Wydrukuj tę stronę
Księżniczka czardasza w Operze Śląskiej w Bytomiu
od lewej: Leokadia Duży, Bogdan Kurowski, Maciej Komandera, Łukasz Gaj, Aleksandra Orłowska, Bassem Akiki, Rafał Kłoczko, Pia Partum, Wojciech Puś (przy mikrofonie) - podczas spotkania po premierze "Księżniczki czardasza" fot. z telefonu komórkowego

Księżniczka czardasza w Operze Śląskiej w Bytomiu

     W Operze Śląskiej w Bytomiu ostatnie wieczory 2017 i pierwsze 2018 roku wypełnione są spektaklami operetki „Księżniczki czardasza” Imre Kalmána do libretta Leo Steina i Béli Jenbacha w przekładzie polskim Jerzego Jurandota. Tych, którzy wybiorą się na spektakl, czeka niespodzianka, bo reżyser spektaklu, Pia Partum, zaproponowała coś, co odbiega od znanej nam doskonale konwencji, przenosząc akcję w lata 20-te ubiegłego wieku. Jej „Księżniczka czardasza” jest opowieścią o miłości pięknej gwiazdy czardasza Sylvii Varescu i młodego księcia Edwina, bardzo podobnej do tej, która przydarzyła się Hance Ordonównie - piosenkarce, tancerce, aktorce - i arystokracie Michałowi Tyszkiewiczowi.
     Ponieważ 29 grudnia miałam szczęście być na premierze, a później na spotkaniu z twórcami i wykonawcami, stąd o tym spektaklu opowiemy w krótkich rozmowach, a rozpoczynamy od wypowiedzi dyrygenta i kierownika muzycznego bytomskiej „Księżniczki czardasza” – Rafała Kłoczko, którego pytałam, co zostało pominięte z oryginalnej partytury, a co zaaranżował i dodał wprowadzając nas w klimat lat 20-tych ubiegłego wieku.

     Rafał Kłoczko: Jestem przeciwnikiem wycinania czegokolwiek, ale w pierwszym akcie zostały pominięte cztery takty, w drugim wykonaliśmy wszystko zgodnie z oryginalną partyturą, a w trzecim pominęliśmy introdukcję, po to, żeby dać własną introdukcję, opartą na melodii piosenki „Miłość ci wszystko wybaczy”, w wersji na orkiestrę symfoniczną. To były jedyne odstępstwa od oryginalnej partytury.
     Zofia Stopińska: Podobieństwo losów Sylvii Varescu i Hanki Ordonówny podkreślało wszystko, co widzieliśmy na scenie.
     R. K.: Historie ich życia były na pewnym etapie zbieżne. Obie były bohaterkami mezaliansów, obie wyjechały na tournée do Ameryki, z tą różnicą, że w „Księżniczce czardasza” wszystko kończy się happy endem, a w przypadku Hanki Ordonówny, z tego, co wiem, nie do końca.
     Z. S.: Po raz pierwszy pracuje Pan z zespołem Opery Śląskiej?
     R. K.: Tak, w ogóle jestem pierwszy raz na Śląsku i od razu pełną parą.
     Z. S.: Myślę, że po premierze jest Pan bardzo zadowolony.
     R. K.: Jestem dumny z muzyków i z wokalistów, bo na pierwszych próbach widziałem, że czasem otwierali oczy, bo od wielu lat śpiewali czy grali w dobrze znany sposób, a ja żądam czegoś innego. Odpowiadałem, że tak jest w partyturze i nie wymyślam niczego innego. Fakt, że sam komponuję, nauczył mnie wielkiego szacunku do partytury, bo wiem, co przeżywałem, kiedy ktoś wykonywał mój utwór i coś nie było zgodne z moją intencją.

