyta stanowiła tylko część pracy habilitacyjnej, bowiem przy nadawaniu stopnia doktora habilitowanego oceniany jest cały dorobek artystyczny, pedagogiczny i naukowy osoby składającej wniosek. Proszę nam przybliżyć swoją działalność.

J. Ś.: Na prace habilitacyjną składa się przede wszystkim dorobek artystyczny, naukowy, dydaktyczny i animacyjny. Tak los chciał, że cechą mojej działalności jest właśnie wielokierunkowość. W swojej pracy staram się być osobą asertywną, dla której oprócz życia osobistego (czyli rodziny) ważną rolę pełni sztuka. To, co i jak robię, w pewnym sensie zależy od mojej osobowości i wielkiej pasji do Niej. Ciągle pracuję aktywnie nad własnym warsztatem, opanowaniem rzemiosła. Każda z form występu, w której uczestniczę, wyzwala we mnie potrzebę kontaktu z dziełem sztuki, rozwija życie wewnętrzne i moją osobowość jako artysty. Staram się wszystkimi możliwymi sposobami (na ile mogę i potrafię) upowszechniać wysoką kulturę w środowisku, w którym na co dzień żyję, pracuję, tworzę. Mając na uwadze fakt, że dzisiejsza kultura masowa promowana przez media, niestety, funduje odbiorcom bierność, krzewi – zwłaszcza wśród ludzi młodych - pewne podstawowe braki w edukacji artystycznej, dlatego ja staram się dotrzeć do otaczającej nas rzeczywistości poprzez promowanie kultury niszowej. Swój warsztat pracy dostosowuję do środowiska tak, aby odpowiadał społecznemu zapotrzebowaniu, czyli często występuję w wodewilach, operach, oratoriach, daję koncerty pieśniarskie. Staram się nie spłycać wartości dotychczas przez sztukę wypracowanych. Cenną rzeczą jest dla mnie kontakt z żywą publicznością, zwłaszcza, kiedy stwarza nam takie sytuacje. Byłbym nieskromny, gdybym powiedział, że tego nie lubię. Bardzo cenię sobie spotkanie z żywą publicznością.

Z. S.: Chyba dla wszystkich artystów – wykonawców kontakt z publicznością podczas koncertu jest bardzo inspirujący, ale niestety, odbiorcy sztuki, a muzyki przede wszystkim, nie zawsze doceniają walory koncertu na żywo i często wystarcza im słuchanie lub oglądanie transmisji, lub nagrań utrwalonych na płytach i innych nośnikach.

J. Ś.: Dzisiejsza technika poszła tak dalece do przodu, iż gro ludzkości wyposażyła się w wygodnictwo. Dziś każdy ma możliwość za pomocą jednego kliknięcia włączyć sobie pożądany utwór, nie wychodząc z domu. Co gorsze, większość ludzi tego rodzaju obcowanie ze sztuką zaczyna zadowalać, dlatego też gdy widzę na swoich koncertach wypełnioną po brzegi salę, raduje się moje serce. Żywy kontakt z publicznością daje mi możliwość wzajemnego inspirowania się z osobami towarzyszącymi, czy to w roli słuchacza, czy też współwykonawców na scenie. Ich obecność wciąż potwierdza sens moich działań, jakich się podejmuję wraz z kolegami, bądź sam na rzecz upowszechniania wysokiej kultury

Z. S.: Z tego co Pan mówi wynika, że jest jeszcze wiele osób, które doceniają żywy kontakt z artystą i wiem, iż tych spotkań z publicznością od naszego ostatniego wywiadu, czyli od ponad roku, było bardzo dużo.

J. Ś.: Rzeczywiście, bo od marca 2016 roku, czyli od chwili uzyskania stopnia doktora habilitowanego, tych działań było sporo. Przeważały koncerty muzyki sakralnej w świątyniach podkarpackich – między innymi w pięknej Bazylice Matki Bożej Bolesnej OO. Dominikanów w Jarosławiu, w przepięknym barokowym kościele pw. św. Michała Archanioła w Kańczudze, w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Nowogardzie, w kościele św. Brata Alberta w Busku Zdroju. W roku 2016 wystąpiłem na XXXIII Festiwalu Przemyska Jesień Muzyczna z Mszą góralską Tadeusza Maklakiewicza w Archikatedrze Przemyskiej. W minionym sezonie, w ramach Koncertów Uniwersyteckich, występowałem w Sali koncertowej Wydziału Muzyki śpiewając recital „Con leggerezza na głos, saksofon i fortepian”. W programie tego koncertu znalazły się m.in. kompozycje Henryka Warsa, Nachuma Sternheima, Bolesława Mucmana, Szymona Kataszka, Artura Golda czy też Leonarda Bersteina. Od wielu lat, każdego roku wykonuję z Chórem „Pueri Cantores Resovienses” noworoczne koncerty kolęd w Rzeszowskiej Katedrze, zawsze w obecności dostojników kościelnych, jak i licznie zgromadzonej publiczności. 4 marca 2017 roku wystąpiłem na VI Dniach Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu z pieśniami Fryderyka Chopina w towarzystwie rzeszowskiej śpiewaczki pani Jadwigi Kot-Ochał. Przypominam sobie również występ na scenie Miejskiego Ośrodka Kultury w Jarosławiu. Był to koncert charytatywny dla „Jarosławskich kilometrów dobra”, na rzecz dzieci niepełnosprawnych, w maju tego roku. W czerwcu wystąpiłem na deskach Filharmonii Podkarpackiej w koncercie „Art Celebration – Wschód Kultury - Europejski Stadion Kultury”.

Z. S.: Proszę powiedzieć o najbliższych planach koncertowych.

J. Ś.: W tej chwili przygotowuję się do recitalu wokalnego w ramach obchodów 70-lecia Państwowej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Jarosławiu, a w październiku będę wykonywał w ramach Festiwalu „Przemyska Jesień Muzyczna” – „Mszę koronacyjną” Wolfganga Amadeusza Mozarta, w listopadzie wystąpię gościnnie podczas koncertu Jubileuszowego Zespołu Wokalnego „Unanime” z przepiękną kompozycją James’a Whitbourn’a „Nunc dimitis”. Przyszły rok równie zapowiada się ciekawie. Z tego, co wiem, 15 sierpnia 2018 roku wystąpię na XXVII Festiwalu Wieczory Muzyki Organowej i Kameralnej.

Z. S.: Prowadzi Pan ożywioną działalność artystyczną, bo trzeba także podkreślić, że ma Pan bardzo dużo obowiązków związanych z pracą dydaktyczną na Wydziale Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego i w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu. Trzeba było zadbać o własny rozwój, co także wymagało czasu i cierpliwości.

J. Ś.: Pozyskiwanie stopni naukowych doktora czy doktora habilitowanego, wiąże się ściśle z pracą na uczelni, co czynię z ogromną przyjemnością, bo bardzo lubię sam się uczyć, dzielić swoją wiedzą i doświadczeniem z młodymi ludźmi. Będąc młodym człowiekiem korzystałem z wielu różnego rodzaju kursów, warsztatów, seminariów zarówno krajowych, jak i międzynarodowych. Pracuję już około 25 lat, więc mam także swój dorobek naukowy i dydaktyczny. Mam wypracowane swoje metody pracy.