     Zofia Stopińska: Podczas premierowego spektaklu główne role wykonywali: znana ze znakomitych kreacji Sylvii Varescu - Pani Aleksandra Orłowska i Pan Łukasz Gaj, który wystąpił w roli Edwina. Jak czuli się Państwo w tych rolach podczas dzisiejszego spektaklu?
     Aleksandra Orłowska: Było bardzo ciekawie, trochę inaczej, bardziej na poważnie, ale dzięki temu ja odkryłam w tej roli dużo prawdziwych emocji, które chyba były widoczne i słyszalne. Mam nadzieję, że udzieliły się także publiczności.
     Łukasz Gaj: Prawdziwe emocje w tej operetce są najważniejsze i nie tylko nasze, ale wszystkie postacie – również Boniego i Stasi, są urealnione, pozbawione jakiejkolwiek sztuczności, której w operetce zwykle nie brakuje. To dla nas nowe doświadczenie – myślę, że będzie ono owocowało w przyszłości.
     A. O.: Nie zawsze musi być śmiesznie i zabawnie, ma być też wzruszająco, pięknie i ma porywać.
     Z. S.: Słyszałam, jak niektórzy mówili po spektaklu, że brakowało im prawdziwego węgierskiego czardasza. Może to prawda, ale jednocześnie mogli Państwo bez zadyszki śpiewać pełnym głosem, i tak było.
     A. O.: To prawda, bo momentami trzeba było faktycznie tak śpiewać i mam nadzieję, ze daliśmy radę.
     Ł. G.: My jesteśmy zadowoleni z naszej pracy, ale nie nam ją oceniać. Mam nadzieję, że spektakl będzie się podobał i publiczność będzie go mile odbierać.
     Z. S.: Zapytam jeszcze o współpracę z młodym dyrygentem, który właściwie rozpoczyna dopiero swoją przygodę z operetką.
     Ł. G.: Nowe doświadczenie Rafała - spotkanie z operetką i świeże spojrzenie na partyturę było dzisiaj słychać w orkiestrze. Dla nas jest także cenne, że odkrywa partyturę na nowo, proponuje rzeczy, których my byśmy nie zaproponowali – to wszystko było dzisiaj ze sceny słychać.
     A. O.: Jestem zachwycona współpracą z Rafałem, bo jest dyrygentem bardzo konkretnym, bardzo wymagającym, ale jednocześnie konsekwentnym w tym, co robi i mnie to bardzo odpowiada, a na dodatek jeszcze zwykle każdy dyrygent mnie pogania, żebym szybciej śpiewała, a on pozwala mi się rozśpiewać. Mimo młodego wieku jest niezwykłym profesjonalistą, ma swoje pomysły, które realizuje. Bardzo cieszy nas taka praca.
     Z. S.: „Księżniczka czardasza” będzie wystawiana w najbliższym czasie w Operze Śląskiej codziennie, a kiedy na scenie można będzie Państwa zobaczyć i usłyszeć?
     Ł. G.: Podczas sylwestrowego spektaklu, a później 1, 4, 5, 7 stycznia, 15 stycznia wystąpimy w Katowicach, później w Bytomiu 20 stycznia oraz 8 i 10 lutego.
     A. O.: W moje urodziny!
     Ł. G.: Cieszę się, że wystąpimy w tym dniu razem na scenie.

     Zofia Stopińska: Bardzo dobry warsztat i potęgę brzmienia pokazał dzisiaj Chór Opery Śląskiej w Bytomiu prowadzony przez Panią Krystynę Krzyżanowską-Łobodę. Od lat jesteście zawsze przygotowani „na medal” do każdego występu.
     Krystyna Krzyżanowska-Łoboda: Pracuję już szósty rok z tym chórem i wydaje mi się, że cały czas doskonalimy się i cieszę się, że w każdej kolejnej premierze Chór Opery Śląskiej jest oceniany pozytywnie. Wspomniała Pani o dobrym warsztacie. Musimy nad nim ciągle pracować, bo to jest podstawa. Spektaklami i koncertami z naszym udziałem dyrygują mistrzowie batuty z różnych stron Polski i nie tylko. Wszyscy są zadowoleni z Chóru, ale podkreślam – cały czas musimy pracować na sukcesy.
     Z. S.: Pracuje Pani z Chórem, przygotowuje do spektaklu, a później oddaje go Pani w ręce dyrygenta.
     K. K. Ł.: Tak to już jest. W przypadku tej realizacji spektakli „Księżniczki czardasza” na scenie może być tylko dziewięć par, czyli osiemnaście osób, a w chórze śpiewa ponad trzydzieści i poradziliśmy sobie w ten sposób, że część zespołu śpiewała z balkonów. To było dla nas duże wyzwanie, ponieważ ten tytuł przetłumaczony na język polski wcale nie jest taki łatwy do wykonania. Mam nadzieję, że wszyscy obecni na widowni słyszeli wyraźnie słowa śpiewane przez chór.
      Z. S.: Chór brzmi po prostu pięknie. Spotykacie się właściwie codziennie.
      K. K. Ł.: Tak i to nawet dwa razy dziennie. Ostatnio bardzo dużo było prób, bo oprócz spektakli - w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia daliśmy „Koncert Kolęd” w wykonaniu Chóru, na dużej scenie i zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci przez publiczność. Dziękuję za podkreślenie pięknego brzmienia, bo to bardzo ważne w Operze.
Podziwiam moich chórzystów oraz ich trudną pracę i jestem szczęśliwa, że mogę pracować z tym zespołem.