Z. S.: Wiem także, że współpracuje Pan z innymi uczelniami. Proszę powiedzieć, na czym polega ta współpraca.

J. Ś.: Na polu naukowym współpracuję również z Akademią Sztuki w Szczecinie, z Katedrą Wokalistyki, gdzie od kilku już lat prowadzę warsztaty wokalno-aktorskie. Pierwsze warsztaty odbyły się w Międzyzdrojach, później miały miejsce w Szczecinie, a w tym roku Letnia Akademia Wokalno-Aktorska odbyła się w Kulicach, w Dworku Bismarcka. Współpracuję również z Gdańską Akademią Muzyczną im. Stanisława Moniuszki, z Wydziałem Wokalno-Aktorskim, z Wydziałem Wokalno-Aktorskim Wrocławskiej Akademii Muzycznej. Uczestniczę w różnych sympozjach, sesjach i konferencjach, a przygotowywanie i wygłaszanie referatów daje mi pewną swobodę twórczą. Jest to zarazem poszukiwanie własnej drogi i miejsca w świecie dźwięków, w jakim się obracamy. Każdorazowy występ z odczytem czy referatem jest dla mnie wyrazem potrzeby dialogu z otoczeniem, z ludźmi nauki i samym sobą. Obecność na tego typu wydarzeniach, w moim przekonaniu, ma na celu wystrzeganie się popadania w rutynę, przyzwyczajenie oraz pozwala na lepsze, jak i owocniejsze, wykorzystanie swojej wiedzy przedmiotowej i naukowej w codziennej pracy. Niezaprzeczalnym jest fakt, iż czynne uczestnictwo w tego rodzaju przedsięwzięciach aktywizuje środowiska akademickie. Zagadnienie i doskonalenie człowieka przez innych bądź też w wyniku własnej pracy fascynowało i zajmowało ludzkość od zawsze. Jako pedagodzy, poprzez nasze działania, próbujemy wpłynąć na zainteresowania wokalne młodzieży, rozbudzić ciekawość poprzez śpiew, uczestników takich kursów.

Z. S.: Pewnie młodzi ludzie są tego świadomi, bo chętnie uczestniczą w takich zajęciach.

J. Ś.: W tej chwili naprawdę coraz więcej uczestników zgłasza się na tego rodzaju warsztaty. Chętnie korzystają z nich osoby z zagranicy, które doskonalą swój warsztat. Młodzi ludzie w wiedzy wokalnej mają możliwość zetknięcia się z przedmiotem typu: plastyka ruchu, elementy ruchu scenicznego, rytmika, ekspresja muzyczno-ruchowa. Dlaczego o tym mówię - ruch w połączeniu ze śpiewem stanowi bowiem integralną całość i jest rzeczą szalenie ważną w zawodzie śpiewaka. Artysta na scenie, oprócz świadomości głosu, musi mieć świadomość własnego ciała. Ostatecznym efektem dobrego śpiewu jest poczucie luzu, swobody i elastyczności, ale w całym ciele, nie tylko w aparacie głosowym. Mówiąc najogólniej - uczestnictwo każdego z tych młodych ludzi w tego typu warsztatach wzbogaca ich w nowe przeżycia, doświadczenia, nieustanne doskonalenie się. Takie warsztaty wyrabiają predyspozycje zawodowe, potrzebę kontaktu z dziełem sztuki, rozwijają przede wszystkim ich osobowość artystyczną.

Wielki Ignacy Jan Paderewski mawiał, że na karierę składa się: „5 % szczęścia, 5% talentu i 90% pracy”. Zarówno w tamtych latach, jak i dziś, nie można zrobić kariery po zaśpiewaniu jednej pieśni czy też jednej arii albo po jednym recitalu. Każdy musi mieć świadomość, ze trzeba nad sobą pracować, uczyć się zawodu, zdobywać kwalifikacje i to w sposób nieustanny, niezależnie od tego w jakim wieku jesteśmy.

Z. S.: W ostatnich miesiącach Pana praca naukowa wiąże się coraz częściej z ocenianiem dorobku innych kolegów. Jest Pan często proszony o recenzowanie prac habilitacyjnych.

J. Ś.: Po uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego jestem powoływany w skład Komisji Habilitacyjnych w roli recenzenta. Już pięć razy byłem recenzentem prac habilitacyjnych. To bardzo odpowiedzialna praca, wymagająca wielkiej skrupulatności i zajmująca dużo czasu. Wszystkie otrzymane dokumenty wymagają wnikliwej analizy. Pisząc opinie zawsze ważę każde słowo, aby nie skrzywdzić ocenianej osoby, bo jest to dorobek całego jej dotychczasowego życia, pasji i oddania się.

Z. S.: Latem tego roku pojechaliśmy z mężem do Buska Zdroju i czytaliśmy afisze informujące o konkursie wokalnym, koncertach i warsztatach. Na tych afiszach widniało także Pana nazwisko.

J. Ś.: Rzeczywiście, od trzech lat prowadzę tam warsztaty wokalistyki i plastyki ruchu, które są adresowane do uczniów szkół muzycznych II stopnia wydziałów wokalnych, jak i do studentów wydziałów wokalnych akademii muzycznych. Dziś studenci szukają na tego rodzaju warsztatach czegoś, co może sztukę wzbogacić i jej służyć. W sposób praktyczny wykorzystują naukę dla sztuki, a nie naukę dla nauki.
W Busku Zdroju miałem przyjemność współpracować z panią prof. Jolantą Omiljanowicz-Quattrini z Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina, z panem prof. Piotrem Łykowskim - dziekanem Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej we Wrocławiu oraz z panią Renatą Kuczyńską z Brauschweig w Niemczech. Wszyscy są wspaniałymi śpiewakami, bardzo doświadczonymi artystami, którzy wdrażają coraz lepsze metody, sposoby wpływania na rozwój zdolności naszych studentów. W sposób mistrzowski docierają do centrów twórczych, usuwając przy tym wszelkie zapory mogące się objawiać na drodze rozwoju zdolności młodego człowieka zafascynowanego sztuką śpiewu.
Sam Albert Einstein mawiał: „Zadanie najwyższe to dotrzeć do tych uniwersalnych praw, z których świat można zbudować czystą dedukcją. Nie ma logicznej drogi do tych praw, osiągnąć je może jedynie intuicja oparta na życzliwym zrozumieniu doświadczenia”.

Z. S.: Jest Pan także często zapraszany do prac jury konkursów wokalnych, najczęściej związanych z muzyką klasyczną, ale nie tylko.

J. Ś.: W tym roku, powiem szczerze, miałem też okazję zetknąć się z lżejszą muzą. Zaraz po zdobyciu stopnia doktora habilitowanego, w kwietniu 2016 roku, zostałem zaproszony do jury konkursu „Tylko polska piosenka”, organizowanego przez Dębicki Dom Kultury. Tam miałem przyjemność pracować z panem Jerzym Połomskim. W lutym tego roku brałem udział w pracach jury VII Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Aktorskiej, Filmowej i Musicalowej zatytułowanego „Piosenka w meloniku”, a obok mnie siedzieli: Mieczysław Szcześniak, Łukasz Zagrobelny i Robert Janowski. Znowu 22 kwietnia, ale już rok później – w 2017 roku, po raz drugi zostałem zaproszony do prac jury V Konkursu „Tylko polska piosenka” zorganizowanego przez Dębicki Dom Kultury. Tym razem pracowałem z panią Katarzyną Groniec. 23 maja bieżącego roku pracowałem w jury Ogólnopolskiego Konkursu „Student ma talent” , którego organizatorem jest Uniwersytet Rzeszowski. Jest to nowy konkurs i zarazem jedyny w Polsce. Uczestniczy w nim utalentowana młodzież z różnych ośrodków akademickich całej Polski. No i niedawno miałem przyjemność brać udział w pracach jury I Ogólnopolskiego Konkursu Wokalnego „Bella Voce” w Busku Zdroju. W jury zasiadali tak znakomici śpiewacy, jak: prof. dr hab. Piotr Kusiewicz - przewodniczący, oraz pani prof. Jolanta Omiljanowiecz-Quattrini, pani Renata Kuczyńska, pan prof. dr hab. Piotr Łykowski, pani Ewa Warta-Śmietana i moja skromna osoba.