     Zofia Stopińska: Z nowym dyrektorem artystycznym Opery Śląskiej w Bytomiu – Panem Bassemem Akiki spotykamy się po trzeciej premierze w tym sezonie.
     Bassem Akiki: Zgadza się, bo pierwszą była opera „Romeo i Julia” – Charles’a Gounoda, później z myślą o młodych miłośnikach opery został przygotowany „Mały Kominiarczyk” Benjamina Brittena i teraz „Księżniczka czardasza” Emmericha Kálmána.
     Z. S.: Z dyrektorem Łukaszem Goikiem macie już z pewnością Panowie dalsze plany.
     B. A.: Owszem, nasze plany są bardzo ciekawe, ale mogę zdradzić jedno wydarzenie. Będziemy mieli bardzo piękną premierę baletową - „Szecherezada” i „Medea” – dwa spektakle baletowe podczas jednego wieczoru, bardzo ciekawe, na które zapraszam w maju, a wcześnie będziemy mieli „Toscę”. Tyle mogę zdradzić na razie.
     Z. S.: Jak się Panu podobało dzisiejsze wydarzenie?
     B. A.: Podkreślę, że byłem przy powstawaniu tej koncepcji i bardzo ją popierałem. Pomysł nawiązania do historii miłości Hanki Ordonówny był bardzo dobry. Klimat lat 20-tych ubiegłego wieku podkreślały kreacje głównej bohaterki i baletu w pierwszym akcie oraz melodia piosenki „Miłość ci wszystko wybaczy” w trakcie. Byłem bardzo wzruszony momentami i to jest cudowne, że w operetce można się wzruszyć, a nie tylko się śmiać, bo jednak ta kobieta przeżyła wielką tragedię życiową, z której nie możemy się śmiać, i pokazywanie emocji także w operetce, a nie tylko w operze, jest też ważne.
     Z. S.: Z pewnością tłumy będą na Waszą „Księżniczkę czardasza” przychodzić.
     B. A.: Zapraszamy w styczniu i w lutym, bo będziemy wystawiać ten spektakl bardzo często.
     Z. S.: Opera Śląska często wyjeżdża i wystawia swoje spektakle nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Myślę, że „Księżniczka czardasza” będzie często wystawiana także poza Waszą siedzibą.
     B. A.: Z pewnością, bo bardzo łatwo da się przenieść ten spektakl na inne sceny, bo nie trzeba tu dużej orkiestry, chóru czy baletu.
     Z. S.: Gratuluję, bo premiera była wspaniała. Pięknie grała orkiestra, wspaniale brzmiał chór, no i soliści byli znakomici. Życzę wiele takich spektakli w nadchodzącym 2018 roku.
     B. A.: Dziękuję bardzo i również życzę Pani i wszystkim, którzy przychodzą do Opery Śląskiej oraz oglądają nasze spektakle w terenie (często także na Podkarpaciu) – szczęśliwego 2018 roku.

     Zasłużenie wiele ciepłych słów padło pod adresem kierownika muzycznego i dyrygenta premierowego spektaklu „Księżniczki czardasza” w Operze Śląskiej w Bytomiu – Rafała Kłoczko oraz Chóru i Orkiestry Opery Śląskiej.
Wspaniale zaprezentowali się także wykonawcy partii solowych. Pięknie brzmiał sopran Aleksandry Orłowskiej, która zachwycała także urodą i była świetną Silvią Varescu. Doskonale śpiewał obdarowany przez naturę wspaniałym tenorem i warunkami scenicznymi Łukasz Gaj. Na słowa pochwały zasługują Panowie Maciej Komandera (Boni) i Adam Zaremba (Feri) oraz Pani Leokadia Duży (Stasi). Wiele wniosły do całości kreacje Włodzimierza Skalskiego, Cezarego Biesiadeckiego, Michała Bagniewskiego i Juliusza Ursyna Niemcewicza. Znakomici byli pod każdym względem, ale przede wszystkim aktorskim, Joanna Kściuczyk-Jędrusik i Bogdan Kurowski w roli rodziców Edwina von Lippert-Weylersheim.
Nad całością czuwali: Pia Partum – reżyseria; Wojciech Puś – przestrzeń, wideo, światła; Andrzej Sobolewski – kostiumy; Henryk Konwiński – choreografia i ruch sceniczny; Grzegorz Pajdzik – kierownik baletu.
      Moje relacje z premierowych spektakli Opery Śląskiej w Bytomiu zamieszczam na stronach „Klasyki na Podkarpaciu” dlatego, że ten teatr operowy najczęściej jest zapraszany na Podkarpacie i mam nadzieję, że premiery, które odbyły się w tym sezonie („Romeo i Julia” Ch. Gounoda i „Księżniczka Czardasza”) zostaną wystawione także niedługo w Polsce południowo-wschodniej.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Udostępnianie, wykorzystywanie, kopiowanie jakichkolwiek materiałów znajdujących się na tej stronie bez zezwolenia zabronione.
Copyright by KLASYKA NA PODKARPACIU | Created by Studio Nexim | www.nexim.net