Z. S.: Ma Pan dwa miejsca na Ziemi: Rzeszów, gdzie Pan zamieszkał, założył rodzinę i pracuje na Wydziale Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, a drugim jest Jarosław – miasto, w którym się Pan urodził, rozpoczął naukę muzyki w Szkole Muzycznej, w której Pan teraz pracuje. W rodzinnym mieście stara się Pan w różny sposób popularyzować muzykę klasyczną - poprzez występy artystyczne i działalność animacyjną na rzecz kultury.

J. Ś.: Jest to temat niewątpliwie dziś bardzo trudny i bardzo drażliwy. Biorąc jednak pod uwagę moją osobowość, obydwa rodzaje mojej działalności umożliwiają mi kontakt z szeroką publicznością i wpływają na jakość mojego artyzmu. Przygotowanie się do prowadzenia koncertów jest czasochłonne i wymaga szerokiej wiedzy ogólnomuzycznej, zmusza mnie do innego rodzaju kontaktu z publicznością i często do spontanicznego reagowania na zachowania widzów czy też słuchaczy. Spoczywa na mnie jednocześnie ogromna odpowiedzialność budowania nastroju danego przedsięwzięcia kulturalnego, jakiego się podejmuję.

Z. S.: Powiedział Pan, że jest to temat drażliwy - dlaczego?

J. Ś.: W Polsce niestety brak jest instytucji, które by tego typu działania do końca rozumiały i w sposób czynny godnie wspierały, zwłaszcza w małych miastach. W tym momencie mogę liczyć na dobrą wolę i zrozumienie dyrekcji Centrum Kultury i Promocji Miasta Jarosławia, z którym najczęściej charytatywnie współpracuję. Organizując tego typu spotkania jestem przekonany o ich słuszności. To właśnie ta forma żywego docierania do słuchacza, ma największą szansę w upowszechnianiu wysokiej kultury i jej się należy szacunek i szczególna uwaga. Cieszy mnie fakt, że osoby obecne na tego typu koncertach zauważają potrzebę organizowania i uczestnictwa w takich wydarzeniach. Co ciekawe, często młodzi ludzie obecni na koncertach w sposób zauważalny potrafią cieszyć się muzyką, potrafią wyciągnąć z niej wartości, rzekłbym, najistotniejsze. Uwidacznia się to w słowach wdzięczności adresowanych do organizatorów, jak i wykonawców. Takie zachowania ludzi są najlepszym rodzajem zapłaty i jednocześnie bodźcem do podejmowania przeze mnie dalszych działań twórczych zmierzających w podobnym kierunku. Taka mobilizująca postawa odbiorców zmusza do coraz to nowszych, doskonalszych pomysłów, rozwiązań, konwencji każdego spotkania z melomanami, jakże chłonnymi wszystkiego, co piękne i niecodzienne.

Z. S.: Pana praca w rodzinnym Jarosławiu została bardzo pięknie podkreślona i doceniona - 27 kwietnia 2017 roku Rada Miasta Jarosławia jednomyślnie nadała Panu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Jarosławia, a w gronie honorowych obywateli znajduje się tylko trzech artystów muzyków: hiszpański gambista i kompozytor Jordi Savall, francuski muzykolog i wybitny wykonawca muzyki dawnej Marcel Peres oraz Pan.

J. Ś.: Przyznam szczerze, że ten tytuł i to wyróżnienie spadło na mnie jak przysłowiowy „grom z jasnego nieba”. Jak się wyraziłem w dniu nadania mi tego zaszczytnego tytułu, przyjąłem go z pokorą, szacunkiem i radością. Rzeczywiście robię dużo dla mojego miasta, bo moim credo życiowym są słowa: „Człowiek, który nie ma szacunku dla przeszłości, nie jest godzien teraźniejszości”. Kocham swoje miasto, jestem osobą bardzo emocjonalną, rzeczywiście często wracam do niego, tam zaraz po skończonych studiach w 1992 roku podjąłem pracę w Państwowej Szkole Muzycznej. Zawsze tam mnie ciągnęło i po dziś dzień się z tym miastem nie rozstaję. Kocham moją małą ojczyznę Jaroslaviensis. W tym mieście są moje korzenie, z tego miasta pochodzę, tu się urodziłem, w tym mieście zrodziła się historia kształtowania mojego własnego losu.

Z. S.: W tym mieście rozpoczął Pan swoją przygodę z muzyką.

J. Ś.: Zamiłowania do muzyki nie da się wpoić na siłę i zawsze ono było we mnie. Swoją przygodę ze Sztuką rozpocząłem od nauki gry na akordeonie i po sześciu latach zdobyłem dyplom ukończenia Szkoły Muzycznej I stopnia, a następnie w dwóch kolejnych latach, bo uczęszczałem do 8-klasowej szkoły podstawowej, ukończyłem dyplom z fortepianu głównego w tejże samej szkole. W tym momencie należy wspomnieć moją wspaniałą nauczyciel, autorytet jak i wizytówkę jarosławskiej Szkoły Muzycznej – panią Krystynę Kudłę. W czasie dwóch lat ukończyłem pod jej kierunkiem fortepian główny. To Jej osobowość i determinacja w najznaczniejszym stopniu zadecydowała o mojej dalszej drodze zawodowej. Dzisiaj, korzystając z naszego spotkania, chcę przekazać wyrazy podziękowania dla Pani Krystyny Kudły. Dziękuję jej przede wszystkim za wiele godzin wspólnie spędzonych przy fortepianie, za niezapomniane lekcje harmonii, a przede wszystkim dziękuję Pani Krystynie Kudle za cierpliwość, wytrwałość i za to, że wierzyła we mnie. Dziękuję Pani za to, że w sposób konsekwentny potrafiła wpłynąć na moje zainteresowania muzyczne. Warto dodać, że Ta niezwykła pedagog jarosławskiej Szkoły Muzycznej wychowała liczną gromadkę cenionych dziś muzyków zarówno w kraju, jak i za granicą. Jej aktywna działalność na rzecz trwałych wartości i dziedzictwa naszej kultury godna jest podziwu i pamięci nas wszystkich, którzy byliśmy Jej uczniami. Z tego miejsca raz jeszcze wyrazy wielkiego szacunku i podziękowania.

Z. S.: Na zakończenie spotkania pragnę zauważyć, że jest Pan szczęściarzem. Kocha Pan muzykę i może jej Pan służyć na wielu płaszczyznach

J. Ś.: Muszę podkreślić, że dla mnie los był łaskawy, gdyż trafiłem na wielkich ludzi, wielkie autorytety, które wpłynęły na moją osobowość. Dziś muzyka jest dla mnie wszystkim. Jest lekarstwem na życie, zmusza mnie do refleksji, zadumy, do chwili uniesień artystycznych, które w pewnym momencie doprowadzają mnie do skojarzeń, konkluzji, a co najważniejsze - wciąż do nowych inspiracji.
Myślę, że nie tylko mnie, ale każdego człowieka szlachetnego i wrażliwego. Dzisiaj rzadko kto potrafi się choć na chwilę skupić na tego typu sztuce - wsłuchać się w Jej sens, wgłębiać w Jej zwiewność, ulotność i nieuchwytność.
Konkludując naszą rozmowę powiem, że nie ma takiej potrzeby, aby kogokolwiek, kto zagląda na blog „Klasyka na Podkarpaciu” przekonywać o potrzebie istnienia jakże pięknej i pożytecznej dziedziny Sztuki, jaką jest Muzyka. Wiadomo od wieków, że krzepi na duchu, leczy z wszelkich urazów, wszelkich ran, a co najważniejsze zmusza do głębszych przemyśleń.

Z dr hab. Jackiem Ściborem - śpiewakiem i pedagogiem rozmawiała Zofia Stopińska 16 września 2017 roku w Rzeszowie.